poniedziałek, 24 lutego 2014

Historia O

Książka, którą dostał mój mąż na urodziny. Od najlepszego przyjaciela. Książka opisana jako erotyczna.
Nieźle napisana, bardzo dobrze się ją czytało. Zastanawiam się, czy to kwestia stylu czy dobrej edycji, bo tekst był bardzo przejrzysty i nie męczył oczu. Na pewno jednak nie była to zasługa treści.
Według mnie ta książka nie jest powieścią erotyczną. Pierwsze słowo, którym mam ochotę ją określić to "okropna". Dlaczego?
Opowiada o kobiecie, która zostaje zniewolona przez swojego kochanka. Dosłownie. Nie zdradzam wielkiej tajemnicy, bo dzieje się to już na pierwszych 10 stronach. O zostaje uprowadzona przez swojego kochanka do Roissy- miejsca, gdzie kobiety są przemieniane w niewolnice. Noszą tam obroże na szyjach i obręcze na rękach. Są wiązane, chłostane i gwałcone. Są zmuszane do chodzenia nago i spełniania każdej zachcianki mężczyzn. Okropne, powiecie. Zgadza się. Ale nie tak, jak postawa bohaterki.Jestem w stanie zrozumieć, że rozbiera się w taksówce po drodze na prośbę kochanka. Jestem w stanie zrozumieć, że pod wpływem groźby wykonuje później jego polecenia ("jeśli nie zrobisz ego z własnej woli, zostaniesz zmuszona").Rozumiem to, tłumacząc to sobie strachem i szokiem wynikłym ze zdrady bliskiej osoby. Ale nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego po wypuszczeniu jej z Roissy nie ucieka. Dlaczego dalej jest ze swoim kochankiem. Dlaczego wykonuje jego polecenia i jest zadowolona z tego, ze jest traktowana jak rzecz. Dlaczego chodzi bez bielizny i wymienia całą garderobę tylko dlatego, że kochanek tak woli. Dlaczego nic nie mówi, kiedy kochanek postanawia oddać ją swemu przyrodniemu bratu do dowolnego użytku. Dlaczego pozwala im decydować o swoim życiu. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego na prośbę kochanka i jego brata oddaje się innym mężczyznom i cieszy się, że sprawia im przyjemność patrzenie na to!
Bardzo współczułam O, że jest torturowana a przez zaniżone poczucie własnej wartości odczuwa z tego powodu satysfakcję. Potem powoli przestawałam jej współczuć. Okazało się, że zanim poznała swego kochanka sama wykorzystywała mężczyzn nie obdarzając ich uczuciem, bawiąc się nimi i torturując. Psychicznie. Rozbierając się przed nimi i leżąc przez 2 godziny, podczas których mężczyzna mógł na nią tylko patrzeć. Okazało się też, że wykorzystywała również kobiety. Rozpalała w nich namiętność, pieściła je, zachowując jednak dystans emocjonalny i fizyczny- pieszczoty były jednostronne, jej kobiety nie dotykały. Ale czy nawet takie zachowanie zasługuje na tak okropną karę? Na chłostę z powodu pytania, czy mogłaby spędzić wieczór tylko z kochankiem zamiast z jego bratem? Na zaobrączkowanie i wypalenie na tyłku inicjałów brata gorącym żelazem? Na totalny brak szacunku? Chociaż, żeby ktoś nas szanował najpierw musimy sami siebie szanować.
Okładka mówi, że książka jest krzykiem kobiety, która chce do kogoś należeć. Rozumiem pragnienie bycia czyjąś i bycia kochaną. Ale uważam, że to jest opowieść o kobiecie, która z własnej woli staje się niewolnicą mężczyzn. Wielu mężczyzn. Staje się narzędziem do sprawiania rozkoszy i zaspokajania rządzy mężczyzn. A sama czerpie przyjemność wyłącznie z tego, że jej kochanek jest zadowolony patrząc jak inni ją chłoszczą i gwałcą.
Na końcu dodane jest posłowie. Jest napisane bardzo dziwnym językiem, niektórych zdań w ogóle nie udało mi się zrozumieć, mimo że czytałam je po kilka razy. Jest tam nawiązanie do niewolnictwa (bardzo trafne jeśli chodzi o treść książki) i stwierdzenie, ze kobiety potrzebują mieć pana, który nimi będzie rządził. Tylko większość wstydzie się do tego przyznać. Czy tak jest, drogie panie? Czy mężczyźni naprawdę tak uważają, drodzy panowie?
W posłowiu jest jednak zawarta jedna myśl, z kórą muszę się zgodzić. Miłość nie jest wolnością. Jest zobowiązaniem. Jednak w przeciwieństwie do sytuacji przedstawionej w książce, ja uważam, że jest zobowiązaniem obustronnym. Każdy z partnerów jest zależny od drugiego i żaden nie ma prawa przekraczać pewnych granic. Pozostawiam to do przemyślenia i ewentualnej dyskusji.
Zastanawiam się, czy przyjaciel mojego męża wiedział, co mu kupuje. Mam nadzieję, że nie i kierował się wyłącznie słowami na okładce.

Ocena: 6