wtorek, 26 kwietnia 2016

Po drugiej stronie kartki

O tej książce dowiedziałam się przypadkiem podczas świątecznego konkursu na lubimyczytac.pl. Samemu wybierało się książki, które chciało się wygrać i podczas oglądania nagród trafiłam na tę. Konkursu nie wygrałam, ale zapamiętałam tytuł i niedawno wypożyczyłam z biblioteki. Ciekawe, że czytałam tę książkę dokładnie rok po tym, jak czytałam pierwszy tom. A dokładnie pamiętam, kiedy miałam go w rękach, bo przeczytałam go w jeden dzień, jak mąż był na rozmowie o pracę w Irlandii. Nie spodziewałam się, że „Z innej bajki” będzie miało kontynuację, ale sięgnęłam po nią z dużym optymizmem.


wtorek, 19 kwietnia 2016

Podróże Guliwera

Właściwie chyba każdy słyszał o Guliwerze, widział jakiś film albo bajkę. Ale ile osób tak naprawdę zna tę historię Swifta i czytało książkę? W bibliotece „Podróże Guliwera” oznaczone są jako lektura, czyli możliwe, że jakieś dzieci czytały tę książkę. Jednak w lekturze mieszczą się tylko dwie z czterech części powieści. I to według Wikipedii nie ma tam tej najpopularniejszej i najczęściej omawianej. Muszę się tu nie zgodzić z wikipedią. Udało mi się jednak w dziale młodzieżowym znaleźć drugi egzemplarz, w którym były wszystkie części. Znalazłam go po przeczytaniu tego z działu lektur, więc książkę czytałam w dwóch turach w dwóch różnych wydaniach.

piątek, 15 kwietnia 2016

Smocze zęby

Kiedy zebrałam w bibliotece wszystkie książki, po które przyszłam, przy biurku bibliotekarki stała kolejka. Nie spieszyło mi się nigdzie, więc stanęłam sobie przy półce z fantastyką i postanowiłam poszukać jeszcze czegoś ciekawego dla siebie. Większość książek była częściami jakichś trylogii albo jeszcze gorzej – sag. A ja miałam ochotę na coś, co mogę łyknąć jednorazowo i nie bawić się później w szukanie kolejnych części. Bo niestety mam tak, że jak już jakiś cykl zacznę, to czuję wewnętrzny przymus, żeby go skończyć… W końcu dostrzegłam „Smocze zęby”. Jakiś rys Europy z czasów wypraw krzyżowych, rycerze, smoki – może być fajnie.

Nie było.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Człowiek z Wysokiego Zamku

Postanowiłam, że skoro lecę już tak zwaną klasyką (G.K. Chesterton) to wypadałoby sięgnąć też po Philipa K. Dicka. No i akurat chyba najpopularniejsza (w każdym razie ja najwięcej o niej właśnie słyszałam) jego książka znalazła się w bibliotece, w której ja również byłam. Przyznam, że nieco się obawiałam, bo coś mi się kojarzyło, że Dick to takie „twarde sf”. A ja jednak nie przepadam za tym klimatem. Umiem docenić dobrze napisane, ale nie sprawia mi takiej przyjemności, jak zwykłe fanatsy. Może dlatego, że w science fiction zawiera się „science”, które dla mnie bywa najczarniejszą magią, zwłaszcza kiedy idzie w stronę fizyki. Mimo to uznałam, że wypada znać Dicka, więc wzięłam tego „Człowieka z Wysokiego Zamku”.

piątek, 8 kwietnia 2016

Latająca gospoda

Kiedyś już wspominałam, że często jedna książka prowadzi mnie do kolejnej. Tak było w tym wypadku – do „Latającej gospody” zaprowadziły mnie „Kliksy klawiatury”. Pratchett kilka razy wspominał w tamtej książce o Chestertonie i uznałam, że wypada znać twórczość kogoś, kto tak mocno wpłynął na mojego ulubionego autora. W pobliżu nie było niestety książki „Napoleon z Notting Hill”, która to właśnie była konkretnie wspomniana, jednak uznałam, że samo zapoznanie się z autorem będzie już jakimś początkiem. Najbliżej mnie była akurat „Latająca gospoda”, więc uznałam, że warto spróbować.

środa, 6 kwietnia 2016

Kiksy klawiatury

Już od dawna prosiłam różnych ludzi, żeby kupili mi tę książkę. Ale z jakiegoś powodu nie chcieli… Ciągle słyszałam, że to za tanie na prezent (chyba nie liczy się koszt prezentu, a to czy obdarowany go chce, nie?), że ciągle tylko kupują mi książki. Ale nareszcie się doprosiłam i dostałam „Kiksy klawiatury” pod choinkę. Chwilkę musiały poczekać na swoją kolej z różnych powodów – miałam książki wypożyczone z biblioteki, na których przeczytanie został określony czas (trzeba oddać). A taką, którą już mam mogę przeczytać w dowolnej chwili. Nie byłam też pewna, jak zareaguję na eseje, przemowy itp. Lubię prozę Pratchetta, ale powieści to coś zupełnie innego niż tego typu teksty. Mimo to wiadomo – książkę musiałam mieć i przeczytać.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Folklor Świata Dysku

Zawsze interesował mnie folklor, legendy, mity, podania ludowe. Uważam, że są bardzo inspirujące, zwłaszcza dla fantastyki (i horroru). Dlatego od razu praktycznie kupiłam tę książkę - uznałam, że może być mega ciekawa. W dodatku na okładce są niania Ogg i babcia Weatherwax, co tylko podsyciło moją ciekawość.

Ta notka będzie raczej krótka – nie będę streszczać książki, bo nie ma to sensu. To tak jakby streszczać naukowe fragmenty z „Nauki Świata Dysku”. A fabuły tu nie ma, więc nie ma co streszczać. Napiszę więc tylko kilka zdań.