środa, 24 września 2014

Córka Węża Midgardu

Drugi tom sagi Asgard. Rozpoczęty zaraz po "Thorze" z nadzieją na ciąg dalszy.
Niestety, ciągu dalszego nie ma :O To znaczy "Córka Węża Midgardu" jest osobną powieścią, nie mającą z Thorem prawie nic wspólnego.A co ma? Przede wszystkim autora :D Poza tym głównymi bohaterami są wikingowie, pojawiają się też wzmianki dotyczące bogów nordyckich, tu w nawiązaniu do Boga chrześcijańskiego.
Główną bohaterką książki jest około dwunastoletnia Katharina - sierota wychowywana przez księdza w małej wiosce i resztę tejże wioski. Całe dotychczasowe życie dziewczyna spędziła w Elsbusch (ta wioska) i nie odchodziła dalej niż do zamku o tej samej nazwie, który był około półgodziny drogi dalej. Była pracowita, jednak ksiądz jej nie lubił, uważał, że jest diabelskim pomiotem i przyniesie wszystkim nieszczęście.
Powieść zaczyna się mocno - płonie zamek Elsbusch, ktoś płonie żywcem, Katharina (uważana za chłopca, bo ma krótkie włosy i spodnie o kimś z wioski) i graf próbują uciec, jednak graf umiera od topora wikinga. Wcześniej wydał dziewczynie polecenie, żeby biegła ostrzec wioskę i wezwać pomoc od sąsiedniego hrabiego. Katharina dociera do swojej wioski, jednak wszyscy jej mieszkańcy nie żyją, a ksiądz umiera na jej oczach, przybity do krzyża. W przerażeniu dziewczyna ucieka, usiłując uniknąć spotkania po drodze groźnych demonów - wikingów. Spotyka hrabiego de Pardeville, który obiecuje posłać po pomoc. Chce wziąć ze sobą dziewczynę (również uważając ją za chłopca), żeby była bezpieczna, ta jednak odmawia. Wraca do lasu i chce rzucić się na pożarcie smokowi nad rzeką, by w ten sposób oczyścić się z grzechów (uważa, że napad jest jej winą, bo zasnęła na swojej pierwszej warcie). Okazuje się jednak, że smok to łódź wikingów, a jeden z jej właścicieli wpada na Katharinę w lesie. Dochodzi do krótkiej, ale brutalnej przepychanki, wiking niemal spada z klifu, a dziewczyna kończy ze złamanym żebrem, tracąc przytomność.
Odzyskuje ją na smoczej łodzi, nie wiedząc gdzie płynie, ale dowiaduje się, że jest jeńcem, za którego wikingowie planują wziąć okup. Przyjeżdża po nią Pardeville, jednak ona nie chce z nim iść, w zamieszaniu rozrywa jej się sukienka na plecach. Wtedy też jarl wikingów stwierdza, że jeśli nie chce odejść to jest to jej decyzja i odsyła ją do namiotu. Co się tak nagle zmieniło? Nie zdradzę chyba nic niespodziewanego mówiąc, że to Katharina jest tytułową córką Węża Midgardu. Okazuje się, że żona, a następnie córka jarla Erika miała na łopatce znamię w kształcie węża. I któż jeszcze ma takie znamię? Katharina! Poznajemy historię, jak to córka Erika uciekła z mężem i jednym z nowonarodzonych bliźniąt ze swej ojczyzny do Nadrenii (Niemcy, jakby ktoś się nie orientował ;) ), jednak wszyscy podróżni zginęli i od ponad 10 lat Erik i jego brat szukają wnuczki.
Myślę, że tyle wystarczy, żeby zachęcić do przeczytania książki. tym razem bezspoilerowo ;)
Przez całą książkę miałam nadzieję, że okaże się, że matką, babką, ciotką, kuzynką Kathariny będzie Urd albo Lifthrasil z "Thora". Od razu Wam powiem, że nie. Niestety. Mimo to książka jest bardzo wciągająca, ma dużo więcej akcji niż "Thor", według mnie ciekawszych bohaterów i jest stanowczo lżejsza (i nie mam tu na myśli tylko tego, że ma 300 stron mniej). Niestety, nie jest też wolna od błędów, drukarskich i językowych, no ale nie jestem "prawdziwym" recenzentem, więc ciii ;)
Chciałam też zaznaczyć, że autor, pan Wolfgang Hohlbein, ma chyba jakiś problem z kotami. Czarnymi kotami. Nie będę się dokładniej rozpisywać, ale pojawiają się one i tu i w "Anubisie", o którym poprzednio wspominałam. Chociaż może to przypadek (bo w "Thorze" kotów nie było) i to ja mam jakiś problem z kotami, bo odkąd je poznałam w książce to cały czas o nich myślałam.
Została mi jeszcze jedna, chyba ostatnia, część. Zobaczymy, co to będzie :)

Ocena: 4+ 6

czwartek, 18 września 2014

Thor

Natknęłam się na tę książkę 3 lata temu w księgarni. Urzekła mnie tytułem (akurat miałam mocną fazę na nordyckich bogów), spodobała mi się okładka i nie przerażała ilość stron (ponad 800). Ale nie kupiłam jej, bo akurat nie miałam pieniędzy. W bibliotece nie było tej książki, więc wzięłam inną tegoż autora, żeby sprawdzić, czy opłaca się kupować. Przeczytałam "Anubisa" i uznałam, że tak, opłaca się. No i tu się zaczęły schody. Książka zniknęła ze świata. Nie było jej w księgarniach stacjonarnych ani internetowych. W międzyczasie kupiłam  kolejne części sagi, co miało mnie dodatkowo zmotywować do poszukiwań - bo przecież nie przeczytam drugiej części, nie znając pierwszej. W końcu znalazłam książkę na allegro. Zamówiłam... a potem cieszyłam się, że nie zapłaciłam z góry. Firma/księgarnia, która ją sprzedawała nie miała jej na stanie i po kilku tygodniach i wielu mailach do nich dowiedziałam się, że wysyłają książki, jak tylko je dostaną. Fajnie, tylko że wydawnictwo nie planowało wznowień. Zgłosiłam spór na allegro. niedługo potem na tym samym allegro (a jest jakieś inne? ;) ) pojawił się kolejny "Thor" u osoby prywatnej. Kupiłam go za 30 zł z przesyłką i przyszedł po kilku dniach. Nareszcie, po 3 latach, miałam tę książkę! No i nareszcie po ponad pół roku stania na półce (pisanie magisterki) książka została przeczytana.
"Thor" jest historią mężczyzny, który budzi się w burzy śnieżnej i nic nie pamięta. Nie wie, kim jest, skąd jest, ani dokąd idzie. Kiedy burza śnieżna się kończy spotyka kobietę (Urd), jej dwójkę dzieci (około 12letnie bliźnięta - Elenia i Lif) i poważnie rannego męża (Lasse). Ponieważ nasz bohater jest postawny i silny, postanawia pomóc nowym znajomym w podróży. Niestety, nie jest łatwo. Podróżni zostają zaatakowani przez 6 wojowników. Nasz bohater walczy z nimi dzielnie przy pomocy młota kowalskiego Lessego, jednak jeden z napastników ucieka, zabijając wcześniej rannego kowala. Główny bohater zostaje przez Lifa nazwany Thorem (bo walczył młotem i jest wysoki i postawny) i imię to na stałe do niego przylega. Podróżni podejmują wędrówkę, żeby znaleźć jakieś dogodne miejsce na przetrwanie zbliżającej się zimy polarnej.Trafiają na kilku zbrojnych, którzy po krótkiej rozmowie prowadzą ich do swojego miejsca zamieszkania - doliny zwanej Midgard (w mitologii Midgard jest krajem ludzi), która jest naturalnie chroniona przez skały i zamieszkuje ją tylko 300 ludzi. O ile jarl osady Bjorn przyjmuje gości dość przyjaźnie i z honorami, o tyle jego przyboczny Sverig z jakiegoś powodu nie lubi Thora. Wtóruje Lifowi w nazywaniu mężczyzny bogiem grzmotów, lecz jego uwagi zawsze są kąśliwe i nieprzychylne. W dolinie żyje się spokojnie i w pokoju. W czasie kilkumiesięcznej zimy Thor poznaje tajniki kowalstwa, a Urd i jej dzieci zdobywają coraz więcej przyjaciół w wiosce. Niestety sielanka kończy się, gdy do wioski przybywa kobieta z najbliższego miasta Oesengardu. [SPOILER] Oskarża ona Urd o bycie Posłanką Światła (sekta, która atakuje krainę i chce przejąć nad nią władzę). Nasi towarzysze zostają uwięzieni, a w trakcie ucieczki Urd zabija przybyłą kobietę i kilku mężczyzn ze straży. Thor myślał, że ją zna, jednak okazuje się ona bezwzględna, wytrenowana i szybka. Nie ma jednak czasu na rozważania, kim naprawdę jest Urd. Thor ją kocha, a ona nosi jego dziecko. Dlatego razem z bliźniętami uciekają. Nie znają drogi, więc trafiają do Oesengardu. Nikt ich tam jednak nie zna. Thor rozpoczyna pracę w gospodzie, żeby zarobić na swoje utrzymanie. Jednak Urd zostaje rozpoznana jako kobieta z ludu Posłańców Światła. Sekta ma w mieście liczne wyznawczynie, więc ukrywają brzemienną i schodzą się do niej na tajemne nabożeństwa. Potem wszystko się komplikuje. Do miasta przybywa Loki (bóg kłamstwa) i odkrywa przed Thorem jego tajemnicę. Okazuje się, że jest on wcielonym bogiem, stąd jego siła i dziwne wspomnienia/koszmary. Okazuje się, że jednak Urd rzeczywiście wierna jest Posłańcom Światła i gotowa jest na wszelkie poświęcenia, by wygrali. Nawet na morderstwo własnych dzieci. Na końcu porywa nowonarodzoną córkę Thora i razem z Lokim ucieka na statku nie wiadomo dokąd. A Thor oczywiście poprzysięga, że je odnajdzie. [/SPOILER]
Coś się długo przyspoilerowało, ale to przynajmniej ja nie zapomnę, o czym było ;) Niestety, większość z tych 800 stron to były opisy. Jeśli nudziły Was w "Nad Niemnem" to tu jest ich 10 razy więcej. W książce jest bardzo mało dialogów, większość to właśnie opis, co się dzieje. No i opisy śnieżyc, skał i śnieżnych pustkowi. Nawet mnie to już męczyło. Czytałam tę książkę prawie miesiąc (żeby oddać sprawiedliwość - nie brałam jej do autobusu ani wanny, bo była za gruba. w tych miejscach czytałam opowiadania z gazety). Spodziewałam się po niej czegoś innego, jednak zła nie była. A skończyła się tak, że od razu skoczyłam po drugą część, którą na szczęście od dawna już miałam na półce :)

Ocena: 6

poniedziałek, 15 września 2014

Kraina lodu


W zeszłym tygodniu obejrzałam „Krainę lodu”, a w tym pojawiły się już dwa artykuły na temat tego filmu (http://wyborcza.pl/magazyn/1,140736,16634093,Jak_ksiezniczka_Elsa_podbila_swiat.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza oraz http://foch.pl/foch/1,132036,16628571,Masz_te_moc__Bo_ja_juz_troche_slabne__Kilka_slow_o.html ). Nie wiem, czemu akurat teraz, bo film miał premierę prawie rok temu. No, ale ja nie o tym…
Między Świętami a Sylwestrem wpadła do nas znajoma. Rozmowa zeszła na filmy i koleżanka zaczęła zachwycać się ostatnio obejrzaną „Krainą lodu”. Że genialna muzyka, że świetna fabuła, że Elsa… „Łał” pomyślałam sobie „koniecznie muszę obejrzeć”, tym bardziej, że znajoma raczej nie z gatunku tych, co lubią bajki. Doszłam do wniosku, że animacja naprawdę musi być dobra. Do kina jakoś nam się nie udało pójść – mąż był niechętny. Trudno, obejrzymy kiedyś w domu – co się odwlecze to nie uciecze. A ja jestem wielką fanką bajek, więc na pewno nie odpuszczę. W międzyczasie przeczytałam jakąś recenzję, porozmawiałam z innymi osobami – film zapowiadał się naprawdę super. Wreszcie, po półrocznym namawianiu udało się – mąż zgodził się obejrzeć ze mną bajkę.
Wytrwał jakieś 20-25 minut i uznał, że dłużej nie da rady. Żeby nie było – obejrzał ze mną „Zaplątanych”, „Meridę”, „Księżniczkę i żabę” i jeszcze parę innych bajek. I mu się podobały. Czemu wyłączył „Krainę lodu”? Dla niego te pierwsze 20 minut było o niczym. No i brakowało dialogów – ciągle tylko piosenki. No dobra, on nie chciał, ale ja dalej byłam napalona na ten film. W końcu, co to jest to 20 minut?
Postanowiłam sama obejrzeć film, jak mąż będzie w pracy. Obejrzałam. Film był całkiem fajny Więc w sumie, po co ja to piszę? Właśnie dlatego, że był tylko całkiem fajny. Wszyscy tak się nim zachwycają, tak go wychwalają… A dla mnie to była zwykła animacja. W tych artykułach, o których wspomniałam na początku jest napisane, czemu film jest tak uwielbiany. Świetna muzyka, silne kobiety, no i ta Elsa. Jaka Elsa? Przecież jej prawie nie ma w tym filmie!
Obecnie zapanowała moda na kreowanie silnych bohaterek kobiecych – bardzo dobrze. Fajnie, że Anna i Elsa same sobie radzą w tym filmie i nie są głupiutkimi dziewuszkami, czekającymi na ratunek księcia z bajki. Naprawdę fajnie. Ale czy to jest takie niezwykłe? Dziś niemal każda nowa bajka stawia na silne kobiety, które same przełamują swoje klątwy i jeszcze dodatkowo pomagają potem swoim mężczyznom. To już naprawdę żadna nowość. Ta nieprzewidywalność fabuły i łamanie stereotypów są tylko pozorne. Bo tworzą już w nową przewidywalność i nowe stereotypy – tej silnej kobiety. Jedyne, co mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyło, to fakt, że prawdziwa wielka miłość nie musi być między kobietą a mężczyzną. I to jest dla mnie niezwykłe w tym filmie. Nie to, że bohaterki same sobie radzą. Ale to, że producenci zwrócili uwagę na inny rodzaj miłości, która teoretycznie powinna być nawet silniejsza i prawdziwsza niż damsko-męska, bo przecież wrodzona.
Absolutnie nie mówię, że film był zły, bo nie był. Ale uważam, że nie był też wcale tak wybitny, jak wszyscy dookoła mówią i piszą. Możecie się ze mną nie zgodzić – ok, każdy ma własne zdanie. A może po prostu moje oczekiwania były zawyżone, bo tych wszystkich pochwalnych hymnach?
A jeśli chodzi o muzykę… Też nie była wybitna. Tak ubóstwianej piosenki „Let it go”/”Mam tę moc” w ogóle nie kojarzyłam po obejrzeniu, póki nie puściłam jej sobie na youtube po przeczytaniu artykułów. Dużo bardziej zapadło mi w pamięć „Ulepimy dziś bałwana”.

Ocena: 4+ 6