
W zeszłym tygodniu obejrzałam „Krainę lodu”, a w tym pojawiły się już dwa artykuły na temat tego filmu (http://wyborcza.pl/magazyn/1,140736,16634093,Jak_ksiezniczka_Elsa_podbila_swiat.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza oraz http://foch.pl/foch/1,132036,16628571,Masz_te_moc__Bo_ja_juz_troche_slabne__Kilka_slow_o.html ). Nie wiem, czemu akurat teraz, bo film miał premierę prawie rok temu. No, ale ja nie o tym…
Między Świętami a Sylwestrem wpadła do nas znajoma. Rozmowa
zeszła na filmy i koleżanka zaczęła zachwycać się ostatnio obejrzaną „Krainą
lodu”. Że genialna muzyka, że świetna fabuła, że Elsa… „Łał” pomyślałam sobie „koniecznie
muszę obejrzeć”, tym bardziej, że znajoma raczej nie z gatunku tych, co lubią
bajki. Doszłam do wniosku, że animacja naprawdę musi być dobra. Do kina jakoś
nam się nie udało pójść – mąż był niechętny. Trudno, obejrzymy kiedyś w domu –
co się odwlecze to nie uciecze. A ja jestem wielką fanką bajek, więc na pewno
nie odpuszczę. W międzyczasie przeczytałam jakąś recenzję, porozmawiałam z
innymi osobami – film zapowiadał się naprawdę super. Wreszcie, po półrocznym
namawianiu udało się – mąż zgodził się obejrzeć ze mną bajkę.

Postanowiłam sama obejrzeć film, jak mąż będzie w pracy. Obejrzałam.
Film był całkiem fajny Więc w sumie, po co ja to piszę? Właśnie dlatego, że był
tylko całkiem fajny. Wszyscy tak się nim zachwycają, tak go wychwalają… A dla
mnie to była zwykła animacja. W tych artykułach, o których wspomniałam na
początku jest napisane, czemu film jest tak uwielbiany. Świetna muzyka, silne
kobiety, no i ta Elsa. Jaka Elsa? Przecież jej prawie nie ma w tym filmie!
Obecnie zapanowała moda na kreowanie silnych bohaterek
kobiecych – bardzo dobrze. Fajnie, że Anna i Elsa same sobie radzą w tym filmie
i nie są głupiutkimi dziewuszkami, czekającymi na ratunek księcia z bajki.
Naprawdę fajnie. Ale czy to jest takie niezwykłe? Dziś niemal każda nowa bajka
stawia na silne kobiety, które same przełamują swoje klątwy i jeszcze dodatkowo
pomagają potem swoim mężczyznom. To już naprawdę żadna nowość. Ta
nieprzewidywalność fabuły i łamanie stereotypów są tylko pozorne. Bo tworzą już
w nową przewidywalność i nowe stereotypy – tej silnej kobiety. Jedyne, co mnie
naprawdę pozytywnie zaskoczyło, to fakt, że prawdziwa wielka miłość nie musi
być między kobietą a mężczyzną. I to jest dla mnie niezwykłe w tym filmie. Nie
to, że bohaterki same sobie radzą. Ale to, że producenci zwrócili uwagę na inny
rodzaj miłości, która teoretycznie powinna być nawet silniejsza i prawdziwsza
niż damsko-męska, bo przecież wrodzona.
Absolutnie nie mówię, że film był zły, bo nie był. Ale
uważam, że nie był też wcale tak wybitny, jak wszyscy dookoła mówią i piszą.
Możecie się ze mną nie zgodzić – ok, każdy ma własne zdanie. A może po prostu
moje oczekiwania były zawyżone, bo tych wszystkich pochwalnych hymnach?
A jeśli chodzi o muzykę… Też nie była wybitna. Tak
ubóstwianej piosenki „Let it go”/”Mam tę moc” w ogóle nie kojarzyłam po
obejrzeniu, póki nie puściłam jej sobie na youtube po przeczytaniu artykułów.
Dużo bardziej zapadło mi w pamięć „Ulepimy dziś bałwana”.
Mnie się podobał film, bo dużo nie wymagam po tego rodzaju filmach. :) I szczerze mówiąc widząc trailery byłam nastawiona na coś ekstra, choć wiem, że w trailerach pokazują najlepsze fragmenty, których w filmie może być tylko kilka. No, ale powstawanie lodowego zamku było bardzo fajne, bałwan mi się podobał. I zakończenie. Bardzo oryginalne. :)
OdpowiedzUsuńO, cieszę się, że ktoś jeszcze czytuje tu moje wypociny, to mnie naprawdę zmotywowało :)
OdpowiedzUsuńCóż, powstawaniu lodowego zamku i samemu zamkowi nie można odmówić uroku :)
Czasami czytuję. :)
Usuń