poniedziałek, 7 października 2013

Ś. P. Joanna Chmielewska


Wiem, że dziś o tym przeczytacie prawie wszędzie, ale Joanna Chmielewska nie żyje. Jedna z największych polskich pisarek. Dla mnie mistrzyni polskiego kryminału, która nie pozwalała usiedzieć w spokoju- historie wciągały i bawiły do łez. Zdarzało mi się śmiać tak, że nie mogłam złapać oddechu, raz obudziłam narzeczonego, bo nie mogłam się powstrzymać od wybuchu śmiechu... Niezapomniana i niezastąpiona, jej książki zostaną ze mną do końca życia- kształtowały mnie, były jednymi z pierwszych, które czytałam z własnej woli i z zapartym tchem.
Bardzo mi przykro, że ta wielka kobieta już nie żyje. Właśnie doczekałam momentu, gdy zaczęli umierać znani ludzie, którzy są dla mnie ważni. Nie znałam jej osobiście, ale czuję się jakbym znała. Takie chwile przypominają nam, że nic nie trwa wiecznie- nawet mistrzostwo.

Gdzie księżniczek brak cnotliwych

 
  Ostatnia część trylogii Artura Baniewicza. I według mnie zdecydowanie najlepsza.
      Jest to jedna, spójna opowieść, o tym, co się stało gdy Debren i Lenda zostali uratowani. Ich wybawcami okazali się Zbrhl (który pojawił się wcześniej w opowiadaniu Smoczy Pazur) i jego przyjaciel-giermek (który niemal od razu zostaje ranny i traci przytomność na resztę książki). Towarzysze postanawiają wyruszyć do domu Zbrhla, gdzie będą mogli odpocząć i trochę ochłonąć. Podróż jednak trochę trwa, a na drodze staje most. Sam most w niczym podróżnym nie przeszkadza, okazuje się jednak, że pod nim lub w jego pobliżu żyją zmutowane wielkie nietoperze i gryf. Bohaterom ledwo udaje się uciec z mostu i trafić do stojącej na uboczu starej karczmy. Gospodarze nie mają obecnie gości (już jakiegoś czasu), ale są dobrymi ludźmi i przyjmują utrudzonych podróżnych pod swój dach. Właścicielką karczmy jest piękna Petunka, która powoli opowiada gościom historię swego rodu. Okazuje się, że z przyczyn politycznych praprababka Petunki i jej karczma zostały przeklęte. Od tamtej pory w okolicy krąży gryf, który psuje interes i nie pozwala właścicielkom opuścić domostwa. Gryf zabił już wielu śmiałków, którzy chcieli uwolnić dziedziczki od klątwy samemu nie odnosząc większych obrażeń (oczywiście gryfy też mają określoną długość życia, lecz potomkowie tego pierwszego kontynuowali tradycję). Na wieść o tym Zbrh unosi się dumą i oznajmia, że nie odjedzie póki nie pokona gryfa. Wciągu długiej nocy, którą wędrowcy spędzają w karczmie Yeżyn i Petunka opowiadają ciąg dalszy historii klątwy i wchodzą w coraz głębsze szczegóły. W końcu dzięki zdolnościom magicznym Debrena i medialnym Lendy(o czym wcześniej nie wiedziała) powoli dochodzą do wniosku, że centrum klątwy jest most. A klątwę zdjąć może jedynie wylana na niego  krew dziewiczej księżniczki. Tylko skąd tu wziąć taką? Nie dość, że musi być księżniczka, to jeszcze z konkretnego rodu (potomkini rozpustnej księżniczki przez którą klątwa padła na ród Petunki). Dodatkowo, księżniczka musi wiedzieć, że jest księżniczką ([SPOILER] okazuje się, ze Petunka jest księżniczką, ale nie zdawała sobie z tego sprawy[/SPOILER]). No i księżniczka musi być cnotliwa. Petunka z mężem stracili nadzieję na zdjęcie klątwy, przynajmniej za ich życia. Zbrhl jednak się uparł, że przynajmniej gryfa ubije. Urządzili zasadzkę i stoczyli ciężką potyczkę z gryfem i jego przybocznymi (niedźwiedziołakami) [SPOILER] której Yeżynowi nie udało się przeżyć [/SPOILER]. Mimo że wszyscy walczyli dzielnie, ich morale podupadło. Tym bardziej, że Lenda nie byłaby sobą, gdyby nie postanowiła odejść. Sama, nie mówiąc nikomu. Oczywiście Debren też nie byłby sobą, gdyby zaraz za nią nie pognał. O mało nie został zabity przez gryfa, jednak udało mu się pokonać potwora. Lendę znalazł na przeklętym moście, dłubiącą w kamieniach.
         Może daruję sobie dalszy opis fabuły, bo tak naprawdę każda choć trochę inteligentna osoba, która będzie czytać książkę od razu domyśli się, jak wszystko się skończy.
         Przynajmniej tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Muszę powiedzieć, że BARDZO nie podoba mi się zakończenie. Autor kreuje bohaterów przez całe trzy tomy tylko po to, żeby na ostatniej stronie zrobić coś, co zupełnie nie zgadza się z ich charakterem. Jestem z tego powodu strasznie zawiedziona i zła. I na autora i na bohatera. Chociaż na autora bardziej ;)
      Muszę przyznać, że ta część była według mnie najlepsza. Nie wiem, czy po prostu przyzwyczaiłam się już do stylu Baniewicza i zaczęłam dostrzegać jego poczucie humoru, czy dopiero w tym tomie rozwinął swój kunszt. Tak czy siak zdarzało mi się naprawdę głośno śmiać, ale też książka momentami trzymała w napięciu i niepewności.
        Mam nadzieję, ze pan Baniewicz wróci jeszcze do czarokrążcy i napisze kolejną część albo chociaż opowiadanko. Bo naprawdę bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki zakończył historię Debrena...

Ocena: 5+ 6

czwartek, 19 września 2013

Pogrzeb czarownicy


Artur Baniewicz, Pogrzeb czarownicy
Druga część cyklu o czarokrążcy, tym razem tylko dwa opowiadania.
            Pierwsze, tytułowe, "Pogrzeb czarownicy" przypomina nam, dlaczego Artur Baniewicz zaczął pisać. Jednym z bohaterów jest bowiem nadpodludnik, czyli biesiarz lub po inszemu wiedźmin. Nie wzbudza on jednak specjalnej sympatii, nie lubi Debrena i za główny swój cel uznaje zabijanie "potworów" bez skrupułów i zastanowienia. A tak się składa, że jednego z owych "potworów" Debren postanawia chronić. Ale od początku. Czarokrążca dostaje zlecenie, aby sprawdzić, czy pewna kobieta (siostra zleceniodawcy) jest zupełnie martwa (została zamieniona w kamień, więc urzędnicy miejscy mają wątpliwości) i razem z kapłanem odnaleźć kamieniarza i urządzić jej pogrzeb. Debren zatrudnia kalekiego mistrza kamieniarskiego Wilbanda. Mężczyzna ma ucięte nogi i jeździ samopychem własnego projektu, jednak rzeźba rusałki, do której jest bardzo przywiązany świadczy o jego kunszcie.
            Mężczyźni przybywają na zamek, gdzie okazuje się, że Curdelia (bo tak ma na imię zaklęta w kamień hrabina) nie do końca została przemieniona w kamień. Ściśle mówiąc... jej pośladki przyrosły do skały. Kobieta nie może się poruszać, dodatkowo ma krasnoludzkie geny, przez co jest uważana za potwora o kamiennym sercu. Sama zresztą lubi to powtarzać, podając za dowody fakt, że zabiła swoich rodziców i małżonka. Powoli czytelnik zdaje sobie jednak sprawę, że ojciec Curdelii zasłużył na śmierć, a matka nie umarła z winy córki. Tak naprawdę wysłuchując historii Curdelii dochodzimy do wniosku, że jest ona dobrym człowiekiem, mimo że za wszelką cenę stara się udowodnić coś innego.
           Kiedy okazuje się, że hrabina nie jest zaczarowana brat Zecheniasz postanawia wrócić do zleceniodawcy i przekazać nowinę. Jednak Wilband i Debren przekonują go, by został i pomógł wyswobodzić hrabinę spod wpływu zaklęcia. Niestety, wtedy przyjeżdża do zamku nadpodludnik i chce zabić hrabinę, jeżeli ta żyje. Debren oddaje mu rusałkę wykonaną przez kamieniarza, jednak podejrzewa, że podstęp może szybko zostać wykryty. Jedynym sposobem na uwolnienie Curdelii, jaki znalazł Debren, jest zapewnienie jej wystarczającej rozkoszy, by nie czuła bólu. Na szczęście, robiący do kobiety od początku maślane oczy Wilband decyduje się "poświęcić". Chyba nie będzie dużym [SPOILERem] jeżeli napiszę, że mimo wyskakujących wciąż przeciwności losu, udaje się uwolnić Curdelię. Wilband zostaje z nią na zamku jako jej mąż (bo to nieprzyzwoite by było, gdyby został jako obcy mężczyzna sam z kobietą) i przygotowuje ujęcie magicznej wody dla brata Zecheniasza w zamian za pomoc [/SPOILER]
           Drugie opowiadanie streszczę krótko, bo głównie składa się ono z opisów śniegu i zimna. Debrenowi udało się dostać dobrze płatną, stałą pracę na teleportnisku (jak lotnisko, tyle że ludzie są teleportowani w ogromnych wrzecionach). Pewnego dnia ma miejsce wypadek- wrzeciono wypada z toru i rozbija się między stacjami. Skuszony awansem i podwyżką (za którą kupi domek z ogródkiem, gdzie będzie mógł żyć z wymarzoną kobietą, bo któraż by tego nie chciała? Nawet Lenda musi chcieć!) wyrusza w niebezpieczną misję, by sprawdzić, czy jacyś pasażerowie przeżyli.Wyskakuje z wrzeciona w miejscu, gdzie miejsce miał wypadek, a przez tarcie i różne takie (w tym ogień przy powłoce tunelu) traci niemal całe owłosienie na ciele (zostają mu chyba rzęsy). Nagi i zziębnięty (jest zima) wyrusza do najbliższej stacji kontrolnej, po drodze mijając ciała bezsprzecznie martwych pasażerów. Na miejscu nie zostaje jednak ciepło przyjęty przez młodego pracownika stacji. Chłopak siedzi zamknięty w wieży i nie zamierza jej opuszczać w obawie, że Debren go zaatakuje. Jak poprzednia osoba, która przybyła do stacji. Czarokrążca poznaje historię o syrenie, która przybyła do stacji i zaatakowała jej pracowników, a ich przełożonego uprowadziła. Mimo zimna Debren postanawia wyruszyć na jej poszukiwanie. Nie wierzy, żeby mogła to być syrena, ale podejrzewa, że może to być jedna z pasażerek wrzeciona. Kobieta w ciąży (dostał informację, że jedna z pasażerek nosiła dziecko, a ta, której ciało znalazł nie była przy nadziei). Ruszył po śladach zostawionych na śniegu i w nocy odnalazł kobietę i uprowadzonego szefa stacji. Pasażerką okazał się nie kto inny jak Lenda Branggo, lecąca do Debrena. Okazało się, że telegram, który wysłał do niej Debren parę miesięcy wcześniej, dotarł do niej w poprzednim tygodniu i pożyczywszy pieniądze od rodziców czarokrążcy wyruszyła w podróż. Skłoniła ją do tego treść telegramu, gdzie przeczytała, że Debren ją kocha i umrze, jeżeli jej nie ujrzy. Okazało się, że nie dość, że list dotarł spóźniony, to zostały opuszczone ważne jego fragmenty. List Debrena był chłodny, pisany do przyjaciółki, jednak przy spotkaniu przyznał, że rzeczywiście kocha dziewczynę. Długo się o to kłócili (tym bardziej, że podejrzewał u ukochanej ciążę z innym) w mrozie. Kłócili się też o to, czy ruszyć w dalszą drogę na co nalegała Lenda. Ostatecznie po kolejnej kłótni, krótkiej walce, ucieczce Lendy, kolejnej walce z przypadkowo spotkanymi kłusownikami Debren postanawia odprowadzić szefa stacji do jego miejsca pracy i dogonić Lendę. Dziewczyna jest słaba i załamana. Spadając z wrzeciona cała się poobijała i spłonęły jej wszystkie włosy. Dodatkowo okazało się, że to, co młodzieniec z wieży wziął za łuskę jest tak naprawdę pasem cnoty. Ciężkim i niemożliwym do zdjęcia (ani mechanicznie ani magicznie). Debren dołączył do Lendy i niósł ją na ramionach niemalże do granicy państwa, gdy zaatakowali ich strażnicy. Na szczęście pojawiła się niespodziewana odsiecz. Po kolejnej kłótni wspólnie z nowymi towarzyszami przekroczyli granicę.
             Wydaje mi się, że nie ma tu wielu spoilerów, bo każda z tych rzeczy wydaje się spodziewana i oczywista wraz z tokiem czytania. Jeśli komuś popsułam przyjemność z czytania to przepraszam.

Ocena: 4 6

piątek, 30 sierpnia 2013

Smoczy pazur

       
Smoczy pazur- Artur Baniewicz

        Kolejna książka, której sobie zażyczyłam, nie mając pojęcia o treści. Jest to pierwszy tom trylogii (przynajmniej na to na razie wygląda). Dopiero kiedy przyszła na nią pora przeczytałam tylną okładkę. Opis mnie zachęcił "tęsknisz za wiedźminem? Przeczytaj o czarokrążcy!". Autor- Artur Baniewicz- jest wielkim fanem Andrzeja Sapkowskiego i napisał swoją książkę z żalu po zakończeniu sagi o wiedźminie. No, trzeba przyznać- brzmi zachęcająco.
         Książka zawiera 4 pierwsze księgi sagi o czarokrążcy- Debrenie z Domeyki. Jest to wędrowny czarodziej, który trudni się tym, co akurat wpadnie pod rękę i może zapełnić sakiewkę. Wiemy o nim tyle, że nie należy do najmłodszych (ale do starych też jeszcze nie), jest magiem uniwersyteckim (czyli uczonym) i z jakiegoś powodu nie siedzi na dupie w rodzimej Lelonii tylko podróżuje, szukając okazji do zarobku.
        Nie będę opisywać każdej księgi z osobna, myślę, że wystarczy ogólny zarys, o czym opowiadają. Przede wszystkim rzecz dzieje się w świecie stworzonym przez autora. Jest on momentami niepokojąco podobny do naszego, tylko nazwy krajów są inne. Rozwój cywilizacyjny jest w okolicach naszego renesansu (nie jestem najlepsza z tego, kiedy, co wynaleziono, ale wydaje mi się, że średniowiecze bohaterowie mają już za sobą). Część opowieści opiera się na bajkach/ legendach/ historiach, które wszyscy znamy. Mam tu na myśli konkretnie Kopciuszka i don Kichota. Historie te opowiedziane są w inny sposób, nie trzymają się dokładnie źródła. I, oczywiście, plącze się po nich nasz magun. Pozostałe dwie historie są chyba od początku do końca wytworem autora (chociaż nie jestem pewna, nie znam przecież wszystkich opowieści, które zostały kiedykolwiek stworzone). Niestety, drugie opowiadanie w tomie "Grzywna i groszy siedem" jest dla mnie zupełnie niejasne. Coś się dzieje, ktoś coś pali, ktoś gdzieś krzyczy, inny ktoś strzela. Nie wiem, co się tam dzieje. Przyznaję się do tego bez bicia (jeśli ktoś czytał i może mi wyjaśnić, to będę wdzięczna). A szkoda, bo opowiadanie zawiera intrygującą tajemnicę, lekko niepokojącą, ale ciekawą. Poza tym wygląda na to, że jest ono kluczowe dla dalszych losów maguna (poznaje on tam osobę, której imię przewija się w kolejnych opowiadaniach). Dlatego żałuję, że nie udało mi się go rozgryźć i zrozumieć rozwiązania tajemnicy.
      Może wypadałoby też wspomnieć o tytułowym opowiadaniu "Smoczy pazur". Jak już pisałam, według mnie, nie jest oparte na żadnej znanej historii. Magun ląduje na smoczej wyspie. Jednak zamiast smoka na wyspie, znajduje dziewczynę na statku. Okazuje się, że miała być przeznaczona na ofiarę dla smoka. Serce Debrena mięknie i postanawia pomóc dziewczynie. Na drodze do tego wzniosłego celu staje mu jednak masa przeszkód. Domniemany smok, trupy współtowarzyszy podróży, rycerz, który miał pokonać smoka... Na szczęście magun odnajduje też sojuszników (admirała statku, bo nie do końca floty, i jego prawą rękę), którzy zobowiązują się chronić dziewczynę przed ofiarowaniem niecnemu smokowi. Historia jest ciekawa, momentami zaskakująca.
       Książkę czytało się całkiem dobrze pod względem stylistycznym, gorzej z drukiem. Strony mają niewielkie marginesy i interlinię. Kiedy jest jakiś dłuży akapit, a już nie daj Boże wypowiedź na całą stronę, to oczy zaczynają boleć i czytanie męczy. Mówię oczywiście o wydaniu, które ja mam, ale wydaje mi się, że jest tylko jedno. Opowiadania są ciekawe, przedstawione w oryginalny sposób. szkoda tylko, że to jedno jest takie dziwne, nieskładne...

Ocena: 6

czwartek, 22 sierpnia 2013

Wojna w blasku dnia

Peter Brett- Wojna w blasku dnia

Trzecia część demonicznego cyklu, drugi tom wyszedł pod koniec czerwca. Pewnie dlatego tak ciężko było znaleźć bibliotekę, gdzie książki byłyby dostępne, a nie porezerwowane na kolejne 3 miesiące. Ale udało mi się. Zdobyłam oba tomy.
W tej części poznajemy historię Inevery- jiwah ka (pierwsza żona) Jardira. Jest to ta dama’ting, o której dowiadujemy się z poprzendiej części, która jest w życiu krasjanina przez bardzo długi czas. Inevera jako pierwsza dziewczynka od wielu lat została wybrana, by zostać dama’ting. Poza nią wszystkie nowicjuszki były córkami innych dama’ting. Dziewczynka została oddzielona od rodziny i oddana pod opiekę wnuczki obecnej damaji’ting (pierwszej wśród kapłanek). Starsze koleżanki nie traktowały Inevery dobrze, wyżywały się na niej i dręczyły ją, gdy coś jej nie wychodziło. Ale dzięki temu nauczyła się być „jak palma”, która ugina się przy wietrze, ale nie łamie. Dziewczynka bardzo szybko się uczyła i zasłużyła na szacunek zarówno nowicjuszek jak i dama’ting. Tym bardziej, gdy udało jej się ukończyć magiczne kości wcześniej niż jej opiekunce. Kości- alagai hora- są atrybutem każdej dama’ting i służą jej do odczytywania wyroków losu. Dzięki wewnętrznej sile i spotkaniach z matką (odbywanych w  tajemnicy, gdyż dama’ting nie ma rodziny) Inevera szybko staje się bardzo ważną osobą i nawet damaji’ting musi jej słuchać. Nic więc dziwnego, że podporządkowała sobie także męża i jego pozostałe żony.
Wracając do teraźniejszości zacznijmy od Lenna Everama, gdzie goszczą Leesha i Rojer. Inevera wciąż nienawidzi rywalki, jednak nie podejmuje już prób pozbycia się jej (co robiła w „Pustynnej włóczni”). Rojer z kolei poznaje krasjańską „Pieśń o nowiu”, której sama melodia ma ogromną moc. Dlatego postanawia przełożyć ją na swój język i śpiewać po powrocie do Zakątka. Tym bardziej, że treść „Pieśni o nowiu” mówi o najeździe demonów i nakłania ludzi o ucieczki. Rojer układa słowa tak zmyślnie, że teksem pieśni ostrzega nie tylko przed zbliżającą się wojną z demonami, ale też przed najazdami Jardira. Tuż przed wyjazdem z Lenna Everama minstrel spontanicznie postanawia pojąć córkę Inevery i jej kuzynkę za żony. Kobiety wyjeżdżają razem z gośćmi i wraz z mężem co noc śpiewają „Pieśń o nowiu”. Ich głosy w połączeniu z grą na skrzypkach mają ogromną magiczną moc, mogącą nawet zmusić demony, by umarły.
Z kolei Leesha jest coraz bardziej poirytowana, boli ją głowa i źle się czuje. Jej matka uświadamia ją, że prawdopodobnie jest w ciąży. I to z Jardirem. Podpowiada też, co zrobić, by sprawa się nie wydała. Sugeruje córce uwieść jakiegoś mężczyznę z Zakątka w taki sposób, by wszyscy się o tym dowiedzieli. Zielarce nie podoba się ten pomysł, jednak dochodzi do wniosku, że Jardir nie może się dowiedzieć, iż nosi jego dziecko. Boi się, że wtedy przyjechałby po nie niezależnie od wszystkiego.
Na koniec został nam Arlen… W tej części wyjątkowo mnie on irytuje. Od kiedy przyrzekł się Rennie co chwilę pada kwestia „kocham cię, Renno Tanner” „kocham cię, Arlenie Bales”. To naprawdę męczące. W każdym razie szczęśliwa para dociera do Zakątka, gdzie ostrzega mieszkańców przed demonami umysłu. Wszyscy podejrzewają, że w czasie najbliższego nowiu (to ten czas, kiedy księżyc jest najcieńszy lub w ogóle go nie ma. Tylko wtedy na ziemię wychodzą demony umysłu) demony zaatakują jeszcze większą siłą. Narzeczeni pomagają budować wielkie runy (na ich planie budowane są wioski w okolicy Zakątka) i ćwiczyć walkę żołnierzom księcia oraz leczyć rannych. Arlen wykorzystuje też swoją nową umiejętność leczenia za pomocą magii. Jest to dla niego bardzo wyczerpujące, lecz leczy nawet najgorsze obrażenia.
Po powrocie do Zakątka Leesha wybiera swoją „ofiarę” na przyszłego ojca dziecka ([SPOILER] jest to brak księcia [/SPOILER]), nikomu jednak nie mówi, że jest w ciąży. Pracuje ciężko nad rannymi i pomaga w przygotowaniach do walki. Opowiada też Arlenowi o Jardirze, a ten wyznaje wreszcie, co go spotkało z rąk Krasjanina.
W czasie trzech nocy nowiu demony uderzyły ogromną masą. Na ziemię zeszło kilka demonów umysłu (książąt) i atakowali Zakątek i Lenno Everama, próbując dobrać się doarlena i Jardira. Jak nietrudno się domyślić naszym bohaterom udało się pokonać wrogów, jednak wszyscy ponieśli ogromne straty. Mimo to Arlen postanowił wyzwać Jardira na pojedynek, w myśl zasady, że może być tylko jeden Wybawiciel. Mężczyźni wraz ze sowimi sekundantami spotykają się w miejscu, gdzie żaden z nich nie mógłby zastawić pułapki. Zresztą obaj są mężami honoru, więc i tak by tego nie zrobili.

Nie napiszę, co się działo dalej, ale mam jedną radę dla tych, których zainteresowała historia. NIE CZYTAJCIE tych książek DOPÓKI nie wyjdzie OSTATNIA CZĘŚĆ. Drugi tom kończy się w taki sposób, że miałam ochotę rozerwać książkę na strzępy. Nie chodzi o to, że kończy się źle. Ale w taki sposób, że teraz dopóki nie wyjdzie kolejny tom będę siedzieć i się trząść „co się stało?! Co się potem zdarzy?!”, za każdym razem, gdy pomyślę o tych książkach. Jest to ZALETA, bo znaczy, że historia jednak wciąga. Lecz jeśli ktoś nie lubi czekać na rozwiązania niejasnych sytuacji to radzę poczekać aż wyjdą wszystkie części. Jeszcze dwie w przygotowaniu, obawiam się tylko, że również dwutomowe. Z jednej strony będzie co czytać, z drugiej będzie się dłużej czekać ;)

Ocena: 5- 6

piątek, 16 sierpnia 2013

Pustynna włócznia

Peter Brett- Pustynna włócznia

           To druga część cyklu Petera Bretta, również złożona z dwóch tomów tworzących całość.
     Tym razem bliżej poznajemy historię krasjańskiego przywódcy Ahmana Jardira. Dzięki cofnięciu w czasie zapoznajemy się z krasjańskimi tradycjami i zwyczajami, głównie dotyczącymi wojowników. Ta historia tłumaczy nam zachowanie Jardira w „Malowanym człowieku” (atak na Arlena), pokazuje jego motywy. Dzięki temu, że poznajemy życie młodego Ahmana wiemy, jak ciężko mu było w sharaj (krasjańskie koszary dla chłopców) i co rządziło jego życiem później. W sharaj Jardir był początkowo poniżany, jak każdy młody chłopiec, jednak przyjaźń z Abbanem i wiara w słuszność starożytnych rytuałów pozwoliły mu przetrwać. Niestety Abban nie miał tej wiary i jako syn kupca- khaffit (człowiek gorszej kategorii, nie wojownik) patrzył głównie na własny zysk. Przez to powoli oddalał się od przyjaciela. Kiedy w końcu został wyrzucony z sharaj jako khaffit stracili kontakt. Jardir samodzielnie zdobył przywództwo wśród chłopców i w bardzo młodym wieku zabił swojego pierwszego demona (alagai). Wedle tradycji w tym momencie życia chłopca odwiedza go dama’ting (kapłanka), która ma przepowiedzieć jego śmierć i dzięki temu określić, czy jest godny stać się sharum (wojownikiem). Kobieta stwierdza jednak, że jest na to za młody. Hańbą byłoby wysłanie chłopca z powrotem do sharaj, ale nikt nie mógł się też sprzeciwić decyzji dama’ting. Mistrzowie wojowników postanowili wysłać chłopca na specjalne szkolenie w którym uczestniczą nie- dama  (chłopcy, którzy mają zostać kapłanami), by zdobył nowe umiejętności. Po kilku latach Jardir dostaje pozwolenie na uczestnictwo w nocnych walkach i zostaje kai sharum (jeden z przywódców wojowników). Ceną za dalsze dążenie do doskonałości jest ślub z dama’ting, która okazuje się tą samą, która przepowiadała jego śmierć i kiedyś opatrywała rany chłopca (to żaden spoiler, każdy by się tego spodziewał!). Jest to piękna kobieta, do której Jardir pała gorącym uczuciem, więc cieszy się z podjętej w ciemno decyzji. Jednak niedługo, gdyż dama’ting w każdej sprawie radzi się magicznych kości, a Jardir musi jej we wszystkim słuchać. To za jej radą zaatakował Arlena, gdyż żona uznała, że ten mu zagraża. Dzięki niej udało się też zjednoczyć skłócone plemiona Krasji i ruszyć na podbój krain za pustynią.
           Jednak nie cała powieść jest o Ahmanie i jego przeszłości. Poznajemy również dalsze losy Arlena, Leeshy i Rojera. Uchodźcy z miasta zaatakowanego przez Krasjan tłumnie zdążają do Zakątka (wioska Leeshy), więc nasi bohaterowie wyruszają do miasta Angiers, by prosić władcę o pomoc. Jak się okazuje realną władzę jednak sprawuje matka księcia i to ona obiecuje pomoc Zakątkowi i uchodźcom. Leesha i Rojer wracają do wsi, a Naznaczony wyrusza do sąsiedniego księstwa z wiadomościami o ataku Krasjan i odnalezieniu runów wojennych. Podczas jego nieobecności Zakątek odwiedza Jardir, który oświadcza się Leeshy i zaprasza ją do nowo podbitego Lenna Everama.
           W drodze Arlen odwiedza wiele wiosek, w typ swój rodzinny Potok Tibbeta. Tam trafia na okrutną egzekucję Renny Tunner (która była mu przyrzeczona jako mała dziewczynka), która zabiła swojego ojca (za to że gwałcił ją i jej siostry i że zabił jej niedoszłego męża). Została skazana na rozszarpanie przez otchłańce. [SPOILER 1]Na szczęście tuż przed zmrokiem zjawia się Arlen i ratuje ją z opresji. Następnego dnia odjeżdżają razem. (W międzyczasie mężczyzna dowiaduje się, że jego ojciec zmienił podejście do życia i jest teraz jednym z odważniejszych we wsi. Informuje go, że jego syn Arlen wciąż żyje, jednak nie przyznaje się, że to on nim jest (a przez tatuaże i szaty nikt go nie poznaje).) Na trakcie zaprzyjaźniają się, Renna maluje swoje ciało runami, by nie spowalniać towarzysza. Ostatecznie (oczywiście) oboje zakochują się w sobie i Arlen przyrzeka się Rennie. [/SPOILER 1] Zabawne jest to, że gdzie Naznaczony się nie pojawi nikt nie jest w stanie go poznać. Poza… kobietami, które go znały! Żaden mężczyzna nie jest w stanie rozpoznać Arlena, jednak każda kobieta, która go znała widzi jego prawdziwą tożsamość po kilku minutach.
              Leesha zgadza się pojechać z Krasjanami, jednak nie przyjmuje jeszcze jego oświadczyn. Nie jedzie też sama, towarzyszy jej Rojer, rodzice oraz Gared (były narzeczony) i Wonda (osobista ochroniarka Zielarki). Abban mówi Jardirowi, że jeżeli uda mu się poślubić Leeshę podbije w ten sposób lud północy bez przelewania krwi. Z tego też powodu Zielarka rozważa każdą możliwość, pragnąc uniknąć wojny między ludźmi.[SPOILER 2] Jednak pomysł ten nie podoba się dama’ting, która jest piekielnie zazdrosna o męża. Knuje intrygi mające na celu pozbycie się Leeshy. Podsuwa nawet własną córkę i siostrzenicę jako żony dla Rojera, aby mieć szpiegów w komnatach gości. Minstrel boi się je odesłać, żeby dziewczętom nie stała się krzywda. [/SPOILER 2]
             Ta część cyklu bardziej mnie wciągnęła. Przede wszystkim dzięki temu, że poznałam historię Jardira. Staje się on zwyczajnym ludzkim bohaterem, którym targają emocje, a nie wyrafinowanym zdrajcą, za jakiego mamy go po przeczytaniu „Malowanego człowieka”. Dzięki temu zyskał moją sympatię i momentami nawet współczucie. Historia Krasjan i opis ich obyczajów są dla mnie dużo ciekawsze niż historie z pierwszej części cyklu. Poza tym nasi bohaterowie stają się bardziej skomplikowani i są zmuszeni do myślenia o większej ilości ludzi, czy to o swojej wiosce czy nawet o całej ludzkości.

            "Pustynna włócznia" zaciekawiła mnie na tyle mocno, że poświęciłam masę czasu, żeby pojechać do jedynej biblioteki w Warszawie, która miała dostępny pierwszy tom trzeciej części. A znajdowała się ona na drugim końcu miasta.

Ocena: 5- 6

sobota, 10 sierpnia 2013

Malowany człowiek

     
Malowany człowiek- Peter Brett
                Książka wydana jest w dwóch tomach, jednak opiszę oba w jednym poście, gdyż tak naprawdę tworzą całość.
             Akcja dzieje się świecie, gdzie podczas godzin nocnych na ziemi panują demony z Otchłani. Przez wielu ludzi są uważane za plagę zesłaną przez Stwórcę jako kara. Z nastaniem nocy otchłańce wynurzają się spod ziemi i powoli przechodzą w stan materialny. Wtedy atakują ludzi, rozrywając ich na strzępy i pożerając. Są różne rodzaje otchłańców (kojarzyć by się mogły z żywiołakami): drzewne, wichrowe, piaskowe, ogniowe, skalne.
 Jak sobie z tym radzą ludzie? Jasne jest, że Stwórca nie zostawił ich zupełnie na pastwę demonów, bo inaczej nie byłoby tej książki i jej bohaterów. Ludzie mają runy- magiczne znaki, chroniące ich przed dostępem demonów. Malują je na ścianach domów i murach miast. Podróżujący to zazwyczaj Posłańcy (wyjątkowo odważni i wyszkoleni), którzy mają przenośne kręgi runów lub rysują je na ziemi. Oczywiście kreślenie runów wymaga ogromnej precyzji, każda kreska musi być perfekcyjna- odpowiedniej długości i pod odpowiednim kątem, każdy run w odpowiedniej odległości i nachyleniu do pozostałych. W ten sposób ludzie chronią się przed otchłańcami. Ale tylko się chronią, gdyż znają jedynie runy chroniące, żadnych ofensywnych. Zresztą i tak większość bałaby się stanąć naprzeciw demonom.
           Na fabułę składają się trzy historie, zaczynające się w różnych miejscach i (to chyba żadne zaskoczenie ani spoiler) łączące się później.
Największa część historii dotyczy Arlena- stanowczo to on jest głównym bohaterem. Poznajemy go, gdy jest około jedenastoletnim chłopcem. Mówiąc skrótowo: jednej nocy matka Arlena znalazła się poza kręgiem runów chroniących ich dom i została zaatakowana przez otchłańce. Jego ojciec- Jeph- stał na progu domu jak zaczarowany, więc chłopiec sam się rzucił na ratunek matce. Kiedy ta umarła w drodze po pomoc, Arlen uciekł od tchórzliwego ojca.
Chłopiec jest zmuszony spędzić noc na trakcie. Na szczęście w jego wiosce wszyscy potrafią stawiać runy, a on sam ma do tego wyjątkowy talent. Nocą napada go jednak skalny demon (jeden z najgroźniejszych gatunków i wyjątkowo duży okaz), który przez wygłupy i nieuwagę chłopca niemal go zabija. Arlena ratuje jego szybka reakcja- gdy demon sięgał do kręgu chłopiec szybko nakreślił run, ucinając tym sposobem ramię otchłańca. Jak się okazuje od tej pory demon nienawidzi chłopca i prześladuje go, gdziekolwiek pójdzie
Tu zostawmy na razie Arlena i jego historię… Kolejną postacią jest Leesha, młoda dziewczyna żyjąca szczęśliwie z ukochanym ojcem i znienawidzoną matką (samolubną i niewierną) do czasu aż przyrzeczony jej Gared rozgłasza, że oddała mu swój wianek. Mimo że jest to kłamstwo, nikt nie wierzy dziewczynie i nazwana jest ladacznicą. Z odsieczą przychodzi jej stara zielarka Bruna, którą wszyscy szanują, ale też się jej boją. Bierze Leeshę na naukę tym samym zwalniając ją z przyrzeczenia i oddzielając od matki. Po paru latach wysyła dziewczynę na dalsze nauki do Angiers- głównego miasta ich krainy.
           Ostatnim z głównych bohaterów jest Rojer. Poznajemy go, gdy ma trzy lata i jako jedyny przeżywa masakrę swojej wioski przy pomocy tchórzliwego minstrela Arricka. Od tamtej pory chłopiec pobiera u niego nauki, jednak nie może w pełni wypełniać obowiązków minstrela, gdyż w czasie masakry został okaleczony- w prawej dłoni brakuje mu dwóch palców. Mimo to doskonale gra na skrzypkach, co po tragicznej śmierci jego mistrza okazuje się bardzo przydatne. Jego muzyka jest w stanie oczarować demony i powstrzymać je od ataku. Nie potrafi jednak od tego powstrzymać wrogów Arricka, którzy brutalnie zabijają nowego mistrza Rojera, a jego samego zostawiają wieczorem na pewną śmierć na ulicy. Dzięki dzielnym strażnikom, którzy przynieśli go do szpitala, jego życie ratuje nie kto inny jak zielarka Leesha. Z wdzięczności chłopiec ofiarowuje jej swe towarzystwo, gdy ta dowiaduje się, że jej ojciec jest chory i musi natychmiast wyruszyć, a nikt nie chce jej eskortować.
           Tutaj zaczyna się jeden wielki [SPOILER]. Arlen trafia do miasta, gdzie zostaje Posłańcem. W jednej ze swych podróży trafia do Krasji- krainy oddzielonej wielką pustynią od pozostałej części świata. Mieszkają tam jedyni ludzie, którzy próbują walczyć z demonami. W drodze Arlen odnajduje włócznię poznaczoną runami. Jak się okazuje są to runy wojenne, pozwalające broni na przebicie twardego pancerza demonów. Mężczyzna postanawia podzielić się swym odkryciem z wojowniczymi przyjaciółmi i u ich boku stanąć do boju przeciwko otchłańcom. Niestety przywódca Krasjan okrada Arlena z broni, uważając go za niegodnego (przecież nie jest Krasjaninem!) i pozostawiając na niemal pewną śmierć na pustyni. Na szczęście dzięki wrodzonemu talentowi do kreślenia runów Arlenowi udaje się uratować. Maluje runy na własnych pięściach i w ten sposób pokonuje demony gołymi rękami- jedną z jego pierwszych ofiar był zaciekły skalny demon. Jak nietrudno się domyślić to on jest tytułowym malowanym człowiekiem- Naznaczonym.
          Leesha i Rojer spotykają Naznaczonego, gdy zostają obrabowani na drodze do rodzinnej wioski Zielarki. Mężczyzna ratuje im życie i eskortuje na miejsce, które na jego cześć przechrzczone zostaje na Zakątek Wybawiciela. Na miejscu Arlen uczy mieszkańców runów wojennych i walki. [/SPOILER]
             W każdym z głównych wątków jest coś erotycznego, ale w złym sensie. Mam tu na myśli gwałty, zdrady itp. Często to właśnie te wydarzenia są zapalnikami dla bohaterów, gdyby nie one wiedliby zupełnie inny żywot Ciekawe są też te momenty, których nie opisałam w streszczeniu. No, ale gdybym miała opisać wszystko, co było ważne (a jestem już w połowie 3 części, więc wiem, co było ważne ;) ) lub ciekawe to ta notka byłaby tak długa, że nikomu nie chciałoby się jej pewnie czytać. No i naspoilerowałabym ;)
          Ogólnie książka mi się podoba, chociaż po super zajebistej okładce spodziewałam się, że będzie lepsza. Dobrze się ją czyta, jest dużo dialogów, co ułatwia czytanie (przynajmniej mi). Akcja toczy się wartko, chociaż mnie osobiście nie wciągnęła za mocno. Ta powieść nie wstrząsnęła mną w żadną stronę, więc najłatwiej byłoby mi ją po prostu streścić, żeby każdy sam mógł zdecydować, czy opisana historia mu odpowiada.
          Książka nie jest zła- ciekawa, pełna akcji, dobrze napisana (lub przetłumaczona) ale nie chciałam kupować kolejnych części. Wciągnęła mnie jednak na tyle, że wypożyczyłam je z biblioteki. Niedługo relacja :)

                                                                                                                                                                                     Ocena: 4+ 6

piątek, 26 lipca 2013

Kraken

Kraken - China Mieville
 

   Książkę dostaliśmy w prezencie ślubnym. Sama ją wybrałam, bo dobrze wyglądała, czytała ją osoba, której gust jest podobny do mojego.
    Jak ostatnio pokazałam koleżance, co czytam, to powiedziała, że autor jest podobno klasykiem współczesnej fantastyki... Ale nic nie czytała.

      Niestety, ale dla mnie to żadna klasyka... Przede wszystkim chyba jeszcze nigdy nie widziałam w żadnej książce aż tylu błędów! Stylistycznych, językowych, nie wspominając już o błędach w druku. Nie wiem, czy to wina pisarza, czy może raczej tłumacza, ale fakt faktem: błędy są. Już to mi mocno przeszkadzało w czytaniu, ale może tylko mnie, takie zboczenie (studiuję polonistykę).
      Drugą rzeczą, która mi bardzo przeszkadzała były dialogi. W sumie dynamiczne, ciekawe, wciągające. Tylko, że nagle ktoś odpowiada coś zupełnie z dupy i nie wiadomo, o co chodzi. Na początku liczyłam, że to się później jakoś wytłumaczy, rozwinie... ale nic z tego. Tak jest niemal do końca, może po pewnym czasie się do tego przyzwyczaiłam- w końcu prawie do wszystkiego można- bo przestało mi tak bardzo przeszkadzać. Myślałam tylko "aha, znowu..." i tyle.
      Przez pierwsze 100 stron pełzłam i czołgałam się z wielkim trudem. Nawet zastanawiałam się, czy nie odłożyć książki na półkę, ale...

      Sam pomysł i fabuła są fajne. Mamy ciekawych bohaterów, bardzo nietypowych, w większości. Jest Billy- główny bohater, kustosz w muzeum, specjalista od mięczaków. Jak większość głównych bohaterów- przynajmniej w mojej opinii- jest najmniej ciekawy. Przechodzi nieprawdopodobną przemianę z mięczaka (cóż za zbieg okoliczności ;) ) w super twardziela i przywódcę wszystkich pozostałych. Kolejną postacią jest Dane. To wyznawca Krakena- krakenita, tzn wierzy, że Kraken, a  właściwie kraken, jest bogiem. Niestety, chcąc ratować świat zostaje wykluczony ze swego kościoła, ale jak na prawdziwego wiernego przystało nie porzuca swojej wiary i dalej walczy w imieniu krakena. Dla niego też decyduje się na krok, który spowodował jego ekskomunikę- postanowił działać. Mamy też Watiego, który jest na tyle ciekawy... może nie tyle on, co jego historia, to kim jest. W każdym razie, nie będę psuć zabawy, kto chce wiedzieć, kim jest Wati, niech przeczyta albo poszuka gdzie indziej. Jest też policjantka Collingswood- młoda "wiedźma", robiąca niesamowite rzeczy, chociaż biorąc pod uwagę to, co robią inni, to wydaje się całkiem normalna. Mam tu na myśli między innymi londynmatów- ludzi, którzy wróżą z wnętrzności miasta i mogą kształtować z nich różne stworzenia. [MINI-SPOILER] Albo Grisamentuma, który ukarał jednego ze swoich wrogów, zamieniając go w żywy tatuaż na plecach niewinnego człowieka [/MINI-SPOILER]. Nie wspominając już o Gossie (bo o Subbym wiele ciekawego się nie powie) Mamy jeszcze paru innych ciekawych bohaterów i innych mniej ciekawych, ale ci wyżej wymienieni wydają mi się wystarczający do nakreślenia krótkiego rysu charakterystyki populacji "Krakena".

      Wypadałoby wspomnieć też coś o fabule... No to tak krótko i treściwie: martwy kraken- architeuthis kałamarnica olbrzymia- zostaje skradziony z muzeum, gdzie pracuje Billy (on zresztą zajął się jego konserwacją i odkrył kradzież). Sprawą zajmuje się specjalna jednostka policji, do której należy Collingswood, chcą współpracować z Billy'm i chronić go przed złodziejami, kimkolwiek by nie byli. Niestety Goss i Subby znajdują sposób na obejście zabezpieczeń i porywają Billy'ego na przesłuchanie do Tatuaża, który wcale nie jest miłym gościem. Kiedy ma zostać zabrany na tortury ratuje go Dane, z pewną pomocą... (ale to tajemnica ;) ). Od tej chwili akcja się rozwija, fabuła rozkleja się na kilka oddzielnych, równoważnych wątków. Poznajemy coraz więcej tajemnic Londynu i religii (wielu religii, żeby nie było wątpliwości). Nasz Billy przemienia się w pewnego siebie kolesia, który przejmuje kontrolę nad sytuacją, kiedy wydaje się, że pozostaje już tylko stracić głowę. Poznajemy nowych przyjaciół i nowych wrogów (niektórych tak dziwnych, że kiedy się o nich czyta można czasem ściągnąć brwi z zaskoczenia), ale w sumie nie powinniśmy się do nich za mocno przywiązywać...

      Czy mogę polecić? Jeśli komuś nie przeszkadzają błędy i dziwne niemające czasem sensu dialogi, to mogę polecić, bo fabuła ciekawa i ostatnie 400 stron czytałam z prawdziwym zaciekawieniem :)


Ocena: 3+ / 6