Książkę dostałam chyba w zeszłym roku na urodziny i skoro
już była na półce to „kiedyś na pewno przeczytam”. Są na moich półkach książki,
które już ponad rok czekają. Ale „Ruda sfora” dostała swoją szansę.
O Kossakowskiej usłyszałam od swojego męża, który jest dużym
fanem jej cyklu o aniołach i nakłonił mnie do przeczytania go. Przyznaję, że
był ciekawy, ale potem jakoś zapomniałam o tej autorce. To, że dostałam jej
dwie książki na urodziny („Rudą sforę” właśnie i „Takeshi. Cień śmierci”) było
czystym przypadkiem. Wiedziałam, że nie są to anielskie książki, więc czekały
spokojnie na swój czas.
Przede wszystkim polecam przeczytać książkę od końca. To
znaczy, zacząć ją od ogarnięcia słowniczka na końcu. Ja czytałam od początku i
w trakcie pomyślałam, że fajnie, jakby gdzieś były zebrane te wszystkie dziwne
słowa (nazwy stworzeń i imiona bogów), żeby móc sobie w każdej chwili
przypomnieć. Zerknęłam wtedy na koniec i okazało się, że powieść ma jakieś 20
stron mniej niż myślałam, bo na końcu jest właśnie słowniczek. I spis bohaterów
z krótką charakterystyką. Do spisu niekoniecznie trzeba zaglądać, ale nie ma
tam żadnych spoilerów, więc na pewno nie zaszkodzi. Za to słowniczek może sporo
pomóc przy przyswajaniu fabuły.
Na samym początku poznajemy wielkiego, wspaniałego szamana
Serkena. Jednak niedługo możemy się tym cieszyć, bo mężczyzna szybko umiera –
zostaje wezwany przez duchy, by pomóc w zaświatach. Od dawna wszyscy
podejrzewali, że kolejnym szamanem zostanie cioteczny wnuk Serkena –
dwunastoletni Ergis. W czasie pogrzebu starego szamana chłopiec ucieka do lasu
i wszyscy są pewni, że dopadła go „szamańska choroba”. Kiedy jednak młodzieniec
wraca do domu, okazuje się, że wioska ma już nowego szamana. Został nim Dyraj
Bogoj – mężczyzna, który podchodził dość sceptycznie do wiary. Oczywiście
szybko się domyślamy, że nie jest on prawdziwym szamanem, a jedynie udawał „szamańską
chorobę”, by przyjąć prestiżową funkcję i dostać duży kawał ziemi. Oszustowi
pomagał mały Rosjanin, który w nic nie wierzy i wciąż wymyśla nowe sztuczki,
którymi Bogoj mógłby wciąż zaskakiwać pobratymców.
Jednak Ergis wciąż ma w sobie moc. Podczas podróży po lesie
duch opiekuńczy radzi mu, gdzie ma pójść, żeby odkryć oszustwo chciwych dorosłych.
Niestety chłopiec zostaje zauważony i mężczyźni (zwłaszcza naciska na to
Rosjanin) postanawiają go unieszkodliwić. W tym celu nasyłają bandytów na
rodzinę Ergisa, który załamuje się psychicznie po odnalezieniu martwych
bliskich. Mimo to chłopiec wciąż jest zagrożeniem, więc Bogoj przyjmuje go do
swojego domu (na polecenie Rosjanina), mówiąc, że będzie go leczył. W
rzeczywistości jednak podtruwa chłopca.
I to jest właściwie pierwsza część książki i dzieje się w
realnym świecie. Potem przenosimy się do psychiki Ergisa. Zaczyna się to od
dziwnych scen, gdy chłopiec wpada do wody, rozgotowuje się, a następnie
wychodzi z rzeki, by znaleźć się na łące Drugiego Nieba. Tam spotyka kulawego
konika o imieniu Bębenek. Szybko domyślamy się, że Ergis staje się właśnie
szamanem, a konik jest jego bębnem. Od razu zostają przyjaciółmi i ruszają w
podróż po zaświatach, by znaleźć Serkena, który mógłby pomóc chłopcu.
Po drodze spotykają tupilaka Iwaszkę, którego wysłał za
chłopcem Bogoj. Jednak tupilak jest tak pociesznie nieudolny, że Ergis łatwo i
bezboleśnie pokonuje go i zostają przyjaciółmi. W międzyczasie pojawia się też
kikituk, małe, futrzaste stworzonko, które było towarzyszem Serkena i
zamieszkało w sakwie Ergisa. Jest ono bardzo pomocne (podaje w sakwie różne
potrzebne rzeczy) i waleczne. Potem grupa przyjaciół spotyka jeszcze
ołonchosuta (pieśniarza) Elleja i półboginię ognia Tujarymę. Okazuje się też,
że znalezienie Serkena jest najmniejszym problemem Ergisa, ponieważ Dolne i
Górne światy zostały zaatakowane i niszczeją. A bogowie i herosi nie mogą sobie
z tym poradzić. Kto jak nie dwunastolatek na kulawym koniku ma uratować świat?
No kto? ;)
Powieść była dość ciekawa i wciągająca. W czytaniu
przeszkadzały mi tylko dziwne nazwy i imiona jakuckie, które czasem były bardzo
podobne do siebie i myliły mi się. Przyznam też, że spodziewałam się innego
zakończenia, chociaż część przewidziałam. Ogólnie książka była dość przyjemna.
W wyzwaniu uznam tę książkę za waleta (J) kier. Można to
spokojnie uznać za powieść przygodową, bo Ergis pokonuje wiele przeszkód, by
dotrzeć do celu. W dodatku odbywa długą podróż, więc wydaje mi się, że pasuje.