środa, 15 kwietnia 2015

Ruda sfora

Książkę dostałam chyba w zeszłym roku na urodziny i skoro już była na półce to „kiedyś na pewno przeczytam”. Są na moich półkach książki, które już ponad rok czekają. Ale „Ruda sfora” dostała swoją szansę.


O Kossakowskiej usłyszałam od swojego męża, który jest dużym fanem jej cyklu o aniołach i nakłonił mnie do przeczytania go. Przyznaję, że był ciekawy, ale potem jakoś zapomniałam o tej autorce. To, że dostałam jej dwie książki na urodziny („Rudą sforę” właśnie i „Takeshi. Cień śmierci”) było czystym przypadkiem. Wiedziałam, że nie są to anielskie książki, więc czekały spokojnie na swój czas.
Przede wszystkim polecam przeczytać książkę od końca. To znaczy, zacząć ją od ogarnięcia słowniczka na końcu. Ja czytałam od początku i w trakcie pomyślałam, że fajnie, jakby gdzieś były zebrane te wszystkie dziwne słowa (nazwy stworzeń i imiona bogów), żeby móc sobie w każdej chwili przypomnieć. Zerknęłam wtedy na koniec i okazało się, że powieść ma jakieś 20 stron mniej niż myślałam, bo na końcu jest właśnie słowniczek. I spis bohaterów z krótką charakterystyką. Do spisu niekoniecznie trzeba zaglądać, ale nie ma tam żadnych spoilerów, więc na pewno nie zaszkodzi. Za to słowniczek może sporo pomóc przy przyswajaniu fabuły.
Na samym początku poznajemy wielkiego, wspaniałego szamana Serkena. Jednak niedługo możemy się tym cieszyć, bo mężczyzna szybko umiera – zostaje wezwany przez duchy, by pomóc w zaświatach. Od dawna wszyscy podejrzewali, że kolejnym szamanem zostanie cioteczny wnuk Serkena – dwunastoletni Ergis. W czasie pogrzebu starego szamana chłopiec ucieka do lasu i wszyscy są pewni, że dopadła go „szamańska choroba”. Kiedy jednak młodzieniec wraca do domu, okazuje się, że wioska ma już nowego szamana. Został nim Dyraj Bogoj – mężczyzna, który podchodził dość sceptycznie do wiary. Oczywiście szybko się domyślamy, że nie jest on prawdziwym szamanem, a jedynie udawał „szamańską chorobę”, by przyjąć prestiżową funkcję i dostać duży kawał ziemi. Oszustowi pomagał mały Rosjanin, który w nic nie wierzy i wciąż wymyśla nowe sztuczki, którymi Bogoj mógłby wciąż zaskakiwać pobratymców.
Jednak Ergis wciąż ma w sobie moc. Podczas podróży po lesie duch opiekuńczy radzi mu, gdzie ma pójść, żeby odkryć oszustwo chciwych dorosłych. Niestety chłopiec zostaje zauważony i mężczyźni (zwłaszcza naciska na to Rosjanin) postanawiają go unieszkodliwić. W tym celu nasyłają bandytów na rodzinę Ergisa, który załamuje się psychicznie po odnalezieniu martwych bliskich. Mimo to chłopiec wciąż jest zagrożeniem, więc Bogoj przyjmuje go do swojego domu (na polecenie Rosjanina), mówiąc, że będzie go leczył. W rzeczywistości jednak podtruwa chłopca.
I to jest właściwie pierwsza część książki i dzieje się w realnym świecie. Potem przenosimy się do psychiki Ergisa. Zaczyna się to od dziwnych scen, gdy chłopiec wpada do wody, rozgotowuje się, a następnie wychodzi z rzeki, by znaleźć się na łące Drugiego Nieba. Tam spotyka kulawego konika o imieniu Bębenek. Szybko domyślamy się, że Ergis staje się właśnie szamanem, a konik jest jego bębnem. Od razu zostają przyjaciółmi i ruszają w podróż po zaświatach, by znaleźć Serkena, który mógłby pomóc chłopcu.
Po drodze spotykają tupilaka Iwaszkę, którego wysłał za chłopcem Bogoj. Jednak tupilak jest tak pociesznie nieudolny, że Ergis łatwo i bezboleśnie pokonuje go i zostają przyjaciółmi. W międzyczasie pojawia się też kikituk, małe, futrzaste stworzonko, które było towarzyszem Serkena i zamieszkało w sakwie Ergisa. Jest ono bardzo pomocne (podaje w sakwie różne potrzebne rzeczy) i waleczne. Potem grupa przyjaciół spotyka jeszcze ołonchosuta (pieśniarza) Elleja i półboginię ognia Tujarymę. Okazuje się też, że znalezienie Serkena jest najmniejszym problemem Ergisa, ponieważ Dolne i Górne światy zostały zaatakowane i niszczeją. A bogowie i herosi nie mogą sobie z tym poradzić. Kto jak nie dwunastolatek na kulawym koniku ma uratować świat? No kto? ;)
Powieść była dość ciekawa i wciągająca. W czytaniu przeszkadzały mi tylko dziwne nazwy i imiona jakuckie, które czasem były bardzo podobne do siebie i myliły mi się. Przyznam też, że spodziewałam się innego zakończenia, chociaż część przewidziałam. Ogólnie książka była dość przyjemna.

W wyzwaniu uznam tę książkę za waleta (J) kier. Można to spokojnie uznać za powieść przygodową, bo Ergis pokonuje wiele przeszkód, by dotrzeć do celu. W dodatku odbywa długą podróż, więc wydaje mi się, że pasuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz