poniedziałek, 20 czerwca 2016

Grey

Jak już czytać to całość – już kiedyś o tym wspominałam. Dlatego po skończeniu „Nowego oblicza Greya” wypożyczyłam sobie tę właśnie najnowszą książkę pani E.L. James. Nie spodziewałam się fajerwerków, ale myślałam, że będzie trzymać poziom trylogii. Nie do końca spełniły się moje oczekiwania…



„Grey” to, jak mówi nam na każdym kroku reklama, „Pięćdziesiąt twarzy Greya” oczami Christiana (Greya, żeby nie było ;) ). Dlatego nie ma sensu streszczać większości fabuły, bo zrobiłam to już wcześniej. Dostajemy jednak dodatkowe elementy w postaci rozmyślań Christiana i opisu, co robił, jak nie był z Anastasią. Dowiadujemy się, że wybrał się do Portland z Elliotem i urządzili sobie wycieczkę rowerową. Wiemy też, że Christian codziennie rano biega i często ćwiczy ze swoim trenerem. I naprawdę troszczy się o bliskich pracowników (jak Taylor i pani Jones).
Z drugiej strony mamy myśli Christiana i tu zaczyna się dla mnie coś okropnego. Większość tekstów jest zwyczajnie wulgarna. Ale ok, jestem w stanie przyjąć, że ktoś taki jak Grey myśli w taki sposób. Przeszkadzało mi jednak też to, że myśli nie były konsekwentne. O swoim przyrodzeniu raz myśli „Fiutowski, fiut, kutas”, ale w opisach Anastasii wciąż mamy głównie „tam, miejsce rozkoszy” czy coś w tym guście.
Dalej nie zrozumiałam, czemu mail Anastasii miałby być żartem (ten, ze miło było go poznać). Nie wiem, albo nie rozumiem amerykańskiego humoru, albo coś się zgubiło w tłumaczeniu, albo to po prostu nie było śmieszne…

A propos tłumaczenia… tłumaczył ktoś inny niż trylogię i było to bardzo wyraźnie widać. I mi przeszkadzało. A jak czytałam, że jedzie „do Portlandu” to normalnie dostawałam białej gorączki :D W ogóle styl książki był dużo gorszy. Zastanawiam się czy to kwestia innego tłumacza. Czy może to autorka pisała inaczej, skoro miało być z perspektywy innej osoby. W każdym razie wyszło kiepsko. Bardzo kiepsko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz