poniedziałek, 27 czerwca 2016

Tata w budowie

Książka trafiła do mnie w sumie przez przypadek. Urodziłam dziecko i w związku z tym w moim życiu sporo się zmieniło. Wiązało się to też z licznymi problemami, zwłaszcza na początku. I nie mam na myśli tylko zmian pieluszek, karmienia i innych pielęgnacyjnych spraw. Nie, główny problem był inny. A że nie miałam z kim o nim pogadać (mąż już powiedział wszystko na ten temat i powtarzanie tego tylko mnie wkurza, a inni po prostu nie znają tego problemu), postanowiłam napisać list do foch.pl. List został opublikowany, a ja dostałam za niego tę właśnie książkę.



Książka do tytułu „Tata w budowie” ma jeszcze podtytuł albo opis „Felietony o tym, jak być ojcem i zwariować (ze szczęścia)”. Pomyślałam, że lektura akurat na czasie (ojcem nie jestem, ale matce też może się przydać) i może być zabawna. Tak naprawdę do śmiesznie było ledwie kilka razy, większość tekstów w ogóle mnie nie bawiła. A już najbardziej przeszkadzało mi nazywanie dziecka Mikrusem. Ja rozumiem, że to tak pieszczotliwie i w ogóle, ale mi to nie odpowiada i już.

Fabuły tu nie ma, autor opisuje po prostu różne oderwane od siebie sytuacje ze swojego życia z dzieckiem. Przyznaję, że robi to w sposób lekki i nie czyta się tego źle, ale specjalnie interesujące dla mnie to też nie było. Może dla jakiegoś taty będzie – dam mężowi i zobaczę. Nie jestem też fanką rysunków, ale po prostu nie lubię takiego stylu – kwestia gustu, bo wiem, że dużo osób lubi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz