poniedziałek, 17 lipca 2017

Limes inferior

Do tego zbierałam się od dawna – od czasu pewnych zajęć na studiach, kiedy prowadząca wspomniała o tej książce. Omawialiśmy wtedy „Paradyzję” Zajdla i byłam zaskoczona, że science-fiction tak mi się spodobało. Wspominaliśmy też inne dzieła tego pisarza, ale jakoś „Limes inferior” chyba najbardziej zapadło mi w pamięć. Tylko nie wiem, czemu kojarzyło mi się przede wszystkim z jakąś plażą i kupowaniem drogich rzeczy dziewczynie z niższej klasy społecznej… Po raz kolejny okazji dostarczył bookrage, a ostatecznie przekonał mnie tata, który lubi sf i Zajdla, więc zajdlowski pakiecik trzeba było nabyć. Tata czeka na lemowski :D



„Scena”, która pozostała w moich skojarzenia prawie pojawia się w książce na samym początku. To znaczy: główny bohater wynajmuje na brzegu jeziora motorówkę i zabiera ze sobą dziewczynę, której na takiej luksusy nie stać. Ale nie jest to ważna scena. Ważne natomiast są klasy społeczne i ogólne przedstawienie świata, który poznajemy stopniowo podczas rozmów bohaterów. Otóż Argoland jest właściwie zamkniętą aglomeracją, jakich wiele na świecie, otoczoną polami uprawnymi. Prawie wszystko jest zautomatyzowane, więc dużo ludzi nie pracuje. Nie pracują ci „ubożsi umysłowo”. I tu przechodzimy do systemu społecznego. Ludność podzielona jest na siedem klas, o przynależności do których decyduje intelekt – najlepsi są zerowcy, najgorsi szóstacy (nie ma dolnej granicy, więc w tej grupie znajdują się ludzie mało inteligentni i kompletni debile). Tylko trzy najwyższe klasy mają zapewnioną pracę, niektórzy trojacy, a od poziomu czwartego w dół nikt nie pracuje. Jak więc ci ludzie żyją? Otóż system działa tak, że każda klasa dostaje określoną liczbę czerwonych punktów (odpowiednik pieniędzy), trochę zielonych za klasę intelektu i żółte za pracę. Za dany kolor można kupić najpotrzebniejsze artykuły lub luksusy (żółte). A wszystko (liczba punktów, klasa) zapisane jest na kluczu, który stanowi narzędzie identyfikacji.
Taki system prowokuje wiele niekoniecznie legalnych profesji. Wiadomo, zę każdy chciałby mieć jak najwyższą klasę, więc powstał zawód liftera, czyli kogoś, kto pomaga klientowi zdobyć wyższą klasę. Lifterzy zwykle mają wyższy intelekt niż klasa, do której nominalnie należą (często udają czwartaków, żeby nie musieć normalnie pracować). Są też downerzy, którzy pomagają osiągnąć niższą klasę niż rzeczywista.
Główny bohater jest lifterem, zerowcem udającym czwartaka. Pewnego spokojnego dnia zaczynają się dziać niepokojące rzeczy i domyśla się, że jego intelekt ma zostać sprawdzony. Prowadzi to do jeszcze dziwniejszych zdarzeń, nowych znajomości, odnowienia starych i przede wszystkim do rozmyślań na temat Argolandu.
Zajdel pisał społeczne science fiction, a „Limes inferior” jest jednym z tego przykładów. Przedstawia pozorną (jak to zwykle bywa) utopię, a potem rujnuje ją na oczach czytelnika w bardzo subtelny, zmuszający do myślenia sposób.
Dodatkowo książkę czyta się dobrze i przyjemnie, poza ostatnimi stronami, które są przepełnione  długimi wyjaśnieniami. To jedyne, co mi się źle czytało. Nie podobało mi się ucięcie paru wątków, np. rodziców Sneera albo interesu Priona. Zastanawiałam się, czy czegoś nie brakuje mojemu ebookowi, ale przecież to oficjalne wydanie i w sumie każda strona była sensowną kontynuacją poprzedniej. Po prostu wątki zniknęły i więcej nie wróciły.

Ciekawe jest też samo zakończenie książki, bo jest bardzo nieoczywiste i wydaje mi się, że można je interpretować na wiele sposobów zależnie od poglądów albo nawet humoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz