W sumie nie jestem pewna, skąd wzięłam tę książkę. Możliwe,
że z jakiegoś polecenia z facebooka. W każdym razie wysłałam sobie pliczek na
kindla i zaczęłam czytać. Wszystko szło bardzo dobrze, dopóki w pewnym momencie
nie odnalazłam kilku białych stron. Akurat na początku rozdziału, a pierwsze
słowa, które były za nimi sugerowały, że warto znać ciąg wcześniejszych
zdarzeń. Chwilę mi zajęło znalezienie kolejnego pliku, sprawdzenie czy ma
wszystkie strony (najwięcej czasu zabrało ustalenie odpowiedniego miejsca –
mobi nie ma numeracji stron, tylko lokalizację i przeczytany procent) przekonwertowanie
go i przesłanie. No cóż wynikało to też trochę z mojego braku czasu, żeby siąść
i to zrobić. Dlatego spędziłam jeden wieczór bez książki i następnego dnia
wolną chwilę wykorzystałam na naprawienie lektury.
Książka jest pisaną w pierwszej osobie historią dziewczyny z
małej wsi, która koniecznie chce iść na studia. I to nie byle jakie – ma dar
magiczny, ukończyła magiczne liceum i chce iść na magiczny uniwersytet. Wbrew
rodzicom, którzy uważają to za stratę czasu, bo w końcu najlepsze życie dla
dziewczyny to szybkie zamążpójście i urodzenie gromadki dzieci. A dorabiać może
jako znachorka czy inna szamanka bez wyższego wykształcenia.
Od samego początku wiemy więc, że nasza Olgierda raczej nie
należy to tych zgodnych i grzecznych dziewczynek, a jest uparta i ma własne
zdanie. Dzięki temu też poznaje swojego
najlepszego przyjaciela – półkrasnoluda Ottona. Staje w jego obronie,
wyśmiewając bandę magów praktyków i tym samym robiąc sobie wrogów na całe
studia.
Sama Ola również początkowo chciała zostać praktykiem,
jednak okazało się, że do tego konieczne jest zdanie testu ze sprawności
fizycznej. To sprawiło, że dziewczyna szybko zrezygnowała i wstąpiła do katedry
magii teoretycznej. Mimo lenistwa Ola jest niezłą studentką (zostaje wręcz
mistrzynią magii wykreślnej wśród studentów), a i poza nauką radzi sobie
dobrze, dzięki wspólnym biznesom z najlepszym przyjacielem.
Ogólnie cała książka to zbiór pojedynczych historii z życia
studentki. Język jest prosty, lekko się to czyta (choć zdarzają się straszne
błędy ortograficzne – moja wersja była chyba jakaś nieobrobiona). Bohaterowie
są sympatyczni, da się ich lubić. Choć bardzo męczące jest ciągłe użalanie się
nad sobą Oli, która co chwilę żałośnie wyje, umiera, narzeka, jakie jej życie
jest ciężkie. Ale można się do tego przyzwyczaić (zwłaszcza, jeśli zna się
takich ludzi na żywo). I przyjemności lektury nie odbiera nawet jej
przewidywalność i prostota (od samego początku bohaterowie są kreowani w
konkretny sposób i wiadomo, co się wydarzy. Nie wiadomo tylko, kiedy).
Od razu zabieram się za drugą część cyklu, ale nie wiem,
kiedy ją wrzucę, ponieważ na kindlu czytam przede wszystkim wieczorami, po
jakieś 20-30 minut dziennie. W dzień czytam papierową książkę, ale na to mam
niestety jeszcze mniej czasu. Dlatego notki pojawiają się tak rzadko. Pewnie
dopóki nie będę miała pracy, do której trzeba będzie jeździć ten smutny stan
się utrzyma, za co przepraszam tych, którzy mnie czytują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz