Ciągle piszę tu o fantastyce – jak ją lubię, jak mam ochotę
na jakieś dobre fantasy. Ale czytuję też inne gatunki i nawet je lubię. Jednym
z nich są kryminały. Co prawda moją ulubioną autorką była Joanna Chmielewska,
która miała dość specyficzne podejście do gatunku, ale chętnie sięgam też po
Agathę Christie (co zresztą dało się już na blogu zauważyć) i innych autorów.
Raczej starszych. Dlatego, gdy zobaczyłam pakiet (tak, znowu. Szkoda, że mi za
to nie płacą ;) ) „retro kryminałów” bez większego zastanowienia go kupiłam. Od
razu też ściągnęłam dwie pozycje, które zachęciły mnie tytułami, a „Morderstwo
w Miłowie” to pierwsza z nich.
Do Miłowa przyjeżdża Samantha Greenwood siostrzenica
prawnika z Poznania. Dziewczyna przyjechała do Polski na wakacje i razem z
wujem została zaproszona do jego bliskich przyjaciół mieszkających pod miastem.
Od samego początku Sam trzyma się na lekki dystans od pani domu, Teresy, która
kilka lat wcześniej przeżyła ogromną tragedię. Kiedy wyszła za Andrzeja
Górskiego (właściciela majątku) nie została ciepło przyjęta w towarzystwie jako
łowczyni fortun. Dopiero kiedy zmarł jej dwuletni synek miłowianie cieplej
przyjęli Teresę i stała się ona jedną z najpopularniejszych (o ile można tak
powiedzieć) osób w miasteczku. Kobieta nie emanuje smutkiem, tym bardziej, że
urodziła kolejne dziecko. Teraz bardzo dba o Antosia i sama cały czas się nim
zajmuje. Mimo to Sam czuje się przy niej nieswojo. Kolejnym członkiem rodziny
Górskich jest Jerzy, syn Andrzeja z pierwszego małżeństwa. Młodzieniec wraca do
domu na wakacje z uniwersytetu. Jednak podczas jego wizyty stosunki są dość
napięte, ponieważ zamierza specjalizować się w patologii, co nie podoba się
jego ojcu.
Wszystko wygląda na taką zwykłą podmiejską rodzinę z lat
dwudziestych XX wieku (rok 1928) i całkiem przyjemnie poznaje się jej członków w
pierwszej części książki. Ale tytuł zobowiązuje – zostaje popełnione
morderstwo. Zabitym jest Andrzej Górski a podejrzenia padają początkowo przede
wszystkim na Jerzego i Teresę. Sam z kolej jest z jednej strony takim
ozdobnikiem w domu, a z drugiej jako osoby praktycznie obcej jej obserwacje
bardzo pomagają śledczemu (który jest znajomym Janusza).
Bardzo szybko zaczęłam tworzyć własne teorie dotyczące
mordercy. Ale z rytmu nieco wybiły mnie pewne wydarzenia. Mnie zaskoczyły, więc
nie będę mówić dokładnie, o co chodzi. Wspomnę tylko, że na myśl przyszedł mi
Szekspir. Na końcu i tak okazało się, że moja pierwsza myśl była najlepsza
(chociaż parę razy od niej odchodziłam).
Książkę czytało się bardzo dobrze i szybko. Jest ciekawie
napisana, ale to nie wszystko. Ma bardzo krótkie rozdziały – kiedy widziałam na
kindlu informację, że rozdział to 3 minuty czytania, stwierdzałam „co to są 3
minuty? Przeczytam jeszcze jeden”. I w ten właśnie sposób czytałam bez przerwy
od 3 (dziecko się obudziło) do 6 w nocy. I skończyłam książkę.
Mojej mamie też się podobało. Przeczytała „Morderstwo…” jako
pierwsza i bardzo mi polecała, jako lekki i przyjemny kryminał. Tym razem miała
rację ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz