wtorek, 14 sierpnia 2018

Pani Dobrego Znaku


Chyba zdążyłam się już przyzwyczaić do stylu Feliksa W. Kresa, bo nie mam już problemów z rozpoczęciem czytania. Albo może mam po prostu inne nastawienie. W każdym razie wydaje mi się, że zarówno „Panią Dobrego Znaku” (uparcie czytanego przeze mnie jako Dobry Zamek) jak i „Grombelardzką legendę” czyta się dużo lżej niż poprzednie dwa tomy cyklu. Autor bardziej skupia się na opowieści, co pozwala czytelnikowi wciągnąć się w akcję i dobrze poznać bohaterów. A ci znowu są nietuzinkowi.



Tytułowa pani Dobrego Znaku to wyzwolona poprzez małżeństwo z księciem K.B.I. Lewinem niewolnica praczka. Po śmierci księcia sprawa Ezeny ląduje w sądzie, Domy Dartanu (zwłaszcza dom K.B.I.) chcą unieważnić jej małżeństwo – była niewolnica nie może przecież rządzić najbogatszym domem w Dartanie. Niektórzy mają jednak własne pomysły – jedna z odnóg Domu postanawia zawrzeć małżeństwo z Ezeną i przejąć większość władzy. Z kolei Yokes (dowódca wojsk Dobrego Znaku) służy swej pani wiernie, jednak początkowo jej nie akceptuje. Była praczka najbardziej zaskoczona jest postawą pierwszej Perły (najdroższej niewolnicy, gospodyni domu), która nie okazuje jej pogardy. Pewnego wieczoru odkrywa, dlaczego.
Okazuje się, że książę Lewin wyczytał w starych archiwach wiele ciekawych rzeczy i uznał, że Ezena jest uosobieniem legendarnej królowej Rollayny. Dlatego poślubił ją i przygotowywał do roli pani. O tym wszystkim wiedziała pierwsza Perła Anessa i to właśnie zdradza Ezenie. Od tej pory zostają bliskimi przyjaciółkami, a Yokes zmienia swój stosunek i zostaje najwierniejszym sługą.
Do Dobrego Znaku zabłąkał się również Przyjęty, znany nam z Grombelardu Gotah. Mówi, że chciał zobaczyć na własne oczy, jak tworzy się historia Szerni. Przy okazji dowiaduje się też wiele o świecie rzeczywistym (a nie tym z ksiąg, nad którymi dotąd spędził większość czasu).
Z drugiej strony fabuły mamy Akalę, miasto leżące na pograniczu Armektu, Grombelardu i Dartanu (oczywiście należy do Cesarstwa, jak wszystko). Miasto jest interesujące głównie ze względu na komendantkę garnizonu, którą jest Tereza (ta z „Północnej granicy”). Przypominamy sobie dzielną wojowniczkę i ogromna sympatia odżywa. Zresztą praktycznie wszyscy (poza urzędnikami trybunału, którzy mają inne priorytety) uwielbiają Terezę.
Fabuła zawiązuje się, kiedy przypadkowo zostaje zabity Denett, który chciał poślubić Ezenę. Wtedy księżna wyjawia jego ojcu swoją tajemnicę i rozpętuje się ogromna wojna, początkowo między dartańskimi rodami, a potem Dartanu z Armektem.
No i od połowy książki większość to opisy walk, zbrojeń, taktyk itd. To mnie już męczyło, pełzłam przez te strony w doprawdy żółwim tempie. Gdyby książka była o połowę krótsza, z krótszymi opisami bitew (chociaż domyślam się, że niektórym mogą się one podobać), byłaby dużo lepsza. Autor znowu tworzy ciekawych bohaterów i ciężko być wobec nich obojętnym. Jednych się lubi, innym się współczuje. Ciężko zdecydować, kto powinien wygrać bitwy i całą wojnę, bo każda strona ma swoje racje. To bardzo dobry pomysł, żeby przedstawić sprawę z obu stron!
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie ponarzekała, ale nie będzie tego dużo. Przede wszystkim nie podoba mi się kilka śmierci, uważam, że zupełnie niezasłużonych i można było to rozwiązać inaczej. Ale rozumiem też, że przecież nie wszyscy mogą przeżyć. Bardziej przeszkadza mi jakby urwanie pewnych wątków. Z częścią bohaterów nie wiadomo w sumie, co się stało i co dalej ze sobą robili. Z drugiej strony bardzo mi się podoba (choć niemożliwie oczywiste) zakończenie dotyczące Gotaha. To taki przyjemny uśmiech w stronę czytelnika, który jednak jest tylko człowiekiem i czasem chciałby zobaczyć jakiś happy end (oj, to chyba nie jest duży spoiler!),

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz