niedziela, 24 maja 2015

Król olch

Odkąd przeczytałam wymagania karcianego wyzwania książkowego, szukałam konkretnych książek pod niektóre pozycje. Takie, które uznałam, że przeżyję, ale raczej nie sięgnęłabym po nie bez wyzwania. No i tak właśnie było z realizmem magicznym. Przeczytałam jedną taką powieść i nie stało się to moim ulubionym gatunkiem. Powieścią było „Sto lat samotności”. Ok, może nie dorosłam, może nie rozumiem. Nie ważne, każdy ma inny gust, a mi się nie podobało, a wręcz nudziło. Mimo to gatunek ma w nazwie „magiczny”, więc postanowiłam dać mu drugą szansę (no i mimo wszystko czytałam gorsze rzeczy niż „Sto lat samotności”). Z pomocą przyszła mi wikipedia, po wpisaniu „realizm magiczny zjechałam do utworów i przeczytałam tytuły. Nawet kilka mnie zainteresowało, ale przyznam, że „Gra w klasy” Cortazara nieco mnie przeraża (rozmawialiśmy o sposobie czytania tej książki na studiach), „Pachnidło” słyszałam, że jest dobre, ale ciężkie, a „Mistrza i Małgorzatę” czytałam nie tak dawno. No i padło na „Króla olch”. Tytuł dla mnie ciekawy, bo kojarzy się Goethem, którego lubię. Nic dziwnego, skoro Goethe napisał balladę pod takim samym tytułem. Spodziewałam się, magii, fantastyki, może dreszczyku niepokoju i lasu. Z tego wszystkiego dostałam las.
„Król olch” jest podzielony na kilka części, z czego pierwsza „Złowieszcze zapiski Tiffaugesa” była dla mnie zdecydowanie najgorsza. Z drugiej strony z niej właśnie najwięcej się dowiadujemy o głównym bohaterze Ablu Tiffaugesie (nie jestem pewna, czy tak się odmienia to nazwisko). W skrócie: za młody był bardzo drobnym i słabym chłopcem, który wychowywał się w męskiej szkole św. Krzysztofa. Początkowo był tam dręczony przez silniejszych chłopców, ale później wziął go pod swą opiekę Nestor – syn dozorcy, najprawdopodobniej niedorozwinięty, skarłowaciały, ale już dorosły, wciąż chodzący na lekcje z chłopcami. Młody Abel chłonął nauki Nestora, który opowiadał min. o tym, że kupa (tak, chodzi o stolec) jest jedynym dziełem, które człowiek wykonuje w pełni samodzielnie. Pewnego dnia Nestor umiera (zaczadziały przy piecu), jednak Abel wciąż czuje przy sobie jego ducha i uważa, że to zmarły mentor z dzieciństwa kieruje jego lewą ręką, gdy prowadzi Złowieszcze Zapiski (Tiffauges jest już dorosłym, praworęcznym mechanikiem), czyli rodzaj pamiętnika.
Tiffauges opisuje, jak obserwował dzieci wychodzące ze szkoły lub bawiące się na placach. Opisuje, jak robił im zdjęcia (układając sobie aparat w kroczu) i nagrywał ich głosy. Opisuje też ekstazę (euforię), jaką odczuł, podnosząc  rannego w kolano chłopca. Do tego motywu unoszenia (forii) dzieci wraca jeszcze w późniejszych częściach książki. Abel obserwuje głównie chłopców, jednak jego uwagę przykuwa jedna dziewczynka Martine. Obserwuje ją, a po pewnym czasie zaczyna podwozić do domu. Któregoś dnia jednak słyszy jej krzyk i biegnie na pomoc. Znajduje dziewczynkę z podciągniętą w górę sukienką i mała oskarża go o gwałt. Tak naprawdę czytelnik nie jest pewien, czy Tiffauges nic jej nie zrobił, jednak nie ma też podstaw, by twierdzić, że zrobił. Abla bardziej interesowali chłopcy. W każdym razie mężczyzna trafia do aresztu, policja odnajduje też jego Złowieszcze Zapiski, które nie pomagają w udowodnieniu niewinności. Tiffauges nie zostaje jednak ukarany, gdyż wybucha wojna (II wojna światowa) i zostaje on wcielony do wojska.
Kolejne części są przeplatanką narracji trzecio-osobowej i Złowieszczych zapisków. Druga część to „Gołębie znad Renu”. Opowiada o losach Tiffaugesa zaraz po wcieleniu do wojska francuskiego. Mężczyzna zostaje opiekunem gołębi pocztowych, szybko zaprzyjaźnia się z ptakami i kocha je. Zajmuje się opieką na gołębnikiem i pozyskiwaniem nowych ptaków. Najbardziej interesują go te, których właściciele nie chcą oddać. Niedługo jednak oddział Tiffaugesa trafia do niewoli niemieckiej.
Tak właśnie rozgrywa się kolejna część „Hiperborea”. Abel jest w niewoli i musi kopać rowy nawadniające niemieckie pola. Wszystko to dzieje się w okolicach Puszczy Romnickiej, gdzie w zimie Tiffauges spotyka i zaczyna dokarmiać ogromnego łosia. Nakrywa go na tym miejscowy leśniczy, jednak nie wydaje Francuza, a ta znajomość wręcz owocuje w kolejnej części „Wilkołak z Puszczy Romnickiej”. Tiffauges zostaje asystentem dygnitarza Goringa i pomaga w polowaniach na jelenie. Dostaje też własnego konia, którego nazywa Aniołem Analnym, ponieważ kupa konia jest idealna (tak, wracamy do kupy…). Dodatkowo koń jest idealny jeszcze z jednego powodu – został stworzony do noszenia (foria).
Kolejna część to „Wilkołak z Zamku Kaltenborn”. Chodzi o zamek w Szymbarku i tej nazwy będę dalej używać. Bo mi tak łatwiej. Otóż w zamku tym znajdował się ośrodek szkoleniowy dla chłopców, którzy mieli dołączyć do SS. Wracamy zatem do niezdrowej fascynacji Tiffaugesa dziećmi, a dokładniej chłopcami. Tutaj Abel znalazł się w siódmym niebie. Nie dość, że miał na stałe obok siebie mnóstwo chłopców to jeszcze został wyznaczony do pozyskiwania nowych. Oczywiście miał wśród nich swoich ulubieńców: jasnowłosego Lothara oraz bliźniaków. Dodatkowo Tiffauges początkowo pomagał, a potem przejął pracę doktora, oceniającego zdrowie i budowę chłopców. Miał więc nieograniczony dostęp do każdej sfery życia dzieci.
W części „Astrofor” Abel znalazł sobie nowego ulubieńca – Efraima, żydowskiego chłopca którego znalazł na wpół martwego przy drodze. Ukrywał go w swojej komnacie, żeby nikt go nie znalazł i leczył, a czasem nawet nosił na barana.
W końcu jednak zamek w Szymbarku został zaatakowany przez Armię Czerwoną. Trzech ulubieńców Abla zginęło, a on sam uciekł z Efraimem, dosiadającym go jak konia.
I tyle, jeśli chodzi o fabułę. No i gdzie ten król olch? Gdzie Goethe? Otóż tak… Królem olch zostaje nazwany trup wyciągnięty z jakiegoś bagna. Trup jest już stary, sprzed paruset lat. Drugim odniesieniem  do ballady (i to dużo wyraźniejszym) jest porwanie Lothara. Chłopiec nie chciał dołączyć do SS. Po jakimś czasie Tiffauges odnalazł go na drzewie, siłą ściągnął i z dzieckiem w ramionach odjechał do zamku.
Spodziewałam się czegoś dużo lepszego. A jestem tak naprawdę mocno zniesmaczona. Wszędzie kupy i mali chłopcy. Często nadzy, bezbronni. I mężczyzna, który wciąż ich ogląda, marzy o noszeniu ich… Zastanawiałam się, czy autor nie jest przypadkiem gejem pedofilem. Nie znalazłam żadnych takich informacji, więc pozostaje mieć nadzieję, że nie jest. Do tej pory to najgorsza książka, jaką przeczytałam w tym roku i w sumie w ciągu ostatnich paru lat. Czytało mi się ją bardzo źle (raz, że męcząca, a dwa, że chyba dawno nikt jej nie wypożyczał z biblioteki i po prostu śmierdziała kurzem), ale cieszę się, że mam to już za sobą.

W wyzwaniu jest to K kier. Czyli realizm magiczny, który zmarnował swoją drugą szansę.

2 komentarze:

  1. Młodzieżowym słowem roku 2018 wybrano dzban, i po przeczytaniu twoich wynurzeń na temat tej pseudorecencji a także własnego stosunku do realizmu magicznego jedyne co mogę napisać, to że masz poziom intelektualny dzbana. Napisałaś o tym, że rozmawialiście o czytaniu Cortazara na studiach, fakt że na jakiekolwiek studia przyjmują tak puste dzbany jak ty jest świadectwem totalnej klęski systemu edukacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Natomiast ty "Unknown" jesteś przykładem prostackiego chama, wręcz chamidła. Tak obrażać osobę, która napisała co myśli o przeczytanej książce potrafi tylko taki dureń jak ty. Lepiej?

    OdpowiedzUsuń