Książkę dostałam w zeszłym roku na urodziny i stała sobie
grzecznie na półce, czekając na swój czas. Nadszedł teraz, bo nie chciało mi
się iść do biblioteki.
Powieść osadzona jest w fikcyjnym świecie, nieco
przypominającym chyba Japonię. Samurajską Japonię z elementami przyszłościowej techniki.
Nie znam się za mocno, ale takie właśnie robi to na mnie wrażenie. Książka
podzielona jest na kilka wątków, które ostatecznie łączą się w jakiś sposób z
Takeshim. Ale kim właściwie jest Takeshi? Powoli odkrywamy jego historię. Na
początku widzimy go jako biednego holopacykarza (zrozumiałam, że to malarz,
który tworzy holomalowidła), podróżującego spokojnie drogą. Wkrótce okazuje
się, że nasz biedak świetnie włada mieczem i bez problemu broni się przed
trzema bandytami. Po spotkaniu z nim nie mają już szansy nikogo napaść. Nie
podoba to się ich pani Mariko, która postanawia odnaleźć szermierza i zemścić
się na nim. W ogóle Mariko jest… psychiczna, to najlepsze określenie. Nie
zależało jej na ludziach, których straciła, ale chciała podjąć wyzwanie i
zmierzyć się z doskonałym szermierzem. Sama uważała się za świetną wojowniczkę
i nie zamierzała przepuścić okazji.
W międzyczasie Takeshi dociera do niewielkiej wioski, która
jest w obrębie włości przyrodniego brata Mariko. Holopacykarz zostaje zatrudniony
przez wójta do zmiany wystroju domu i wykonania nowego holowizerunku Haru –
wójtówny. Takeshiemu to pasuje – prosta praca, niewymagająca używania miecza
Niestety Haru widziała mężczyznę w akcji, uważa, że uratował jej życie, a jego
obecność w wiosce musi być przeznaczeniem. Krótko mówiąc zakochuje się w nim i
przez to nieopatrznie wydaje Mariko. Kobieta wyzywa Takeshiego na pojedynek, na
który nie może się nie zgodzić. Z tego powodu nie może też dłużej zostać w
wiosce, a naiwna Haru wyrusza za nim.
Nie będę streszczać całej historii, zwłaszcza, że jakoś
mocno mnie nie ujęła. Samurajska Japonia to niekoniecznie moje klimaty (nie
żebym nie lubiła, ale wielką fanką też nie jestem), a domieszanie do tego
technologii jak dla mnie tylko komplikuje sprawę. Mimo to książkę dobrze się
czyta (chylę czoła przed warsztatem pani Kossakowskiej), a koniec… No nie
spodziewałam się, że po zamknięciu książki usiądę do komputera i zacznę
sprawdzać, skąd wytrzasnąć jak najszybciej kolejny tom. I cieszę się, że nie
przeczytałam książki jak tylko ją dostałam, bo musiałabym czekać cały rok. A w
obecnej sytuacji muszę wytrzymać tylko półtora miesiąca (premiera „Takeshi.
Taniec Tygrysa” już 12.06). To jestem w stanie jakoś przetrwać i pewnie drugi
tom zamówię jeszcze w przedsprzedaży, żeby jak najszybciej do mnie dotarł.
Przyznam szczerze, że nie wiem, co zrobić z tą książką w
wyzwaniu… Na szczęście kolejne dwie książki nie przysporzą mi tego problemu (zaplanowane specjalnie pod wyzwanie). Może J pik? Pani Kossakowska jest nie tylko pisarką, ale też żoną
pisarza Jarosława Grzędowicza :D Poza tym ponoć pracuje jako dziennikarka i ma
tytuł magistra archeologii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz