czwartek, 6 sierpnia 2015

Oddech bogów

Znowu miałam długą przerwę w pisaniu, ale jakoś nie mogę znaleźć motywacji (komentarze pod jednym postem na 10, mało wyświetleń). Ale czytam. I doprowadzę wyzwanie do końca, choć już zaczyna mi brakować pomysłów na przypisywanie przeczytanych książek do odpowiednich kart. Albo będę kombinować (naciągać), albo zmienię karty, albo po prostu przeczytam te 52 książki. Zobaczymy. A tymczasem…


„Oddech bogów” jest drugą częścią tej nieszczęsnej trylogii bogów Werbera. Ten tom też już przeczytałam te 7 lat temu i po nim czekałam z wypiekami na twarzy na końcówkę. Czytając tę książkę teraz, zastanawiałam się dlaczego. Nasi teonauci kontynuują naukę i wycieczkę w głąb wyspy, by dowiedzieć się, co jest na szczycie góry. Za każdym razem dochodzą nieco dalej, jednak jest ich coraz mniej – oni również stają się celem bogobójcy. Tak naprawdę zostają tylko Michael i Mata Hari, którzy stają się parą (można się było tego spodziewać). Raoul również żyje, lecz ta postać bardzo się zmienia. Z miłego, fajnego faceta staje się kopią swojego ojca i dąży po trupach do celu. Niemalże zapomina o swojej przyjaźni z Michaelem, a kiedy o niej pamięta to stara się to wykorzystać dla siebie, często z niekorzyścią dla tego drugiego. Taka przemiana wydaje mi się bardzo nieprawdopodobna, zastanawiałam się, o co autorowi chodziło. Po co to zrobił? Przecież mógł inaczej załatwić sprawę i czytelnik łatwiej by w to uwierzył. W tym miejscu książki zastanawiałam się, czy te 7 lat nie wyostrzyło moich oczekiwań, bo nie pamiętałam, żeby działy się tam takie głupoty.
Ale później… zaczęło się dziać. Ktoś się pojawił, potem drugi i trzeci ktoś (ten trzeci szybko zginął). Jednego z nich się nawet spodziewałam, ale pozostali dwaj byli dla mnie zaskoczeniem. I tu już mniej przeszkadzała mi niespójność w fabule, której autor nie wyjaśnił aż do końca. Wciągnęłam się. Nastąpił potem dla mnie jeszcze moment nudy, ale czytając ostatni rozdział, przypomniałam sobie, czemu tak bardzo chciałam przeczytać kolejny tom.
Nie zdradzę zakończenia tej części, ale jeśli zaczniecie się nudzić albo denerwować w trakcie czytania powiem tak – zagryźcie zęby, bo końcówka jest tego warta.

Wyzwanie – tak jak mówiłam, nie mam pomysłów. Więc idę na łatwiznę i daję 7 karo – książka jest tłumaczeniem z francuskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz