poniedziałek, 16 listopada 2015

Błękitny labirynt

Skoro i tak musiałam iść do biblioteki, to głupotą byłoby nie sprawdzić, czy mają najnowszą książkę Prestona i Childa. Szczęście mi dopisało i okazało się, że mają (wcześniej była tylko w jednej bibliotece, która była mi średnio po drodze). Zatem oddałam trzy książki, a wróciłam do domu z kolejnymi sześcioma… „Błękitny labirynt” nie był pierwszy w kolejce, ale nie mogłam się go doczekać. I w sumie miałam rację…


Powieść zaczyna się od tego, że pod drzwi rezydencji przy Riverside Drive zostaje podrzucone ciało Albana, jednego z synów Pendergasta. Agent oczywiście od razu rusza w pogoń za jedynym pojazdem na ulicy, jednak nie udaje mu się go dogonić, a przy okazji Proctor zostaje ciężko ranny. Sprawa zostaje skierowana od razu na policję. Dostaje ją w swoje ręce porucznik Angler, dość bystry, ale bardzo sztywny. No i nie jest D’Agostą. Pendergast nie jest specjalnie skory do współpracy, chce jednak uczestniczyć w śledztwie, prowadząc równolegle własne. W ciele Albana koroner odnajduje niebieski turkus. Pendergast uznaje kamień za wskazówkę, mającą doprowadzić go do zabójców syna i postanawia dowiedzieć się, skąd pochodzi kamień. W tym celu udaje się do Muzeum Historii Naturalnej (tak!), do słynnego gemmologa.
Tymczasem D’Agosta wraca z podróży poślubnej i od razu dostaje świeżą sprawę zabójstwa w Muzeum. Zabity został jeden z techników z działu antropologii. Co prawda praktycznie nikt w Muzeum go nie lubił, ale morderstwo zawsze jest dziwną sprawą. Tym bardziej, że mordercy nie widać na kamerach (co oznacza, że musiał świetnie znać Muzeum). Przy wyjściu z Muzeum D’Agosta spotyka Pendergasta, jednak agent początkowo nie chce pomóc policjantowi w tym nowym śledztwie (no cóż, ma coś zgoła innego na głowie). D’Agosta zwraca się do Margo Green, która współpracuje z Muzeum i zna budynek jak własną kieszeń. Razem odkrywają, że zabity technik ostatnio współpracował z pewnym badaczem, który oglądał tylko jeden eksponat. Margo odkrywa też, że z tym eksponatem (szkieletem) coś jest nie w porządku.
Tymczasem Pendergast odbywa podróż do Kalifornii, skąd musi pochodzić znaleziony w brzuchu Albana turkus. Tam agent wpada w pułapkę, z której zdaje się wyjść bez szwanku. Konsekwencje złapania jednak objawiają się nieco później i okazuje się, że są ściśle związane z historią rodziny Pendergasta.

Może na tym skończę streszczanie fabuły. Akcji jest bardzo dużo, Pendergast podróżuje po obu Amerykach, aby jak najszybciej rozwiązać zagadkę swojego syna. Z domu pomaga mu Constance, a potem też Margo i D’Agosta. Jeśli chodzi o Anglera to właśnie jest najbardziej denerwująca sprawa w książce… Wątek porucznika nagle się urywa. Ok, czytelnik niby wie, co się z nim dzieje, ale bohaterowie sprawiają wrażenie, jakby nagle o nim zapomnieli albo jakby w ogóle nie istniał. Ale dla mnie to chyba jedyny minus tej powieści (nie licząc epilogu). Poza tym akcja toczy się wartko, nastrój zagrożenia jest świetnie budowany (nie tylko w podziemiach Muzeum, od którego swoją drogą autorzy chyba próbują odcinać kupony). Nie wiem, czy ta powieść jest po prostu dobra, czy ja już jestem tak zakochana w Pendergaście i stylu Prestona i Childa, że łykam wszystko, co mi rzucą. W każdym razie dla mnie naprawdę rewelacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz