piątek, 13 listopada 2015

Morderstwo to nic trudnego

Wyzwanie skończone, ale to wcale nie oznacza końca czytania na ten rok! Wręcz mogę zabrać się za książki, które nie pasowały mi do żadnej niezajętej karty, a które chciałam przeczytać. Jedną z nich jest „Morderstwo to nic trudnego” Agathy Christie. Czytałam wcześniej kilka jej opowiadań, może nawet którąś powieść. Uznałam to za przyjemną, odprężającą lekturę, aczkolwiek miejscami nieco naiwną (częściowo pewnie też ze względu na różnice między czasami autorki i obecnymi). Jakiś czas temu (już parę miesięcy) na którejś facebookowej grupie ktoś zapytał o tytuł powieści. Powieści, w której to autor/czytelnik okazuje się mordercą. Nie jestem pewna, czy to było dokładnie tak, ale zaintrygowało mnie to. I to bardzo! Padło kilka tytułów, które kolejno były obalane przez następnych komentujących. Niestety musiałam wyjść z domu, a w tym czasie post i cała dyskusja zostały skasowane. Nie wiem, czy pytający otrzymał odpowiedź i nie udało mi się zapamiętać więcej tytułów. A szkoda, bo niektóre wyglądały na ciekawe. Wryła mi się jednak w pamięć ta Agatha Christie, a teraz wreszcie mogłam ją przeczytać, nie opóźniając wyzwania.


Historia zaczyna się w pociągu, gdzie poznajemy głównego bohatera Luke’a Fitzwilliama, który wraca po służbie policyjnej gdzieś tam (jakaś Azja chyba?) na wcześniejszą emeryturę do Londynu. Wyskakuje na jednej ze stacji, by kupić gazetę z wynikami derbów, ale jego pociąg odjeżdża. Teoretycznie w ogóle nie powinien stawać na tej stacji. Fitzwilliam musi więc poczekać na kolejny pociąg, który stanie na stacji zgodnie z rozkładem i dowiezie go do Londynu. W tym pociągu siada w przedziale ze starszą panią, która bardzo przypomina mu jego sympatyczną ciotkę. Staruszka okazuje się być bardzo miłą i gadatliwą osobą. Chętnie opowiada Fitzwilliamowi, po co jedzie do Londynu. Otóż chce zgłosić w Scotland Yardzie, że w jej miasteczku ktoś seryjnie popełnia morderstwa. Nie zgłaszała tego miejscowemu policjantowi, bo wszystko wygląda na wypadki, a mężczyzna nie jest specjalnie bystry. Kobieta twierdzi, że podejrzewa, kto może stać za tym wszystkim, zaznacza, że jest to ostatnia osoba, którą można by podejrzewać. Mówi też, kto według niej będzie kolejną ofiarą. Fitzwilliam nie bierze na serio tego, co mówi staruszka. Uprzejmie potakuje, ale w głębi duszy uważa, że to tylko nadmierna wyobraźnia i nuda małego miasteczka skłaniają kobietę do takich podejrzeń.
Fitzwilliam zatrzymuje się w Londynie u swojego przyjaciela i następnego dnia rano dowiaduje się z gazety, że staruszka, którą poznał w pociągu, została potrącona przez samochód przed Scotland Yardem, a sprawca odjechał. To wydarzenie sprawia, że mężczyzna zaczyna zastanawiać się, czy oby na pewno podejrzenia staruszki były tylko fantazjami. Postanawia wyruszyć do jej miasteczka i zbadać sprawę na własną rękę, prywatnie. Okazuje się, że kuzynka jego przyjaciela mieszka w tym mieście i jest narzeczoną głównego fundatora wszystkiego w miasteczku. Przyjaciel proponuje więc, by Fitzwilliam zatrzymał się u niej, podając za kolejnego kuzyna (mają bardzo dużą rodzinę), który pisze książkę o miejscowych przesądach. Świetny kamuflaż do małego miasteczka, by nie wzbudzać podejrzeń. Kuzynka Bridget jednak szybko odkrywa oszustwo, domaga się prawdy i postanawia pomóc Fitzwilliamowi. Podsuwa mężczyźnie wskazówki, których sam by nie zauważył (kolor farby do kapeluszy, którą łyknęła jedna z ofiar zamiast syropu na kaszel) i przedstawia wszystkim w miasteczku.

To taki wstęp (może nieco przydługi…). Potem Fitzwilliam prowadzi własne śledztwo, już pewien, że staruszka z pociągu miała rację. Po kolei policjant eliminuje kolejnych podejrzanych, jednak nie jest ani trochę bliżej rozwiązania zagadki. Przyznaję, że przez pewien czas błądziłam razem z nim, ale w pewnej chwili byłam już pewna, kto jest mordercą. Oczywiście Fitzwilliam nawet nie pomyślał o podejrzewaniu tej osoby. Tych, których zainteresował mój wstęp, od razu poinformuję – mordercą jest jeden z bohaterów powieści, sumienie czytelnika pozostaje czyste. Mimo to powieść jest, tak jak wspomniałam na początku o twórczości Christie, przyjemna, lekka i dobrze się ją czyta. Naprawdę idealna na jesienne wieczory. Szkoda tylko, że taka krótka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz