poniedziałek, 11 lipca 2016

Pasterska korona

W zeszłym roku po 12. marca starałam się nie wchodzić na facebooka. Ułatwiła mi to obecność na

IEMie, ale i tak co chwilę widziałam gdzieś wieści, że Pratchett nie żyje. W tym roku 12. marca spędziłam w szpitalu, bo poprzedniego dnia o 22.33 urodziłam córkę. Też nie zaglądałam za dużo na facebooka, ale tym razem dlatego, że miałam słabą baterię w telefonie, a nie wzięłam ładowarki. Ale i tak jeszcze przez kilka dni pojawiały się posty wspominające mojego ulubionego autora. No i zapowiedzi jego ostatniej książki „Pasterskiej korony”. Ostatniego tomu Świata Dysku.
W styczniu albo lutym tego roku przeczytałam pierwszą opinię o tej książce. Przeczytałam też coś, co uznałam za podły spoiler i zniechęciło do czytania. No ale jestem uzależniona, kupiłam książkę, jak tylko okazało się, że nie wygrałam jej w żadnym konkursie. Poleżała chwilę na półce aż skończyłam „Władców świtu” i dojrzałam do decyzji, że jestem gotowa. I nie spodoba mi się to, co przeczytam.

No i od razu sama podam ten wielki, okropny spoiler, bo okazuje się, że sytuacja ma miejsce na samym początku książki. Babcia Weatherwax, najlepsza przywódczyni, jakiej nie miały czarownice, najlepsza z wiedźm, „Obejdź górę z drugiej strony” umarła. Umarła we własnym łóżku, we śnie i grzecznie przywitała Śmierć. Tylko co teraz? Kto będzie nową nie-przywódczynią? Babcia przed śmiercią wszystko przemyślała (czarownice i magowie wiedzą, kiedy umrą) i przygotowała. Wyczyściła cały domek, oznaczyła miejsce, gdzie chce być pochowana i napisała list. Na swoją następczynię wyznaczyła Tiffany Obolałą, młodą czarownicę z Kredy, która pokonała Zimistrza i królową elfów. I to ostatnie jej doświadczenie może się niedługo przydać, bo po śmierci babci bariera między światami osłabła i elfy szykują się do kolejnego ataku…
Książka teoretycznie jest o Tiffany. O jej wątpliwościach, ale też odwadze, lojalności i pracowitości. Dziewczyna musi zająć się dwoma gospodarstwami i jeszcze przygotować do starcia. Na szczęście ma pełne wsparcie swojego ojca (ważna osobistość w Kredzie) i niani Ogg. No i towarzystwo Ty, kotki którą podarowała babci Weatherwax. Przyjmuje też na nauki chłopca Geoffreya, który jest wegetarianinem i chce zostać czarownicem. I ma demonicznego kozła Mefistofelesa. Chłopiec rzeczywiście ma pewien talent magiczny, który okazuje się bardzo przydatny wśród czarownic.
Powieść jest krótka, a ponad połowa jest o pogodzeniu się ze śmierci babci. Być może Pratchett chciał w ten sposób pomóc czytelnikom z pogodzeniem się z jego odejściem. Prawda jest taka, że kiedy dowiedziałam się o jego śmierci pomyślałam „a w jego książkach nikt nigdy nie umarł!”. A potem uświadomiłam sobie, jaką głupotę pomyślałam. Po prostu Pratchett już dawno oswoił śmierć i ze Śmiercią zaprzyjaźnił się i swoich czytelników.

„Pasterska korona” była dla mnie raczej smutna, ale w sumie dobrze odbija życie i świat. Szkoda, że cykl o Dysku kończy książka o Tiffany Obolałej, za którą nie przepadam (nie tyle za sama Tiffany, co za książkami o niej), ale ma dużą domieszkę czarownic. I szkoda, że jest taka krótka. Jestem pewna (po przeczytaniu notki na końcu), że gdyby Pratchett miał więcej czasu to by ją bardziej rozwinął. No ale nie miał, więc pozostaje tylko powracanie do starych tomów świata Dysku. W pamięci swoich fanów Pratchett będzie żył jeszcze długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz