Jakiś czas temu zaczęłam tworzyć sobie listę książek, które
wypada przeczytać. Piszę, że zaczęłam, bo wciąż ją tworzę i dopisuję kolejne
pozycje, jak na coś wpadnę. Uznałam, że twórczość Maurice’a Leblanca należy
znać tak, jak opowieści o Sherlocku Holmesie. W końcu od dzieciństwa słyszałam
o Arsenie Lupinie, pamiętam, że były jakieś bajki i w ogóle jest to postać z
tych, które „wszyscy znają”. A chyba niewielu czytało. Dlatego ja postanowiłam
to nadrobić i przeczytać coś o tym najsłynniejszym włamywaczu-dżentelmenie.
Można powiedzieć, że historia zaczyna się z grubej rury. Od
razu mamy włamanie do dworu i śmierć sekretarza właściciela. A nad pojmaniem
rabusiów pieczę sprawują dwie panny: Zuzanna i Rajmunda. Oczywiście jedna jest
jasna i zwiewna, a druga odważna i stanowcza. Rajmundzie udaje się postrzelić
jednego z bandytów, jednak ten w dziwny sposób znika tam, gdzie wydaje się to
niemożliwe. Do dworu przyjeżdża policja i dwóch dziennikarzy. Młodszy z nich
okazuje się zaledwie uczniem liceum, Izydorem Beautreletem, który akurat miał
przerwę w zajęciach i chciał pomóc. Ostatecznie inspektor zgadza się na jego
udział w śledztwie, bo dowiaduje się, że chłopiec jest bardzo inteligentny i
rozwiązał już wiele spraw (trochę jak nasz Adaś z „Szatana z siódmej klasy”). I
tu dochodzimy dopiero do Arsena Lupina – detektywi dochodzą do wniosku, że to
jego szajka musiała zorganizować przestępstwo, a postrzelonym rabusiem jest sam
Lupin!
Śledztwo toczy się wokół tego, jak to możliwe, że Lupin nie
został znaleziony, a potem co się stało z Rajmundą, która postała porwana po
rzekomej śmierci szefa szajki. W drugiej części książki („Tajemnica królowej”)
Izydor próbuje wyśledzić kryjówkę Lupina. Pomóc ma w tym właśnie tytułowa
tajemnica królowej, która kryje się w starej broszurce i przekazywana była
przez wieki kolejnym władcom francuskim.
Szczerze mówiąc spodziewałam się książki o Arsenie Lupinie,
a dostałam książkę o Izydorze (nie chce mi się kolejny raz pisać tego
nazwiska). We mnie włamywacz nie budził absolutnie żadnej sympatii, był wręcz
postacią z jakiegoś dalszego planu, bardzo słabo zarysowaną i ledwie wspominaną.
Na pewno jest on jednak owiany jakąś sławą i w sumie wszyscy w książce o nim
wiedzą. Niewielka obecność Lupina może wynika z tego, że już jest znany i jest
to kolejna książka o nim? Może pierwsze bardziej skupiały się na tym słynnym
włamywaczu? Spróbuję poszukać czegoś z początków kariery tego dżentelmena i
wtedy ocenię go jeszcze raz. Na razie przyznam, że nie jestem zachwycona i
zachęcona do twórczości Leblanca. Ale ponieważ tyle się o Lupinie nasłuchałam
dam mu jeszcze szansę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz