środa, 7 września 2016

Źli ludzie

Od pewnego czasu polowałam na „Księgę rzeczy utraconych” Johna Connolly’ego. W sumie to od przeczytania na studiach tekstu na temat baśni w kulturze (stąd też „Baśniowy morderca”). Ale tak się zbierałam i zbierałam… W tym roku jakieś kiepskie książki mi się ostatnio trafiąły, więc się zmotywowałam, sprawdziłam biblioteki i poszłam. Ale coś mi nie poszło w tym sprawdzaniu i okazało się, że tam gdzie poszłam „Księgi…” nie ma. Są za to inne dzieła Johna Connolly’ego (a nawet jest dwóch autorów o tym nazwisku). Pani bibliotekarka poleciła mi „Złych ludzi”, jako coś co czytała. Powiedziała, że książka to w sumie horror, ale raczej lekki. No dobra, byle był dobry.



Na samym początku poznajemy starą historię z wyspy Sanctuarium (leżącą niedaleko Portland). Przybywa na nią wygnany wcześniej mężczyzna, zabija chłopca stojącego na warcie, a następnie masakruje swoje stare plemię, gwałci i zabija żonę. Dowiadujemy się tego ze snów Molocha, który przebywa w więzieniu, a mary pojawiają się u niego coraz częściej – z punktu widzenia wygnanego zbrodniarza. Moloch planuje ucieczkę i zemstę na osobie, przez którą trafił do więzienia – swojej żonie. Obserwujemy, jak jego plan się realizuje przy pomocy innych mniej lub bardziej (psychiczny Willard, o twarzy przystojnego młodzieńca) przerażających przestępców.
Ale głównym członem opowieści jest chyba wyspa Sanctuarium i jej mieszkańcy, a zwłaszcza policjant Joe Dupree. Wyspiarze żyją spokojnie, właściwie w przyjaźni i bez większych problemów i przestępstw. Zmienia się to, kiedy dwoje nastolatków kradnie samochód i ginie podczas przejażdżki (typowa rozrywka miejscowych dzieciaków). Przed śmiercią dziewczyna widzi szarych ludzi ze światełkami i Szarą Dziewczynkę, która brutalnie się rzuca na umierającą. Dziewczynkę widzi też chora matka jednego z mieszkańców wyspy i on sam, zaalarmowany krzykiem matki. Starsi mieszkańcy czują, że na wyspie obudziło się coś złego, a to co się dzieje to jedynie preludium. Przestają chodzić do Miejsca (miejsce masakry, o której pisałam na początku), bo zaczyna budzić w nich niewypowiedziany niepokój. No i las opanowały szare ćmy, niekiedy skupiające się w ludzkie sylwetki.
Tyle może wystarczy. Po wysłuchaniu opinii bibliotekarki nie omieszkałam sprawdzić też lubimyczytac.pl. Tam z kolei ludzi pisali, że trzyma w napięciu, a oni po przeczytaniu zaczęli bać się ciem. Było to nieco sprzeczne i trochę się przestraszyłam, że nie będę mogła spać… Ale nie było tak źle, albo dobrze. Książka rzeczywiście była dość ciekawa, dobrze się ją czytało, choć bywała brutalna (na pewno nie był to lekki horror!). Ale sama historia była misternie utkana, śledziłam ją z zaciekawieniem. Jednak według mnie bohaterowie zostali słabo zarysowani. Niby nic im nie brakowało, jednak jakoś nie zżyłam się z żadnym za mocno, po żadnym bym nie płakała, nie odczuwałam jakichś większych emocji, czytając ich przygody. No, może w kilku fragmentach, ale nie wynikało to ze zżycia z bohaterem, a z klimatu i sposobu przedstawienia sytuacji (chyba równie dobrze mogłaby tam być zupełnie nowa osoba).

Ja cały czas czekałam na te przerażające ćmy i wydawało mi się, że się ich nie doczekałam. W sumie doszłam do wniosku, że jeśli nie masz nic na sumieniu, to nie masz się czego bać. Bliżej końca powieści dodałabym do tego: i nie jesteś umierającą (czy z choroby czy z ran) osobą na Sanctuarium. Nie jestem i nic na sumieniu nie mam, więc spoko. Ale i tak, kiedy dzień po zakończeniu książki do naszego mieszkania wpadła ćma, przyznam, że na początku serce mi podskoczyło ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz