piątek, 7 października 2016

Wiedźma opiekunka

Ten tom cyklu Fabryka Słów również podzieliła na dwie. Powiedzmy, że rozumiem ten zabieg – książki są cieńsze (obie mają niewiele ponad 300 stron), więc wygodniejsze; no i oczywiście czytelnik płaci dwa razy, więc wydawnictwo więcej zarabia. Przy pierwszym tomie miało to też sens fabularny, bo obie części działy się w odległości co najmniej roku. Tutaj treściowo zupełnie się to nie broni, bo oba tomy stanowią spójną całość, a wydarzenia dzieją się bezpośrednio po sobie. Dlatego tym razem postanowiłam połączyć to w jedną notkę (ale do wyzwania policzę jako dwie książki – w końcu nawet w bibliotece widnieją dwie pozycje). Zauważyłam, że teraz  ta książka jest wznawiana przez wydawnictwo Papierowy Księżyc i pierwszy tom wydany jest jako całość, więc domyślam się, że z drugim będzie podobnie. No ale do rzeczy…



Książka zaczyna się niemal idyllicznie – Wolha i Len siedzą na plaży i przygotowują wiedźmę do egzaminy na koniec szkoły. Pojawia się też wątek humorystyczny w postaci hipochondrycznego wampira Kaiela. Normalnie sielanka. Kiedy Wolha opuszcza Dogewę, by udać się na egzamin, Len niechętnie przyjmuje u siebie delegację z Arlissu (innej wampirze doliny). Wiedźma zdaje swoje egzaminy wręcz śpiewająco i zostaje wysłana na praktykę do władcy Belorii. Nie jest tym jednak zachwycona i w uroczy i barwny sposób skraca staż do jednego dnia (kolejny moment humorystyczny), by wrócić szybko do Dogewy i objąć tam stanowisko naczelnej wiedźmy. Po drodze wpada do znajomego zielarza, u którego w poprzedniej części zostawili mantikorę, a na pobliskich bagnach zgubiła się kobyła Wolhy. Wiedźma chce ją odzyskać, jednak nie udaje jej się. Zamiast tego źrebię (dziecko tejże kobyły Stokrotki i k’iarda Lena Wolta) wybiera ją sobie na towarzyszkę i wyrusza z nią w dalszą podróż. Po niedługim czasie zyskuje imię Smołka. Po drodze Wolha wykonuje różne wiedźmie zlecenia i upewnia się w tym, że różne stare potwory z jakiegoś powodu ponownie pojawiły się w Belorii (jednego pokonała na bagnach, kolejne spotyka w lasach). Przekazuje wiadomość dla Konwentu Magów i jedzie dalej do Dogewy. Tam dowiaduje się, że Len wyruszył razem z poselstwem do Arlissu, do narzeczonej (małżeństwa wampirzych władców są aranżowane i nastawione na potomstwo; Len od dawna już wymigiwał się od wizyty). Postanawia wyruszyć za nim następnego dnia, jednak w nocy ma dziwny koszmarny sen i natychmiast rusza w pogoń na poselstwem. Niestety, już jest spóźniona.
Ktoś zaatakował delegację, zabił strażników i śmiertelnie zranił Lena. Wolha wyciąga miecz z piersi przyjaciela, a ten zmienia się w wilka, rzuca na nią i ucieka (wiemy, że wampiry zamieniają się w wilki). Wtedy na miejsce wracają sprawcy zamieszania i więżą wiedźmę. Grożą jej najpierw śmiercią a potem zrzuceniem winy za śmierć władcy. Na szczęście przypadkowo w okolicy pojawia się winesska wojowniczka, która pomaga Wolsze w pokonaniu zbirów i ucieczce. Kobiety szybko się zaprzyjaźniają i w dalszą drogę ruszają razem (cel wojowniczki jest po drodze do Arlissu). W mieście spotykają arlisskiego wampira (sposób spotkania go jest kolejnym elementem humorystycznym), który postanawia jak najszybciej zabrać je do swojej doliny. Po drodze wiedźma odkrywa, że zbiry, które ich ścigają nie są ludźmi ani wampirami, a udajcami – kolejnymi starymi potworami, które wchodzą w martwe ciała i udają jego poprzedniego właściciela.
W międzyczasie wampir Rolar uświadamia Wolhę, że jest opiekunką Lena i zostało jej jeszcze parę dni, by przeprowadzić obrzęd, który pozwoli władcy powrócić do życia. Jeśli nie zdążą, Len na zawsze już pozostanie wilkiem. Wiedźma jest tym bardzo przejęta i jest gotowa zrobić wszystko, by uratować przyjaciela.

Wydaje mi się, że ten tom ma w sobie najwięcej humoru. Mnie najbardziej bawiły przekomarzanki Rolara z Orsaną (och, jakbym cię ugryzł; krwiopijca!). Może to i prosty, oczywisty humor, ale naprawdę fajnie zrealizowany – nie przesadzony. Fabuła tego tomu też była ciekawa, sama kombinowałam, czy to Arliss zdradził, kto tak naprawdę jest zły i ponosi winę za wszystko. Akcja szła wartko, a główny wątek przeplatały małe misje poboczne, które wprowadzały przyjemne urozmaicenie. Autorka chyba nieco dojrzała i poprawiła swój styl. Tak, ta część naprawdę mi się podobała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz