Już nie raz tu wspominałam, że kocham Terry’ego Pratchetta.
Wspominałam też, że po jego śmierci bardzo dużo czasu zabierało mi zabranie się
do jego książek. Dlatego dopiero teraz przeczytałam książkę o nim, którą
dostałam na Boże Narodzenie w zeszłym roku. Mam na myśli „Terry Pratchett życie
i praca z magią w tle” Craiga Cabella, które uważałam za biografię mistrza.
Dlatego długo, długo się zbierałam. Kilka razy już na nią patrzyłam, ale zawsze
uznawałam, że nie jestem jeszcze gotowa. Teraz nadszedł czas. I okazało się to
słuszną decyzją.
Książka właściwie nie do końca jest biografią, a raczej
studium twórczości. Z naleciałościami fragmentów życia, które miały wpływ na tę
twórczość. Autor zaczyna, i bardzo dużo miejsca poświęca, od wczesnych powieści
Pratchetta, czyli „Dywanu”, „Ksiąg Nomów” „Opowieści o Johnnym Maxwellu” i „Dysku”.
Często powtarza, że miały one ogromny wpływ na dalszy rozwój jego twórczości.
Cabell odnosi się też do poszczególnych powieści ze Świata
Dysku, znowu skupiając się głównie na tych początkowych. Żałuję, że pisząc o
Bogu, bogach i humanizmie Pratchetta, autor nie wspomina o „Carpe jugulum”,
które wyraźnie mówi właśnie o wierze. Ciekawa jestem zdania kogoś, kto się na
tym lepiej zna. Swoje chyba już prezentowałam, a jeśli nie to pewnie jeszcze kiedyś
to zrobię.
Dlaczego przeczytanie tej książki okazało się dobrą decyzją?
Bo Cabell pisze jakby Pratchett wciąż żył. Nic w tym dziwnego, bo książka
powstała w 2012 roku, kiedy twórca Dysku rzeczywiście żył. Ale jakoś, czytając
to, nie czułam tego ciężaru co przy „Kiksach klawiatury”. Oczywiście zrobiło mi
się smutno przy końcowych rozdziałach (znowu Alzheimer i śmierć wspomagana),
ale były one krótkie, a książka została zakończona rozdziałem o kotach.
Pratchett kochał koty. Człowiek który kocha zwierzęta, musi być dobrym
człowiekiem (nawet jeżeli sam twierdzi, że napędza go gniew). I tym
optymistycznym akcentem również ja zakończę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz