O Pawle Majce słyszałam już od jakiegoś czasu, ale jakoś nie
miałam okazji zetknąć się z jego twórczością bezpośrednio. Teraz umożliwił mi
to kolejny pakiet (bookrage kocham Was ;) ) „Pierwsze kroki” i mogłam zapoznać
się z autorem. Nie wiedziałam za bardzo, czego się spodziewać, bo słyszałam
tylko, że Majka jest dobry. Nie wnikałam za mocno w to, w czym jest taki dobry.
Teraz miałam okazję się przekonać.
Świat, w którym toczy się akcja, jest nasz, ale trochę inny.
To znaczy w czasie którejś wojny światowej Ziemię najechali Marsjanie, spuszczając
na nas mitobomby (naładowane energią, która miała powoła do życia wierzenia).
Nie przewidzieli, że wiara Ziemian w czasie wojny jest aż tak ogromna i
niedługo musieliśmy wszyscy zawrzeć rozejm. Ale to, co powstało po ataku Marsjan
zostało. Tak więc świat pełen jest duchów, bogów, bożków, demonów, potworów i
postaci z legend – ogólnie tego wszystkiego w istnienie czego wierzyło wystarczająco
dużo ludzi.
Naszym głównym bohaterem jest Mirosław Kutrzeba, który
został zatrudniony przez Marsjanina Nowakowskiego (adaptują się do naszego
świata, bo nie mogą odlecieć do siebie) ze względu na swoje zdolności. Ogólnie
jego główną zdolnością jest według mnie to, że nosi w sobie zmorę (kobietę,
która od czasu do czasu wychodzi z niego i staje obok) zemsty. Dodaje mu ona
siły, szybciej zalecza i pozwala przekształcać ciało i ciągle napędza do zemsty.
Zemsty na sześciu mężczyznach, którzy dla własnej korzyści zabili setki ludzi,
w tym rodzinę Kutrzeby. Mirosław zgadza się pomóc Marsjaninowi, ponieważ wie,
że to przybliży go do kolejnego celu (zostało jeszcze dwóch albo trzech).
Kutrzeba dostaje wolną rękę, by skompletować drużynę.
Najpierw rekrutuje do niej trzeciego syna, Jaśka, który jest prostym
chłopakiem, ale potrafi rozmawiać ze wszystkimi (ze zwierzętami też) i ogólnie
jest dobrym człowiekiem. Kolejny jest stary znajomy Mirka, Grabiński, który
potrafi doskonale strzelać. Ostatnim członkiem wybranej drużyny jest Szuler –
bóg stworzony w laboratorium i związany przez Kutrzebę. Po ostatnim rozstaniu
zadomowił się przy Kopcu Wandy i adoptował dziewczynę o imieniu Wanda, która
nie pozwoliła przybranemu ojcu wyruszyć samemu. Na szczęście ona też ma w sobie
coś niezwykłego i wszyscy ją lubią. Do drużyny dołączają jeszcze dwie dodatkowe
osoby, których nikt nie zapraszał, ale okazują się przydatne – cyganka Sara i
jej adorator a brat krwi Jaśka wielkolud Burzymur. Sara zna się na magii, a
Burzymur jest niezwykle silny, oboje dołączają do wyprawy, by chronić Jaśka,
który naiwnie podpisał kontrakt.
Bohaterowie wyruszają w głąb nieprzyjaznego państwa nad
nieprzyjazną Puszczą, by wydobyć skarby ze starego marsjańskiego okrętu. Po
drodze spotykają wielu wrogów, ale sojuszników (starych i nowych) też im nie
brakuje.
W powieści przeplatają się wydarzenia z czasów obecnych z
wydarzeniami z przeszłości Mirosława. Dzięki temu dowiadujemy się, jak poznał
wszystkich bohaterów, skąd wzięła się zmora i do czego oboje dążą. Z jednej
strony są to ciekawe historie, które pozwalają poznać bohaterów, ale z drugiej
trochę mi to przeszkadzało. Często było tak, że retrospekcje były ciekawsze od
właściwej fabuły i przez to nie mogłam się na niej skupić.
Poza tym książka podobała mi się pod kątem pomysłu na nią.
Ciekawą rozrywką było zgadywanie, kim są spotykane postaci (legendy lub mity
przedstawiane dopiero po jakimś czasie). I bardzo przyjemnie czytało się o
utopii w Przystani Carogrodu, to wyglądało na naprawdę idealne miejsce. Dopóki
nie zwróciło na nie uwagi większe państwo… Ciekawe były też pewne nazwy, ale tu
interpretację pozostawię już każdemu do samodzielnego rozważenia.
Na pewno czytając, nie zmarnowałam czasu. Dobrze przeczytać
coś nie do końca w swoim stylu, ale z ciekawymi ideami i historią. I nieźle
napisane, tak że samo czytanie nie sprawiało bólu i szło całkiem gładko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz