wtorek, 15 grudnia 2015

Carpe jugulum

To jest moja ukochana książka Pratchetta. Nie jest pierwszą, którą przeczytałam (to była „Maskarada”), ale pierwszą, którą miałam na własność. W ogóle to zabawna historia, bo mama nie chciała mi jej kupić (dziwny tytuł, jakieś wampiry na okładce i błąd ortograficzny na ostatniej stronie książki) i zamiast tego zaproponowała „Ostatniego bohatera”. Ale uparłam się wtedy i dopięłam swego (cóż, wiadomo, że 15-latki potrafią być uparte ;) ). Potem przez pewien czas żałowałam, bo „Ostatniego bohatera” przez kilka lat nie można było nigdzie dostać (no chyba że za 300 zł na allegro). Na szczęście w 2012 roku wznowiono nakład i uzupełniłam swoją kolekcję. Teraz na mojej półce stoją wszystkie książki Pratchetta, jakie zostały wydane w Polsce i każdą kolejną kupuję praktycznie w dniu premiery. Szkoda tylko, że dużo ich już nie będzie…


„Carpe jugulum” jest jedną z książek o czarownicach i dzieje się w Lancre – małym, górzystym królestwie. Jedna z byłej trójki czarownic wyszła za króla i urodziła dziecko. Z tej okazji para królewska wydała wielkie przyjęcie dla całego królestwa i gości z innych krajów. Oczywiście czarownice również zostały zaproszone, ale pojawiły się tylko niania Ogg i Agnes (najmłodsza w trójce). A gdzie ta trzecia… to znaczy babcia Weatherwax? I dlaczego imię dziecku nadaje kapłan Oma, czyli przedstawiciel jedynej religii, której niania nie toleruje (oni palili czarownice!)? No i czy król naprawdę był na tyle głupi, żeby zaprosić wampiry?
Odpowiedzi na te pytania wcale nie są bardzo trudne, jeśli tylko zna się trochę bohaterów Pratchetta. Babcia nie przyszła, bo nie otrzymała zaproszenia (zostało do niej wysłane, nawet z dodatkowym złotym liściem, jednak… powiedzmy, że zostało skradzione). A nie należy do tych, co pchają się tam, gdzie nie są mile widziani (tak w każdym razie twierdzi ona sama). Wielce Oats (kapłan omniański) zastąpił brata Perdore, gdyż ten spadł z osła i się połamał. A ostatnie pytanie… Odpowiedź brzmi: tak, król Verence był na tyle głupi, żeby zaprosić wampiry. Dlaczego głupi? Bo przecież wszyscy wiedzą, że wampir nie ma nad człowiekiem władzy, nie może wejść do jego domostwa, jeśli nie zostanie zaproszony. A skoro zaprasza król to… wampir tak jakby może zająć całe królestwo.
No i to jest właśnie główny wątek powieści – czarownice walczą, by wampiry nie przejęły ich królestwa, próbując jednocześnie odnaleźć babcię Weatherwax i przekonać ją do walki. Właściwie tak na to patrząc, jest to ciekawa historia, pełna zabawnych wtrętów. Do tego należy jednak dorzucić niezwykle inteligentne odniesienia do naszego świata i głębokie przemyślenia na temat religii. Pratchett był ateistą, jednak Oats jest niewątpliwie pozytywną postacią, wręcz bohaterem. Pokazuje, ile naprawdę może znaczyć wiara. Wydaje mi się, że jest to tym ważniejsze właśnie ze względu na poglądy autora.

Ja jestem w książce zakochana. Wciąż i niezmiennie. Czytałam ją już co najmniej sześć razy i za każdym razem uznaję, że jest cudowna (poza fragmentami z Nac Mac Feeglami, których język mnie wkurza) i znajduję w niej coś nowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz