To jest moja ukochana książka Pratchetta. Nie jest pierwszą,
którą przeczytałam (to była „Maskarada”), ale pierwszą, którą miałam na
własność. W ogóle to zabawna historia, bo mama nie chciała mi jej kupić (dziwny
tytuł, jakieś wampiry na okładce i błąd ortograficzny na ostatniej stronie
książki) i zamiast tego zaproponowała „Ostatniego bohatera”. Ale uparłam się
wtedy i dopięłam swego (cóż, wiadomo, że 15-latki potrafią być uparte ;) ).
Potem przez pewien czas żałowałam, bo „Ostatniego bohatera” przez kilka lat nie
można było nigdzie dostać (no chyba że za 300 zł na allegro). Na szczęście w
2012 roku wznowiono nakład i uzupełniłam swoją kolekcję. Teraz na mojej półce
stoją wszystkie książki Pratchetta, jakie zostały wydane w Polsce i każdą
kolejną kupuję praktycznie w dniu premiery. Szkoda tylko, że dużo ich już nie
będzie…
„Carpe jugulum” jest jedną z książek o czarownicach i dzieje
się w Lancre – małym, górzystym królestwie. Jedna z byłej trójki czarownic wyszła
za króla i urodziła dziecko. Z tej okazji para królewska wydała wielkie
przyjęcie dla całego królestwa i gości z innych krajów. Oczywiście czarownice
również zostały zaproszone, ale pojawiły się tylko niania Ogg i Agnes
(najmłodsza w trójce). A gdzie ta trzecia… to znaczy babcia Weatherwax? I
dlaczego imię dziecku nadaje kapłan Oma, czyli przedstawiciel jedynej religii,
której niania nie toleruje (oni palili czarownice!)? No i czy król naprawdę był
na tyle głupi, żeby zaprosić wampiry?
Odpowiedzi na te pytania wcale nie są bardzo trudne, jeśli
tylko zna się trochę bohaterów Pratchetta. Babcia nie przyszła, bo nie
otrzymała zaproszenia (zostało do niej wysłane, nawet z dodatkowym złotym
liściem, jednak… powiedzmy, że zostało skradzione). A nie należy do tych, co
pchają się tam, gdzie nie są mile widziani (tak w każdym razie twierdzi ona
sama). Wielce Oats (kapłan omniański) zastąpił brata Perdore, gdyż ten spadł z
osła i się połamał. A ostatnie pytanie… Odpowiedź brzmi: tak, król Verence był
na tyle głupi, żeby zaprosić wampiry. Dlaczego głupi? Bo przecież wszyscy
wiedzą, że wampir nie ma nad człowiekiem władzy, nie może wejść do jego domostwa,
jeśli nie zostanie zaproszony. A skoro zaprasza król to… wampir tak jakby może
zająć całe królestwo.
No i to jest właśnie główny wątek powieści – czarownice walczą,
by wampiry nie przejęły ich królestwa, próbując jednocześnie odnaleźć babcię
Weatherwax i przekonać ją do walki. Właściwie tak na to patrząc, jest to
ciekawa historia, pełna zabawnych wtrętów. Do tego należy jednak dorzucić
niezwykle inteligentne odniesienia do naszego świata i głębokie przemyślenia na
temat religii. Pratchett był ateistą, jednak Oats jest niewątpliwie pozytywną
postacią, wręcz bohaterem. Pokazuje, ile naprawdę może znaczyć wiara. Wydaje mi
się, że jest to tym ważniejsze właśnie ze względu na poglądy autora.
Ja jestem w książce zakochana. Wciąż i niezmiennie. Czytałam
ją już co najmniej sześć razy i za każdym razem uznaję, że jest cudowna (poza
fragmentami z Nac Mac Feeglami, których język mnie wkurza) i znajduję w niej
coś nowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz