Kolejna trzecia część cyklu, ale tym razem trylogii. Tak
przynajmniej jest napisane na tylnej okładce książki. Dostał ją mój mąż (wielki
fan „Gry Endera”) na Święta, a ja wzięłam i przeczytałam. Podobnie jak
poprzednie dwie części. Nie musiałam ich sobie powtarzać, bo dość dobrze
pamiętałam fabułę. Po szybkiej akcji w książkach o Gideonie ta trylogia okazała
się całkiem dobrym pomysłem. Książka również obfituje w akcję, jednak autorzy
kładą większy nacisk na psychikę postaci. No i bardziej się trzeba skupić, bo
mamy do czynienia z czterema (no w porywach do pięciu) wątkami, które się
przeplatają.
Mamy oczywiście wątek Mazera Rackhama i POP-u. Cały oddział
ostatecznie zostaje przyjęty oficjalnie przez Chiny i ma pomóc odeprzeć inwazję
Formidów. Zajmują się niewielkimi wypadami, badaniami nad obcą technologią
(chcą stworzyć antidotum na zabójczą mgłę) i wspomaganiem transportów. W miarę
możliwości starają się też pomóc chińskiej ludności. Ściśle współpracują z Shenzu,
jednym z oficerów słynnego generała Simy. Okazuje się, że międzynarodowy oddział
i Chińczyk mają w życiu podobne priorytety i najbardziej pragną chronić
ludzkość. Dlatego też Shenzu dołącza do POP-u, gdy zostaje on wysłany na misję
na Lunie, a właściwie poza nią…
Jest też Bingwen – inteligentny chiński ośmiolatek, który
bardzo zaprzyjaźnił się z Mazerem i innymi żołnierzami POP-u. Ze względu na
wiek nie może czynnie brać udziału w wojnie, więc zostaje przetransportowany do
obozu dla cywili. Tam od razu się wyróżnia, pomagając choremu chłopcu (przy
pomocy medycznego urządzenia Mazera i jego byłej/obecnej dziewczyny Kim). Zaczyna
pomagać w organizacji lepszego szpitala polowego (konsultacje z lekarzami przez
hologramy), a ostatecznie zostaje wysłany do szkoły wojskowej (za
wstawiennictwem Mazera).
Najmniej ciekawy jak dla mnie jest wątek Lema Jukesa. To
znaczy jest całkiem interesujący, ale wydaje mi się, że najmniej wnosi do
fabuły. Na pewno lepiej poznajemy tego młodego przedsiębiorcę, widzimy, że nie
jest to już ten dziecinny egoista co w pierwszej części trylogii. Poznajemy
jego rozterki, plany i marzenia. A okazuje się, że Lem również chce ocalić
Ziemię. W tym celu wspomaga Victora i Imalę, walczy z ojcem, przeprowadza
badania i udziela się publicznie.
Lem wiąże się ściśle z Imalą i Victorem właśnie. Wolnemu
górnikowi udaje się dostać na formidzki statek i wymyślić sposób na rozbrojenie
go. Niestety sam nie jest w stanie nic zrobić, a dodatkowo traci wiarę w Lema,
gdy okazuje się, że w stronę statku leci armia dronów, a Jukes zerwał
komunikację. Imala i Vico są pewni, że zginą, ale statek Formidów potrafi sam
się bronić. Bohaterom udaje się wrócić na Lunę, a Lem powoli próbuje odbudować
ich zaufanie. Zgadza się na wszelkie ich plany, finansuje je i stara się
zapewnić wszystko, co niezbędne. Okazuje się, że wlicza się w to oddział POP-u
i Mazer Rackham.
Zwłaszcza końcówka książki bardzo mocno trzyma w napięciu.
Ja się nie mogłam oderwać, czytałam niemal z zapartym tchem, kibicując
bohaterom, żeby im się udało. Niby wiemy, że za ileś tam lat nastąpi większa
inwazja Formidów (wiemy to z „Gry Endera”), ale nie wiemy, jak skończy się
obecna walka. I jak potoczą się losy bohaterów, do który naprawdę łatwo się
przywiązać. To jest naprawdę dobra rzecz w książkach Carda (o Johnsonie nie wspominam,
bo go nie znam z niczego poza scenariuszem do filmu, a o tym wolę nie
pamiętać), że bohaterowie są świetnie zbudowani. Są rzeczywistymi ludźmi,
wchodzimy w ich psychikę (chociaż w prequelu dużo mniej niż w „Grze Endera”),
znamy ich. A w trylogii dodatkowo jest to otoczone ciekawą akcją, z której
można by zrobić dobry film. Gdyby tylko ktoś się postarał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz