piątek, 11 marca 2016

Przesilenie

Kolejna trzecia część cyklu, ale tym razem trylogii. Tak przynajmniej jest napisane na tylnej okładce książki. Dostał ją mój mąż (wielki fan „Gry Endera”) na Święta, a ja wzięłam i przeczytałam. Podobnie jak poprzednie dwie części. Nie musiałam ich sobie powtarzać, bo dość dobrze pamiętałam fabułę. Po szybkiej akcji w książkach o Gideonie ta trylogia okazała się całkiem dobrym pomysłem. Książka również obfituje w akcję, jednak autorzy kładą większy nacisk na psychikę postaci. No i bardziej się trzeba skupić, bo mamy do czynienia z czterema (no w porywach do pięciu) wątkami, które się przeplatają.


Mamy oczywiście wątek Mazera Rackhama i POP-u. Cały oddział ostatecznie zostaje przyjęty oficjalnie przez Chiny i ma pomóc odeprzeć inwazję Formidów. Zajmują się niewielkimi wypadami, badaniami nad obcą technologią (chcą stworzyć antidotum na zabójczą mgłę) i wspomaganiem transportów. W miarę możliwości starają się też pomóc chińskiej ludności. Ściśle współpracują z Shenzu, jednym z oficerów słynnego generała Simy. Okazuje się, że międzynarodowy oddział i Chińczyk mają w życiu podobne priorytety i najbardziej pragną chronić ludzkość. Dlatego też Shenzu dołącza do POP-u, gdy zostaje on wysłany na misję na Lunie, a właściwie poza nią…
Jest też Bingwen – inteligentny chiński ośmiolatek, który bardzo zaprzyjaźnił się z Mazerem i innymi żołnierzami POP-u. Ze względu na wiek nie może czynnie brać udziału w wojnie, więc zostaje przetransportowany do obozu dla cywili. Tam od razu się wyróżnia, pomagając choremu chłopcu (przy pomocy medycznego urządzenia Mazera i jego byłej/obecnej dziewczyny Kim). Zaczyna pomagać w organizacji lepszego szpitala polowego (konsultacje z lekarzami przez hologramy), a ostatecznie zostaje wysłany do szkoły wojskowej (za wstawiennictwem Mazera).
Najmniej ciekawy jak dla mnie jest wątek Lema Jukesa. To znaczy jest całkiem interesujący, ale wydaje mi się, że najmniej wnosi do fabuły. Na pewno lepiej poznajemy tego młodego przedsiębiorcę, widzimy, że nie jest to już ten dziecinny egoista co w pierwszej części trylogii. Poznajemy jego rozterki, plany i marzenia. A okazuje się, że Lem również chce ocalić Ziemię. W tym celu wspomaga Victora i Imalę, walczy z ojcem, przeprowadza badania i udziela się publicznie.
Lem wiąże się ściśle z Imalą i Victorem właśnie. Wolnemu górnikowi udaje się dostać na formidzki statek i wymyślić sposób na rozbrojenie go. Niestety sam nie jest w stanie nic zrobić, a dodatkowo traci wiarę w Lema, gdy okazuje się, że w stronę statku leci armia dronów, a Jukes zerwał komunikację. Imala i Vico są pewni, że zginą, ale statek Formidów potrafi sam się bronić. Bohaterom udaje się wrócić na Lunę, a Lem powoli próbuje odbudować ich zaufanie. Zgadza się na wszelkie ich plany, finansuje je i stara się zapewnić wszystko, co niezbędne. Okazuje się, że wlicza się w to oddział POP-u i Mazer Rackham.

Zwłaszcza końcówka książki bardzo mocno trzyma w napięciu. Ja się nie mogłam oderwać, czytałam niemal z zapartym tchem, kibicując bohaterom, żeby im się udało. Niby wiemy, że za ileś tam lat nastąpi większa inwazja Formidów (wiemy to z „Gry Endera”), ale nie wiemy, jak skończy się obecna walka. I jak potoczą się losy bohaterów, do który naprawdę łatwo się przywiązać. To jest naprawdę dobra rzecz w książkach Carda (o Johnsonie nie wspominam, bo go nie znam z niczego poza scenariuszem do filmu, a o tym wolę nie pamiętać), że bohaterowie są świetnie zbudowani. Są rzeczywistymi ludźmi, wchodzimy w ich psychikę (chociaż w prequelu dużo mniej niż w „Grze Endera”), znamy ich. A w trylogii dodatkowo jest to otoczone ciekawą akcją, z której można by zrobić dobry film. Gdyby tylko ktoś się postarał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz