Tak, to ten właśnie tytuł, żadna literówka. Przeczytałam
„Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Po prostu wyznaję zasadę, że trzeba coś znać, żeby
móc się o tym wypowiadać. Tak samo było ze „Zmierzchem” – przeczytałam i
obejrzałam filmy (dużo gorsze od książek, które są lekką lekturą dla
nastolatek) i z czysty sumieniem mogę teraz wyrażać swoje zdanie na ten temat.
O Greyu od jakiegoś czasu jest dość głośno – świetna powieść erotyczna, ukazuje
fantazje kobiet, niezwykle odważna, ogólnie ochy i achy. A z drugiej strony –
tanie porno, bdsm, głupota i w ogóle blee. No więc postanowiłam wyrobić sobie
własną opinię.
Anastasia (główna bohaterka) jest typową szarą myszką studiującą
literaturę angielską. Jej współlokatorka i najlepsza przyjaciółka jest
oczywiście piękna i przebojowa, chce zostać dziennikarką i udało jej się
załatwić wywiad z Christianem Greyem – znanym młodym biznesmenem, sponsorem
jakiegoś projektu na uczelni. Niestety Kate (ta przyjaciółka) w dniu wywiadu
choruje i prosi Anastasię o zastępstwo. Dziewczyna nie ma doświadczenia, ale
chce pomóc przyjaciółce. Oczywiście jest niezwykle niezdarna i czuje się
biednie i brzydko w biurowcu Greya. Przy samym prezesie robi z siebie idiotkę
(zadając głupie pytania i upuszczając pięćset razy dyktafon), a on z niej
delikatnie pokpiwa. Jak nietrudno się domyślić, Anastasia spodobała się
Greyowi, który odwiedza ją później w pracy (niby przypadkiem), zgadza się na
sesję zdjęciową i zaprasza dziewczynę na kawę. Następnie mówi jednak, że nie
jest mężczyzną dla niej i odchodzi.
Wieczorem po zakończeniu zajęć na uczelni Anastasia dzwoni
podchmielona do Greya, sama nie wie, dlaczego. Christian przyjeżdża po nią do
baru, ratuje przed nachalnymi zalotami przyjaciela Jose i zabiera do swojego
apartamentu w hotelu. Po tej niewinnej nocy (zarzygana Ana spała, a on patrzył
jak śpi) postanawiają spróbować się spotykać. Najpierw jednak Ana musi podpisać
umowę o zachowaniu poufności – nikomu nie mogłaby powiedzieć nic o ewentualnym
związku. No i to chyba nic dziwnego, bo Christian ma pewien mroczny sekret –
nie ma normalnych związków z kobietami, ich relacje opierają się na byciu panem
i uległą. Uległa ma obowiązek wykonywać wszystkie polecenia pana i być na każde
jego zawołanie. W zamian za to pan funduje jej ciuchy, samochody, spa i tym
podobne rzeczy. A, no i seks w dużej mierze opiera się na bólu uległej.
Anastasia początkowo nie jest przekonana, jednak w końcu się zgadza podpisać
umowę regulującą ich związek, bo zakochała się w Christianie. A seks nawet jej
się podoba…
W sumie chyba nie napisałam nic nowego o fabule tej książki.
Wcale nie ma w niej dużo seksu (pierwszy jest koło 100 strony dopiero), ale
jego opisy są… nieprawdopodobne (przynajmniej dla mnie) i nieco żałosne. On ją
dotknął TAM. Ona jest zawsze „taka gotowa”. Ech… No i to, że dziewica,
dziewczyna która nigdy wcześniej nawet nie myślała o seksie, jest wiecznie
chętna i gotowa i przy najlżejszym dotknięciu przeżywa orgazm… Nie wiem, może
to ja jestem po prostu jakaś inna, bo nie wydaje mi się to realne.
Na pewno nie jest to literatura najwyższych lotów, nie jest
to też przyjemna książka dla nastolatek, a opisy seksu nie są ani trochę
podniecające. Ale to takie… czytadło. Coś na kształt dzisiejszego harlequina,
tylko trochę lepsze i z większą ilością fabuły (czytałam jednego harlequina w
życiu i postanowiłam, że nigdy więcej :D ). No dobra, niedługo lecimy z drugą
częścią… ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz