wtorek, 13 grudnia 2016

Kod Leonarda da Vinci

Moja pierwsza styczność z tą książką miała miejsce jakoś niedługo po tym, jak ukazała się ona w Polsce. Było o niej głośno i moja mama ją od kogoś pożyczyła. Spojrzałam wtedy na nią, prychnęłam i zabrałam się za coś innego. Możliwe, że za któregoś Pratchetta. Jakiś czas temu obejrzałam film na podstawie tej książki. Spodobał mi się i uznałam, że może jednak warto będzie przeczytać. Znajomy zdziwił się, że film zachęcił mnie do lektury, ale według mnie wcale nie był zły. Tak czy siak wreszcie zabrałam się za powieść.



Kustosz Luwru Jacques Sauniere zostaje zamordowany, a na miejsce zbrodni policja wzywa eksperta od symboliki, który akurat jest w Paryżu – Amerykanina Roberta Langdona. Ten zaczyna rozszyfrowywać ukryte sensy w ułożeniu ciała, lecz niedługo dowiaduje się, że tak naprawdę jest podejrzanym a nie pomocnikiem w śledztwie. Informuje go o tym kryptolożka a zarazem wnuczka zmarłego Sophie Noveu. Postanawia pomóc mu uciec i razem z nim rozwiązać tajemnicę, którą pozostawił jej dziadek.
A tajemnica jest ogromna – najwyraźniej chodzi o Świętego Graala. Langdon opowiada kobiecie legendę kielicha, ukazując jego symbolikę i odkrywając różne teorie dotyczące jego istoty. Uznają, że jedyną osobą, która będzie w stanie im pomóc jest Leigh Teabing, ekscentryczny Anglik, który żyje pod Paryżem i poświęcił życie poszukiwaniu kielicha. Tropem tej dwójki, a potem trójki, cały czas podąża francuska policja. A jakby tego było mało – również mnich albinos służący Opus Dei. Czytelnik od początku wie, że to on jest mordercą.
Przyznam, że znałam fabułę (w końcu widziałam film), więc raczej nie byłam zaskoczona rozwiązaniami zagadek. Jednak książka jest lekko napisana, a czytanie jej było naprawdę przyjemne. Zwłaszcza po „Tessie…” była to dla mnie wyjątkowo miła lektura, którą udało mi się szybko pochłonąć.
Akcja toczy się szybko, ale parę razy zdarzyło mi się zapomnieć, że przecież wszystko dzieje się w ciągu kilku godzin – tak naprawdę jednej nocy i kawałka dnia. A dzieje się dużo i w różnych miejscach.

Teraz zabieram się za „Anioły i demony”. Ten film też widziałam, ale przyznam, że z niego niewiele pamiętam. Może będzie mi się przypominać w miarę czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz