Moja pierwsza styczność z tą książką miała miejsce jakoś
niedługo po tym, jak ukazała się ona w Polsce. Było o niej głośno i moja mama
ją od kogoś pożyczyła. Spojrzałam wtedy na nią, prychnęłam i zabrałam się za
coś innego. Możliwe, że za któregoś Pratchetta. Jakiś czas temu obejrzałam film
na podstawie tej książki. Spodobał mi się i uznałam, że może jednak warto
będzie przeczytać. Znajomy zdziwił się, że film zachęcił mnie do lektury, ale
według mnie wcale nie był zły. Tak czy siak wreszcie zabrałam się za powieść.
Kustosz Luwru Jacques Sauniere zostaje zamordowany, a na
miejsce zbrodni policja wzywa eksperta od symboliki, który akurat jest w Paryżu
– Amerykanina Roberta Langdona. Ten zaczyna rozszyfrowywać ukryte sensy w
ułożeniu ciała, lecz niedługo dowiaduje się, że tak naprawdę jest podejrzanym a
nie pomocnikiem w śledztwie. Informuje go o tym kryptolożka a zarazem wnuczka
zmarłego Sophie Noveu. Postanawia pomóc mu uciec i razem z nim rozwiązać
tajemnicę, którą pozostawił jej dziadek.
A tajemnica jest ogromna – najwyraźniej chodzi o Świętego
Graala. Langdon opowiada kobiecie legendę kielicha, ukazując jego symbolikę i
odkrywając różne teorie dotyczące jego istoty. Uznają, że jedyną osobą, która
będzie w stanie im pomóc jest Leigh Teabing, ekscentryczny Anglik, który żyje
pod Paryżem i poświęcił życie poszukiwaniu kielicha. Tropem tej dwójki, a potem
trójki, cały czas podąża francuska policja. A jakby tego było mało – również
mnich albinos służący Opus Dei. Czytelnik od początku wie, że to on jest
mordercą.
Przyznam, że znałam fabułę (w końcu widziałam film), więc
raczej nie byłam zaskoczona rozwiązaniami zagadek. Jednak książka jest lekko
napisana, a czytanie jej było naprawdę przyjemne. Zwłaszcza po „Tessie…” była
to dla mnie wyjątkowo miła lektura, którą udało mi się szybko pochłonąć.
Akcja toczy się szybko, ale parę razy zdarzyło mi się
zapomnieć, że przecież wszystko dzieje się w ciągu kilku godzin – tak naprawdę
jednej nocy i kawałka dnia. A dzieje się dużo i w różnych miejscach.
Teraz zabieram się za „Anioły i demony”. Ten film też
widziałam, ale przyznam, że z niego niewiele pamiętam. Może będzie mi się
przypominać w miarę czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz