To kolejna książka Pratchetta wydana przez Rebis i druga
zawierająca opowiadania dla dzieci napisane przez młodego Terry’ego. Kiedy
tylko dowiedziałam się, że jest w planach czekałam aż ukaże się w
zapowiedziach. W końcu zniecierpliwiona napisałam do wydawnictwa, które
potwierdziło premierę w listopadzie. W związku z tym postanowiłam zażyczyć
sobie książki na Święta lub kupić od razu samodzielnie, jeśli nikt by nie
chciał tego zrobić. Na szczęście moja rodzina wie, że książki to coś, co
sprawia mi najwięcej radości, więc chętnie wzięli moją listę (wyjątkowo krótką
w tym roku) i sprezentowali wymarzone tomy.
„Odkurzacz czarownicy” jest w sumie podobny do „Smoków na
zamku Ukruszon”, chociaż wydaje mi się, że te opowiadania są nieco…
poważniejsze? Dojrzalsze? Wyraźnie są jednak skierowane do młodszych odbiorców.
Chociaż z drugiej strony dużo rzeczy trzeba by było tłumaczyć dzisiejszym
dzieciom, bo przecież Pratchett pisał w realiach swojego dzieciństwa. Mimo to
myślę, że opowiadania mogłyby dzieciom przypaść do gustu. A niektóre mają też
ciekawe smaczki (jak pieniądze, które ROSNĄ na drzewach), które rozbawią też
dorosłych. Mi się czytało lekko i przyjemnie, chociaż nie jest to dla mnie
arcydzieło. No i znowu pojawiło się opowiadanie nomowe – mam wrażenie, że
czytałam jej już kilka razy, a jakoś dalej nie mogę się do tych Nomów jakoś
mocniej przekonać…
Nie będę streszczać wszystkich opowiadań, bo to nie ma
sensu. Ale polecam książkę dla dzieci, które jakoś interesują się fantastyką –
tu mamy ją w lekkim wydaniu – i oczywiście dla fanów Pratchetta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz