Nie widzę sensu w powtarzaniu, czemu sięgnęłam po tę
książkę, bo to po prostu kontynuacja, a nie miałam żadnych perypetii z nią
związanych. Dlatego zacznę ten post (i dwa kolejne pewnie też) od przybliżenia
zakończenia poprzedniego tomu. Kiedy Vuko i jego nowi przyjaciele docierają do
Ziemi Ognia, dowiadują się, że dzieci zostały uprowadzone z ich osady, a wśród
maluchów jest syn jednego z jego bliskich towarzyszy – Grunaldiego Ostatniego
Słowa. Dlatego niemal od razu mężczyźni wyruszają w pogoń, a Drakkainen (tutaj
zwany Ulfem) wykorzystuje swoje nadprzyrodzone zdolności wynikające z cyfrala,
by wyśledzić dzieci i Ludzi Węży, którzy je porwali. Po ciężkiej walce Vuko
wyrusza w dalszą drogę sam (nie będę zdradzać, co się stało z dziećmi) i trafia
do Ogrodu Ziemskich Rozkoszy, jak z płótna Hieronima Boscha. Tam Węże nie
zwracają na niego uwagi i dociera do celu swojej wędrówki – Czyniącego, van
Dykena, naukowca z misji, którą miał ewakuować. Oszalałego, próbującego
stworzyć własny świat i nazywającego siebie Aaken. Który za pomocą magicznej
włóczni zamienia Vuko w drzewo.
Zatem Vuko jest drzewem. I Grzędowicz bardzo dobitnie daje
nam o tym znać, co i rusz powtarzając opis miejsca, w którym wyrósł (półdupki,
śniegi, krzewy, te sprawy). Widzimy też, co się przy nim dzieje – na przykład uciekający
młody Wąż odnajduje ziemski miecz Drakkainena i pokonuje nim Ludzi Ognia.
Pojawia się też Kruczy Cień, który wyjmuje z drzewa włócznię i jako zapłatę (w
końcu jest handlarzem) rzuca w pień grzybem. Nasze drzewo ma też sny – śni o
bogach i o tym, że nie podoba im się to, co robi Aaken. W końcu Vuko skupia
całą swoją wolę i udaje mu się uwolnić z drzewa. Żyje, ale nie ma prawie nic –
stracił większość ubrań, swój miecz i cyfrala (nie ma już super węchu, trybu
bojowego, termowizji). Mimo to wyrusza na szkolenie z Czynienia do Bondsifa Oba
Niedźwiedzie (gdzie został wysłany prze bogów we śnie). W międzyczasie okazuje
się, że Cyfral wciąż mu towarzyszy, ale teraz jest małą nagą wróżką i ma
znacznie ograniczone możliwości. Nie może dać Vuko termowizji, ma jednak
zdolność postrzegania cząsteczek magii i kierowania nimi. Dzięki temu
Drakkainenowi udaje się ukończyć szkolenie i wyruszyć w podróż powrotną do
Ziemi Ognia, po drodze siekąc Węży, zbierając magię i ucząc się z niej coraz
lepiej korzystać.
Przejdźmy teraz do naszego Młodego Tygrysa, który okazuje
się mieć na imię Filar. Zostawiliśmy go, gdy uciekał, podszywając się pod
amitrajczyka Terkeja Tendżaruka wraz ze swym przybocznym Brusem. Po drodze
spotkali kapłana Podziemnej Matki i jego ucznia, więc pozbyli się ich, by
łatwiej przejść przez miasto – wszyscy boją się kapłanów, bo teraz to oni
sprawują władzę. Niestety po przewrocie przeprawa przez most jest zamykana na
noc i nawet kapłan nie ma na to wpływu. Nasi bohaterowie muszą spędzić nocy w
Czerwonej Wieży i brać udział w obrzędach. Na szczęście nikt ich nie demaskuje,
ale ma to inne konsekwencje. Brus musiał się połączyć z archimatroną (główną
kapłanką), co mocno wpłynęło na jego psychikę – momentami uważał się naprawdę
za kapłana Podziemnej Matki. Mimo to udawało mu się zwalczyć nową osobowość i
dalej opiekować swoim władcą. Niestety nasi podróżni zostali przyuważeni przy
zrzucaniu przebrania i uprowadzeni przez zbrojny oddział.
Ten tom też był ciekawy. Powoli przyzwyczajałam się do
świata i bardziej zaczęły mnie interesować losy Vuko. Historia rzeczywiście
mnie wciągnęła, mimo że akcja znowu toczyła się raczej powoli. A przecież
książka ma ponad 600 stron! Gdyby ktoś chciał wyłuskać samą akcję to spokojnie
można by połączyć pierwszy i drugi tom. Tym bardziej, że o Lodowym Ogrodzie w
każdym z nich jest wzmianka tylko raz. Ale z drugiej strony jestem coraz
bardziej pewna, że opowieść sporo by na tym straciła. Powieść się nie dłuży, a
wręcz przeciwnie – wciąga coraz bardziej – i człowiek nie zauważa, że nagle ma
za sobą 50 stron i zbliża się do końca. A tu przecież nic nie jest wyjaśnione!
A statek z okładki pojawia się dopiero na samym końcu książki, więc o nim w następnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz