poniedziałek, 9 lutego 2015

Zaginięcie Ethana Cartera

Tym razem z nieco innej beczki. Zamiast czytać książki postanowiłam nadrobić parę opowiadań z „Nowej Fantastyki” – 2 numery i jedno wydanie specjalne, a kolejnych spodziewam się niedługo w skrzynce… Poza tym książka, za którą obecnie się wzięłam to „Ziemiomorze”, czyli sześć powieści w jednotomowym wydaniu. Grube i ciężkie – do autobusu się nie nadaje. Dlatego, żeby nie przerywać ciągłości pojawiania się postów, postanowiłam napisać o grze, którą właśnie skończyliśmy z mężem przechodzić.
„Zaginięcie Ethana Cartera” jest grą stworzoną przez polskie studio, wyprodukowaną przez Polaków. Mimo to została wypromowana po angielsku i to jest też język oryginału. Na szczęście jest polska wersja językowa – i w napisach i w głosie. Dodatkowo nie jest to jeden lektor, ale każda postać ma własny głos, czyli jest naprawdę dobrze.
Grą zainteresowaliśmy się, bo pokazał ją youtubie Rock i wyglądała dość zachęcająco. Taki trochę thriller, trochę zagadka. Kupiliśmy grę na jakiejś promocji internetowej i czekała 2 miesiące aż się za nią weźmiemy. Zaczęliśmy chyba w środę.
Na samym początku dowiadujemy się, że jest to „przygoda bez przewodnika” i rzeczywiście. Gra nie ma żadnego samouczka. Nasz bohater – detektyw Paul Prospero – ląduje w lesie na torach. Mówimy (bo gra jest pierwszoosobowa), że zostaliśmy wezwani przez chłopca, który nazywa się Ethan Carter. Dostaliśmy od niego list i wierzymy we wszystko, co tam napisał. Obawiamy się tylko, że mogliśmy przybyć na późno… Przyznam, że buduje to klimat, jednak nie mamy pojęcia, co tak naprawdę w tym liście było. Mimo że bohater wie.
W każdym razie ruszyliśmy wzdłuż torów. Wyszliśmy z lasu, przeszliśmy przez most, minęliśmy kolejkę (nazywaną drezyną…), weszliśmy w nowy las. Tam znaleźliśmy rozplątane liny na torach, kanister, odcięte nogi… i pierwsze ciało. Spróbowaliśmy „dotknąć” ciała (tak się nazywa akcja w grze) i na ekranie pojawiła nam się czarna plama. Aha, fajnie. Biegaliśmy dookoła, próbując coś znaleźć, jednak nic to nie dało. „No trudno – uznaliśmy – pewnie jeszcze nie odblokowaliśmy mocy, która pozwoli nam się czegoś dowiedzieć.” Poszliśmy więc dalej. Dotarliśmy do jakiegoś domu (po drodze przebyliśmy jeszcze więcej lasu i kolejny most), gdzie po długiej walce ustawiliśmy pokoje tak, jak powinny być. Potem weszliśmy do dalszego domu, który okazał się dokładną kopią tamtego, który przed chwilą ustawialiśmy. Już ustawioną kopią. Cóż, trzeba było najpierw tu przyjść, zapamiętać i wrócić tam. Ustawianie zajęłoby nam pewnie mniej czasu. Ale i tak byliśmy dumni, że udało nam się wreszcie wykonać jakieś zadanie i ujawniło nam się wspomnienie Ethana.
Poszliśmy dalej! Las, las, dużo lasu… Doszliśmy do kościoła i cmentarza, znaleźliśmy martwą wronę, rysunek na ścianie, rozbitą lampę i zejście do grobowca. Znowu samodzielnie doszliśmy do tego, jak zapalić światło w grobowcu i znaleźliśmy tam ciało. I na tym nasza passa się skończyła. Chodziliśmy dookoła, szukaliśmy i nic. Wpadliśmy na pomysł, żeby zobaczyć, jak Rock sobie z tym poradził – skoro nie dajemy rady to zobaczymy, czy czegoś nie pominęliśmy… Oj, jeszcze jak pominęliśmy! Już na początku filmiku Rock, w pierwszym lesie, znalazł jakieś pułapki, które ukazały mu wizję. Zniechęceni koniecznością powrotu przez mnóstwo lasów i dwa mosty, wyłączyliśmy grę.
Do rozgrywki wróciliśmy w sobotę, dużo lepiej przygotowani. Włączyliśmy sobie poradnik, żeby po zrobieniu wszystkiego, co uważamy za konieczne, sprawdzić, czy to już na pewno wszystko. Najpierw wróciliśmy na początek gry (dużo biegania) i znaleźliśmy w lesie pułapki, na które natknął się Rock. Zaprowadziły nas one w następne miejsce, potem jeszcze trochę poszukaliśmy, poradnik podpowiedział nam, że musimy znaleźć kamień i mieliśmy wszystko. Hura! Odblokowaliśmy wspomnienie o pierwszej śmierci! A czarna plama po „dotknięciu” ciała rozrosła się i wprowadziła nas w tryb wizji. Potem poszliśmy dalej, buszując w drodze po lesie. Bo może znowu są tam jakieś pułapki, które wcześniej ominęliśmy? Znaleźliśmy kolejne wspomnienie… I tak graliśmy dalej, biegając w kółko, jak bezgłowe kurczaki i szukając wskazówek, które w dużej części nie istniały albo dotyczyły już innej sprawy.
Tryb wizji

Gra jest bardzo ładna – grafiki lasu i wody są naprawdę super. Wszystko wygląda pięknie. Ale… Jest tego za dużo. To znaczy nie za dużo piękna, ale za dużo terenu. Zupełnie niepotrzebnego terenu, przez który tylko przebiegamy. Już się nie zachwycamy i nie wczuwamy w klimat, bo jesteśmy lekko zirytowani. Te tereny służą chyba tylko przedłużeniu rozgrywki. Lepiej byłoby to wszystko ograniczyć do mniejszej przestrzeni.
Piękna grafika

Fabuła w grze też jest bardzo ciekawa. Po kolei dowiadujemy się, co się stało z członkami rodziny Ethana, poznajemy tajemnicę małego miasteczka i mamy nadzieję odnaleźć chłopca całego i zdrowego. Małą nadzieję, ale zawsze. To, co psuje klimat i fabułę to te ogromne tereny. Gracz biega w kółko, szukając czegoś niepotrzebnie długo i zupełnie wypada z klimatu. Gra stanowczo powinna być bardziej skondensowana. Fabuły nie jest dużo (jej zaletą jest jakość), więc przestrzeń gry powinna być proporcjonalna.
Niestety, nie widząc wcześniej gameplaya albo nie korzystając z poradnika, gracz nie ma szans czerpać pełnej przyjemności z gry. Nasz bohater prawie nam nie podpowiada, więc odkrycie mechaniki gry jest dość ciężkie. Dodatkowo, widząc w jednym miejscu jakieś rozwiązanie, spodziewamy się, że później znowu może się ono trafić (pułapki). I dlatego biegamy po ogromnym, pustym terenie. Sami byliśmy bliscy wyłączenia gry i nie wracania do niej później.
Całą grę przeszliśmy w około 3 godziny. Razem z powrotami i bieganiem bez sensu. Nie jest to długa gra. I, mimo że ciekawa, uważam, że nie warta swojej rynkowej ceny (80 zł!). Cieszę się, że kupiliśmy ją w promocji, ale pewnie więcej zabawy mielibyśmy oglądając gameplaye na youtubie niż samodzielnie w nią grając.

Na pewno obejrzymy sobie gameplay Rocka z tej gry, jak przechodził kopalnię. Nawet mój mąż uznał, że miało to swój klimat (a graliśmy w środku dnia), więc jestem bardzo ciekawa reakcji Rocka :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz