poniedziałek, 8 maja 2017

Chłopcy 2. Banagrang

Za drugi tom wzięłam się praktycznie od razu po przeczytaniu pierwszego, więc nie ma co opowiadać, jak to się stało. To również jest zbiór opowiadań, ale są one dużo bardziej powiązane ze sobą. Jak w pierwszej części były to raczej oderwane od siebie historie z życia, tak w tej są wyraźne fabularne nawiązania do poprzedniego tomu i opowiadań. Poznajemy naszych bohaterów jeszcze lepiej (dzięki opowiadaniom z przeszłości) i dowiadujemy się, jak radzą sobie z problemami. A tych nie brakuje już od samego początku.



W pierwszym tomie mimochodem dowiadujemy się, że miejscowy „biznesmen” planuje wykupić okoliczne tereny, w tym stary lunapark (Drugą Nibylandię), w którym mieszkają Chłopcy. Dzwoneczek postanawia temu zaradzić, wziąć kredyt i odnowić wesołe miasteczko, żeby nie robiło już wrażenia opuszczonego, dostępnego miejsca. W tym celu wyjeżdża na parę dni do Warszawy, by razem z byłym Chłopcem Paragonem uzyskać pozytywną decyzję kredytową. Na ten właśnie czas w lunaparku zaplanowany jest zlot wszystkich chętnych Chłopców, który ma być wielką orgio-popijawą. Dzwoneczek prosi ich tylko, by wywieźli Kubusia i nie narobili zbyt dużych zniszczeń. No cóż…
Teoretycznie wszystko na początku idzie zgodnie z planem. Większość Chłopców dobrze się bawi z piwem i sprowadzonymi dziewczynami, a kilku najważniejszych spotyka się w domu, by omówić obecne problemy. Lunapark nie jest jedynym – Dzwoneczek dowiedziała się, że Piotruś Pan chce przebić się do naszego świata, więc wydała kategoryczny zakaz korzystania z magii. To właśnie miejscowi muszą przekazać przyjezdnym. I przekazują, ale goście również mają nowiny. Jeden z ważniejszych Chłopców (Castor z Włoch) zmienił klub na Battle Snakes i wydał Chłopcom wojnę (dorośnijcie itp.). To tak w dużym skrócie – na zjeździe odbyła się masakra zarówno tych dobrych jak i złych, z której to Chłopcom udało się wyjść zwycięsko. Jednak było to gorzkie zwycięstwo i tylko w tej jednej bitwie, która zapowiedziała wojnę.
Pozostała opowiadania krążą wokół bieżących wydarzeń i lunaparku (jedno jest o Panu Properze, napisane jakby z jego perspektywy, której zupełnie nie rozumiem. To znaczy ja na jego miejscu od razu bym zabiła albo mocno okaleczyła i w sumie nie byłoby opowiadania). Poznajemy też historie z przeszłości, o Macie jednym z partnerów Dzwoneczka i lepiej poznajemy Piotrusia Pana, który wcale nie jest tak uroczy jak w książkach Berriego.

Ostatnie opowiadanie opisuje otwarcie lunaparku – wszyscy są szczęśliwi, a Chłopcy zafundowali Dzwoneczkowi wyjazd, żeby trochę odpoczęła. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie epilog, w którym Kubuś… Nie spoiluję, zapraszam na następnego posta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz