niedziela, 28 maja 2017

Diabeł na wieży

Po „Majstersztyku” zapowiadałam, że przeczytam wcześniejsze książki z cyklu o Domenicu Jordanie, bo zaintrygowała mnie ta postać i spodobał się sposób tkania tajemnicy przez autorkę. Jeszcze bardziej zachęciły mnie opinie na lubimyczytac.pl, że fabuła kręci się wokół istot nadprzyrodzonych. Uznałam więc, że dwie pierwsze części cyklu będą całkiem przyjemną, luźną lekturą. A to, że okazały się zbiorami opowiadań, też mnie ucieszyło, bo nie czuję takiej presji, żeby czytać całość, a spokojnie mogę sobie zrobić przerwę między kolejnymi tekstami.

Już od pierwszego opowiadania zostajemy wrzuceni na głęboką wodę – to znaczy autorka prowadzi narrację tak, jakby czytelnik znał już głównego bohatera. Co prawda podaje opis jego wyglądu, może jakieś krótkie wzmianki o tym, kim jest, ale te drugie są raczej informacjami dla bohaterów. Dowiadujemy się więc, że Domenic Jordan jest z wykształcenia lekarzem, który mimo niepraktykowania zawodu, wykorzystuje to niekiedy do własnych celów. Bo przy okazji jest raczej chłodnym i wyrafinowanym mężczyzną. Mimo to nie jest zły – po prostu zawsze rozważa wszelkie za i przeciw i zdroworozsądkowo wybiera najlepsze według siebie rozwiązanie (nawet jeśli czasem oznacza to zabicie kogoś albo użycie niewinnej osoby jako przynęty także bez jej wiedzy).
Nie widzę sensu w opisywaniu fabuły opowiadań. Nie jest ona na tyle ciekawa i raczej nie ma między nimi większej spójności. To znaczy mają tego samego bohatera, dzieją się w tym samym kraju, ale są zupełnie oderwanymi od siebie historiami.
Niewiele jest tam też jak dla mnie tych elementów nadprzyrodzonych. A w każdym razie autorka chyba kieruje narracją tak, jakby to były rzeczy najzupełniej normalne – bo jak tak się zastanowić to mamy i demony, i duchy… Tak czy inaczej mi tej fantastyki brakowało.

I o ile hisotrie były w jakiś sposób interesujące o tyle ich zakończenie było takie… nijakie. Jakby autorka miała pomysł na historię, ale już po rozwiązaniu tajemnicy olewała narrację. Albo w ogóle traciła wątek pod koniec rozwiązania i stwierdzała, że to w sumie nieistotne i może chodźmy dalej. To mi się nie podobało, bo był potencjał, ale został zmarnowany :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz