środa, 7 lutego 2018

Początek

Czytanie książek Dana Browna (jak na razie mam za sobą tylko cykl o Langdonie) jest dla mnie prawdziwą przyjemnością. Są ciekawe, oparte w rzeczywistości i trzymające w napięciu. Dlatego chyba nie ma nic dziwnego w tym, że kiedy wyszedł „Początek”, postanowiłam go przeczytać. Niestety moja lista jest długa, a ciągi skojarzeniowe bywają nieubłagane. Ale kiedy moja mama dostała tę książkę na imieniny, pożyczyłam ją i zaległam do lektury.



Edmond Kirsch jest przyjacielem i byłym studentem Roberta Langdona. Jest bardzo utalentowanym informatykiem i futurystą (wszystkie jego przepowiednie się sprawdzały), a przy tym ateistą. Jego ostatnie odkrycie ma wywrócić od góry nogami świat wiary. Opowiedział o nim najpierw trzem przywódcom ważnych religii (by poznać ich reakcję), a następnie zorganizował pokaz dla wielu wpływowych ludzi, wraz z transmisją internetową na cały świat. Duchowni nie są zachwyceni, a szybko zaczynają jeden po drugim umierać. Przy życiu pozostaje tylko katolicki biskup Valdespino, który od samego początku chciał powstrzymać Edmonda przed ujawnieniem odkrycia.
Prezentacja miała odbyć się w muzeum sztuki współczesnej w Bilbao (Hiszpania). Przy wejściu każdy gość dostał spersonalizowane słuchawki z przewodnikiem po muzeum. Winston, przewodnik Langdona, w pewnym momencie dostał zadanie, by zaprowadzić doktora na spotkanie z Edmondem. Okazuje się, że Winston jest tak naprawdę bardzo rozwiniętą sztuczną inteligencją stworzoną przez Edmonda – ma dostęp do sieci, ogromną moc obliczeniową i zdolność nauki ludzki zachowań. Na spotkaniu Kirsch zapowiada Langdonowi, czego dotyczyć ma prezentacja – pono odnalazł odpowiedzi na fundamentalne pytania ludzkości: skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy. Dzieli się też niepokojem, że czuje zagrożenie ze strony biskupa. Naukowiec jednak przekonuje go, że duchowny jest niegroźny.
Wstęp do prezentacji (Kirsch wyświetlił też fragment wykładu Langdona) i całe jej otoczenie zrobiło na słuchaczach ogromne wrażenie, podobnie jak pojawienie się samego Edmonda. Niestety już po chwili odkrywca zostaje zamordowany, a sprawca ucieka. Langdon pociesza Ambrę Vidal, która była przyjaciółką Kirscha i współorganizatorką imprezy (dyrektor muzeum). Dodatkowym powodem jej zmartwień jest to, że własną ręką dopisała na listę gości zabójcę na prośbę kogoś z pałacu królewskiego. Bo pomijając, że Ambra jest dyrektorem muzeum, jest też narzeczoną księcia i przyszłego króla Hiszpanii Juliana. Czuje się winna śmierci przyjaciela, ale też ma wątpliwości co do swojego narzeczonego (był bardzo zazdrosny). Dlatego razem z Langdonem ucieka z muzeum spod kurateli swoich osobistych strażników z gwardii królewskiej i przy pomocy Winstona wyruszają razem do mieszkania Edmonda w Barcelonie. Ich celem jest udostępnienie prezentacji Kirscha całemu światu, bez względu na konsekwencje – w ten sposób chcą oddać hołd zmarłemu.
Książka zdecydowanie trzyma poziom. Do jakichś 80% książki (albo i dalej) nie wiemy, na co wpadł Edmond. Widzimy głównie zmagania Roberta i Ambry z czasem, strażnikami i ścigającym ich zabójcą Edmonda. Akcja nie zwalnia ani na chwilę, a czytelnik sam zastanawia się i kombinuje. Z kolei zagadkę zleceniodawcy mordercy poznajemy dosłownie na ostatnich stronach. Chociaż akurat tego można się od pewnego czasu domyślać.

Powieść jest naprawdę ciekawie skonstruowana – poznajemy bohaterów (jak zawsze musi być też wyjaśniony motyw zegarka z Myszką Miki) z różnych stron, poznajemy ciekawe miejsca i dzieła sztuki, a przy tym jesteśmy zmuszani do myślenia nad bardziej skomplikowanym zagadnieniem (odpowiedzi na pytania Edmonda, dylematy związane z wiarą). Chociaż mnie Edmond dalej nie przekonuje, uważam, że książka jest naprawdę dobra i warta przeczytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz