środa, 9 maja 2018

Herbata z kwiatem paproci


Po raz kolejny sięgnęłam po jeden z pakietów, chyba ten debiutancki. W internecie wyczytałam, że „Herbata z kwiatem paproci” to takie dość współczesne fantasy, z elementami science fiction i mitologią słowiańską na dokładkę. Dwa z czterech określeń mi pasowały, więc uznałam, że to już połowa sukcesu. Książka miała szansę mi podejść. No i ten tajemniczy tytuł….



Który wyjaśnił się już na samym początku. Otóż główny bohater często bywał w pewnej herbaciarni i przy jednej z wizyt przypadkiem dostał czyjąś mieszankę (niektórzy klienci zamawiali dla siebie specjalne mieszanki herbaty, niedostępne w normalnej karcie). Okazało się, że siedzący nieopodal starszy mężczyzna również kiedyś ją dostał i tak nawiązali znajomość. Byli tak ciekawi składu mieszanki, że uprosili kelnerkę o wskazanie właścicielki receptury. Ta nie chciała zdradzić składników, ale zaoferowała pewną ilość herbaty w zamian za przysługę. Pani Goplana (bo tak miała na imię) wraz ze swymi ochroniarzami zaprowadziła mężczyzn do bramy na starym mieście i wpuściła do innego świata. Tam mieli nazbierać kwiatów paproci i dostarczyć do herbaciarni, aby mieszanka mogła zostać przygotowana. Tak więc wyjaśnienie tytułu okazało się bardzo przyziemne.
Jednak to nie wszystko, herbata jest tylko tłem i zapalnikiem dla reszty fabuły. Okazuje się, że Goplana musiała prosić o przysługę, ponieważ sama nie może przejść na Tamtą Stronę. Po kłótni z Oberonem każde z nich zostało w jednym ze światów. Goplana i jej poddani przystosowali się do naszego świata, ale bez magii powoli umierają. Z kolei Oberon nie do końca rozumie zasady rządzące naszą stroną, ale planuje ją przejąć. Nasz bohater z pomocą Konesera (tego starszego pana od herbaty) i poznanego przez niego domowika stara się poskładać całą tę mitologię do kupy i zapobiec śmierci poddanych Goplany i jej samej.
Powieść sama w sobie nie była zła, choć nie ujęła mnie specjalnie. Trochę przeszkadzały mi te nowoczesne wątki (jakieś wszczepy na przykład), ale ogólnie fabuła się kleiła. Nie podobało mi się to, że większość bohaterów używała określeń (Rumcajs, Koneser), które wymyślił główny bohater, mimo że nigdy sam ich nie używał w rozmowie. Nie był też narratorem, więc nie trzymało się to trochę kupy.
Tak czy siak sam pomysł był dość ciekawy, chociaż dla mnie mało tej mitologii. No i jakoś brakowało mi „tego czegoś”, żebym się książką zachwyciła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz