Jak już pisałam przy okazji „Rzeczy ulotnych” – do tej pory
czytałam powieści Gaimana przeznaczone raczej dla młodszych czytelników. W
miarę mi się podobały, ale już od czasów gimnazjum słyszałam o tym autorze i
jego „doroślejszych” powieściach. Moje znajome, które czytały też Pratchetta,
zachwycały się Gaimanem. Wiele osób, którym mówiłam, że lubię sir Terry’ego
polecało mi książki jego przyjaciela. Często padał właśnie tytuł „Amerykańscy
bogowie”. I „Nigdziebądź”. Z różnych powodów (m.in. z tego, że nie podobały mi
się jego opowiadania) długo nie sięgałam po żadną z tych książek. Teraz jednak
nie miałam pomysłu, co wypożyczyć (a książki, o których myślałam od jakiegoś
czasu, były akurat albo jeszcze nie dostępne), więc postanowiłam spróbować z
Gaimnaem. „Nigdziebądź” wypadło mi z głowy, więc padło na „Amerykańskich bogów”.
Na tym blogu znajdziesz recenzje książek,
które przeczytałam, filmów, może nawet gier
- produktów, które sprawiają mi przyjemność
w wolnym czasie! Nie spodziewaj się jednak
"mądrych" i modnych książek. Co przeczytam,
o tym napiszę, a czytam głównie fantastykę.
Oczywiście inne gatunki też się pojawią.
Ostrzegam, że mogę spoilerować!
Ale postaram się to wcześniej zaznaczyć ;)
cóż więcej...? Miłego czytania!
czwartek, 18 lutego 2016
wtorek, 16 lutego 2016
Rzeczy ulotne [cuda i zmyślenia]
To moje kolejne podejście do Neila Gaimana. Ponieważ ten pan
przyjaźnił się z moim ukochanym Pratchettem, postanowiłam dać mu kolejną szansę.
No bo skoro się przyjaźnili, to coś ich musiało łączyć. Prawda? No i napisali
razem świetną książkę („Dobry omen”). Więc może wcześniej po prostu nie
trafiłam najlepiej. To znaczy nie jest tak, że wszystko, co czytałam Gaimana
było dla mnie złe i mi się nie podobało. „Księga cmentarna” była super, „Koralina”
też przypadła mi do gustu, a „Gwiezdny pył” był niezły. No ale to książki dla
dzieci-młodzieży. Nie podobały mi się opowiadania Gaimana, które były
przeznaczone dla starszych czytelników. No ale czytałam je już dość dawno
(ostatni zbiór 3 lata temu prawie), więc uznałam, że może teraz będę gotowa do
jego „dorosłych” dzieł. Z biblioteki zgarnęłam więc „Amerykańskich bogów”, o
których słyszałam same dobre opinie i zbiór opowiadań „Rzeczy ulotne [cuda i
zmyślenia]”, bo uznałam, że opowiadania się będzie szybko czytać.
czwartek, 11 lutego 2016
Nadciągająca burza

Miałam ochotę na Prestona i Childa, więc przeszłam się do
półki z ich książkami, żeby wybrać coś dla siebie. Cykl o Pendergaście już
przeczytałam w całości, ale uznałam, że może inne książki tych autorów też będą
godne uwagi. Moją uwag zwrócił z jakiegoś, nie wiem jakiego, powodu tytuł „Nadciągająca
burza”. Wzięłam więc książkę do ręki i przeczytałam opis z tyłu. Od razu
uznałam, że trafiłam w dziesiątkę! Dlaczego? Bo okazało się, że główną
bohaterką jest Nora Kelly, którą znam z cyklu o agencie specjalnym. Skoro jest
Nora, to jest szansa na fajny klimat i styl podobny jak w książkach o
Pendergaście. Nie wahałam się właściwie wcale i zabrałam książkę do domu. Tam
sprawdziłam, że akcja dzieje się mniej więcej pomiędzy „Relikwiarzem” a „Gabinetem
osobliwości”. Są to początkowe części cyklu, według mnie jedne z lepszych, więc
podsyciło to tylko moją ciekawość.
poniedziałek, 8 lutego 2016
Jedwabnik

piątek, 5 lutego 2016
Dom zbrodni
Tak sobie chodziłam po bibliotece, zbierałam książki
zapisane na mojej liście… Kiedy udało mi się znaleźć pożądane tytuły (z jednym
wiąże się oddzielna historia biblioteczna, ale to opiszę przy nim), stanęłam
przy biurku bibliotekarza, którego akurat nie było. Zaraz obok jest półka z
kryminałami, więc odłożyłam łupy na biurko i poszłam popatrzeć z myślą „a nuż,
coś do mnie przemówi”. Już ochłonęłam po „I nie było już nikogo”, więc z
przyjemnością zaczęłam przeglądać Agathę Christie. Szukałam czegoś cienkiego z
ciekawym tytułem. Akurat miałam w ręku „Dom zbrodni”, kiedy bibliotekarz wrócił
na stanowisko, więc wzięłam książkę i wypożyczyłam z pozostałymi.
środa, 3 lutego 2016
Wielki bazar. Złoto Brayana
„Malowany człowiek” był jedną z pierwszych książek, które
opisałam na tym blogu. Nie był jak dla mnie wybitny, jednak wciągnął na tyle,
żebym zagłębiła się w cykl demoniczny Petera Bretta. No i skończyło się na tym,
że wypożyczyłam, a następnie kupiłam, kolejne tomy. „Tron z czaszek” jeszcze nie
stoi na naszej półce, ale dzięki notkom przypomnę sobie fabułę poprzednich
tomów i pochłonę obie części na raz. Jak już skończą mi się książki, które mam
na półce i w najbliższych planach. A tymczasem sięgnęłam po „Wielki bazar.
Złoto Brayana”, która to książka czekała na mnie od zeszłych Świąt. Uznałam, że
czas na coś lekkiego i krótkiego.
poniedziałek, 1 lutego 2016
Nauka świata Dysku IV. Dzień sądu
Prawdopodobnie ostatnia część tego cyklu, a leżała u mnie…
hm, chyba od chwili wydania, ale jakoś nie mogłam się do niej zebrać. Dlaczego?
Bo pamiętałam z poprzednich części, że fragmenty fabularne są całkiem ciekawe,
a z fragmentów naukowych można się czegoś nowego dowiedzieć, ale… no właśnie to
„ale”: jeśli temat był dla mnie interesujący to spoko, ale jeśli autorzy
wchodzili za mocno w naukę, a zwłaszcza fizykę, to średnio rozumiałam i książka
bardzo mi się dłużyła. No i tu w sumie było to samo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)