poniedziałek, 8 lutego 2016

Jedwabnik

Co prawda nie uważam, żeby „Wołanie kukułki” było jakimś wielkim arcydziełem, ale czytało się dobrze. A ja mam tak, że jak zacznę jakiś cykl i nie jest zupełnie kiepski to czytam go dalej. Dlatego, przeczesując internet w poszukiwaniu kolejnych lektur, zerknęłam też, czy wydarzyło się coś nowego pod pseudonimem J.K Rowling. W wypadku cyklu o Cormoranie Strike’u fajne jest to, że druga część praktycznie nie ma nawiązań do pierwszej i można ją czytać zupełnie samodzielnie. Dlatego mogę ją spokojnie polecić tym, którym „Wołanie kukułki”, podobnie jak mi, nie wbiło się za mocno w pamięć i kojarzą tylko ogólny zarys.


Głównym nawiązaniem do pierwszej części cyklu jest to, że Strike stał się sławny i nie ma problemów ze zdobywaniem klientów. Chętni walą do niego drzwiami i oknami. Detektyw może przebierać w sprawach i wybierać te najciekawsze lub najbardziej opłacalne. Pozostałe odrzuca, a Robin zajmuje się odmawianiem klientom (tak, została u niego na stałe). Ponieważ jest to ich praca, Strike kładzie główny nacisk na aspekt finansowy i zajmuje się głównie romansami w wyższych sferach. Dlatego, kiedy do jego biura przychodzi pani Quine wyglądająca niemal jak żebraczka, początkowo zamierza odprawić ją z kwitkiem. Zdanie zmienia wyłącznie dlatego, że chce zdenerwować obecnego bucowatego klienta.
Kobieta opowiada, że jest żoną pisarza, obecnie nie ma pieniędzy, ale agentka jej męża na pewno zapłaci za śledztwo. Okazuje się, że Owen Quine zaginął, nie wraca do domu już niemal dwa tygodnie. Jego żona nie chce iść na policję, gdyż pisarz już wcześniej znikał (chodził do kochanek) i nie był zachwycony, gdy to zgłosiła. Tym razem jednak nie ma go już długo, a jej skończyły się pieniądze. Sama nie może też pójść do pracy, bo mają niepełnosprawną córkę, która może zostawać tylko z jedną sąsiadką i nie na długo. Strike bierze sprawę ze złośliwości (w stosunku do bogatego klienta), litości i z nadzieją, że agentka Quine’a rzeczywiście mu zapłaci. Tym bardziej, że śledztwo nie wydaje się skomplikowane – trzeba odnaleźć miejsce, gdzie tym razem pisarz spotkał się z kochanką.
Jednak nie jest to takie proste. Nikt nie wie, gdzie Quine może być, a agentka (niezbyt przyjemna kobieta) nie chce płacić za sprawę. Jest pewna, że Owen zaszył się gdzieś i przeżywa odrzucenie jego ostatniej powieści, którą początkowo, w chorobie, przyjęła. W końcu Strike odkrywa, co się stało z pisarzem – został zamordowany w domu, którego jest współwłaścicielem. W dodatku zamordowany w średnio przyjemny sposób (o ile morderstwo może być przyjemne dla ofiary). Strike postanawia doprowadzić sprawę do końca i odkryć, kto jest mordercą. A podejrzanych nie brakuje, właściwie poza żoną i kochanką nikt ze znajomych nie przepadał za Quine’em. Cormoram prowadzi swoje śledztwo równolegle z policją, która zatrzymuje od razu panią Quine. Sprawę prowadzi stary przyjaciel Strike’a, ale mający zupełnie inne podejście. Jest on przekonany, że „to zawsze żona” i szuka dowodów pasujących do tej hipotezy. Z kolei Strike ma mnóstwo podejrzanych: agentka Quine’a, potencjalni wydawcy i ludzie z wydawnictwa, kochanka i przyjaciółka kochanki, inni pisarze – rywale. Właściwie żonę wykluczył od razu, ale to niewiele mu pomogło, bo dodatkowo starał się zrobić wszystko, by została wypuszczona do córki.
W książce poruszane są jeszcze dwa ważne wątki. Pierwszy jest ważny dla samego głównego bohatera – jego była narzeczona wychodzi za mąż za swojego byłego z czasów college’u. Początkowo Strike wciąż o niej myśli (ale nie zamierza do niej wracać!), tym bardziej, że kobieta nie pozwala mu o sobie zapomnieć, wysyłając maile. Drugi wątek dotyczy Robin, która boryka się z własnym narzeczonym, który nie lubi Strike’a. Często się kłócą o pracodawcę kobiety, do którego ona sama też zaczyna mieć żal – miała nadzieję, że wyszkoli ją na detektywa, a ten raczej odsuwa ją od śledztwa.

„Jedwabnik” jest właściwie na podobnym poziomie co „Wołanie kukułki” – nie jest zły, ale jakiś wybitny też nie. Mimo to czyta się go dobrze i można trochę pokombinować razem ze Strike’em, jeśli chodzi o rozwiązanie sprawy. Wątki są też na tyle dobrze splecione, że kibicujemy nie tylko śledztwu, ale też prywatnie Strike’owi i Robin. W pewnym momencie obawiałam się, że rozwiązanie zagadki będzie takie, jak w pierwszym tomie i wtedy zapowiedziałam sobie, że jeśli tak będzie, to nie dokończę tej książki i nie sięgnę po kolejną. Na szczęście tak nie było i czekam aż „Żniwa zła” pojawią się w mojej bibliotece.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz