To moje kolejne podejście do Neila Gaimana. Ponieważ ten pan
przyjaźnił się z moim ukochanym Pratchettem, postanowiłam dać mu kolejną szansę.
No bo skoro się przyjaźnili, to coś ich musiało łączyć. Prawda? No i napisali
razem świetną książkę („Dobry omen”). Więc może wcześniej po prostu nie
trafiłam najlepiej. To znaczy nie jest tak, że wszystko, co czytałam Gaimana
było dla mnie złe i mi się nie podobało. „Księga cmentarna” była super, „Koralina”
też przypadła mi do gustu, a „Gwiezdny pył” był niezły. No ale to książki dla
dzieci-młodzieży. Nie podobały mi się opowiadania Gaimana, które były
przeznaczone dla starszych czytelników. No ale czytałam je już dość dawno
(ostatni zbiór 3 lata temu prawie), więc uznałam, że może teraz będę gotowa do
jego „dorosłych” dzieł. Z biblioteki zgarnęłam więc „Amerykańskich bogów”, o
których słyszałam same dobre opinie i zbiór opowiadań „Rzeczy ulotne [cuda i
zmyślenia]”, bo uznałam, że opowiadania się będzie szybko czytać.
Niestety to wciąż nie jest autor dla mnie… Kilka opowiadań
było niezłych, ale nie jakichś świetnych. Po prostu czytałam je bez większego
znudzenia czy zniecierpliwienia. Pozostałe właśnie takie uczucia we mnie
wywoływały. Były dla mnie nudne i nieciekawe, niektóre o niczym. Nie wiem, może
ich nie rozumiałam. Może to zwyczajnie nie mój typ literatury, bywa – nie trzeba
przecież lubić wszystkiego. Myślałam nawet nad oddaniem nieskończonej książki,
ale nie mogłam sobie na to pozwolić (ok, jestem psychiczna. Nawet jak książka
mi się nie podoba to ją kończę. Poza tym wymyśliłam sobie, że będzie jej
przykro, jak ją oddam nieprzeczytaną :P Chyba ciąża źle na mnie działa). I
bardzo dobrze! Bo zbiór kończy dłuższe opowiadanie (wręcz nowela, jak widzę w
internecie), które mi się całkiem spodobało. Nie wiem, czy było dobre, czy po
prostu lepsze od tego, co czytałam wcześniej. Ale wreszcie czytałam z
zaciekawieniem. Mam na myśli „Władcę górskiej doliny”, który okazał się
sequelem „Amerykańskich bogów”. To dało mi nadzieję, że dobrze wybrałam kolejną
lekturę tego autora i że dam radę ją przeczytać, a może nawet sprawi mi to
przyjemność.
No i jest to książka zamykająca dla mnie rok 2015 (ma numer 67), kolejną skończyłam już na początku stycznia. Więc kolejne notki będą już nieco bardziej aktualne, chociaż wciąż mam 7 pozycji do nadgonienia ;)
No i jest to książka zamykająca dla mnie rok 2015 (ma numer 67), kolejną skończyłam już na początku stycznia. Więc kolejne notki będą już nieco bardziej aktualne, chociaż wciąż mam 7 pozycji do nadgonienia ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz