wtorek, 16 lutego 2016

Rzeczy ulotne [cuda i zmyślenia]

To moje kolejne podejście do Neila Gaimana. Ponieważ ten pan przyjaźnił się z moim ukochanym Pratchettem, postanowiłam dać mu kolejną szansę. No bo skoro się przyjaźnili, to coś ich musiało łączyć. Prawda? No i napisali razem świetną książkę („Dobry omen”). Więc może wcześniej po prostu nie trafiłam najlepiej. To znaczy nie jest tak, że wszystko, co czytałam Gaimana było dla mnie złe i mi się nie podobało. „Księga cmentarna” była super, „Koralina” też przypadła mi do gustu, a „Gwiezdny pył” był niezły. No ale to książki dla dzieci-młodzieży. Nie podobały mi się opowiadania Gaimana, które były przeznaczone dla starszych czytelników. No ale czytałam je już dość dawno (ostatni zbiór 3 lata temu prawie), więc uznałam, że może teraz będę gotowa do jego „dorosłych” dzieł. Z biblioteki zgarnęłam więc „Amerykańskich bogów”, o których słyszałam same dobre opinie i zbiór opowiadań „Rzeczy ulotne [cuda i zmyślenia]”, bo uznałam, że opowiadania się będzie szybko czytać.




Niestety to wciąż nie jest autor dla mnie… Kilka opowiadań było niezłych, ale nie jakichś świetnych. Po prostu czytałam je bez większego znudzenia czy zniecierpliwienia. Pozostałe właśnie takie uczucia we mnie wywoływały. Były dla mnie nudne i nieciekawe, niektóre o niczym. Nie wiem, może ich nie rozumiałam. Może to zwyczajnie nie mój typ literatury, bywa – nie trzeba przecież lubić wszystkiego. Myślałam nawet nad oddaniem nieskończonej książki, ale nie mogłam sobie na to pozwolić (ok, jestem psychiczna. Nawet jak książka mi się nie podoba to ją kończę. Poza tym wymyśliłam sobie, że będzie jej przykro, jak ją oddam nieprzeczytaną :P Chyba ciąża źle na mnie działa). I bardzo dobrze! Bo zbiór kończy dłuższe opowiadanie (wręcz nowela, jak widzę w internecie), które mi się całkiem spodobało. Nie wiem, czy było dobre, czy po prostu lepsze od tego, co czytałam wcześniej. Ale wreszcie czytałam z zaciekawieniem. Mam na myśli „Władcę górskiej doliny”, który okazał się sequelem „Amerykańskich bogów”. To dało mi nadzieję, że dobrze wybrałam kolejną lekturę tego autora i że dam radę ją przeczytać, a może nawet sprawi mi to przyjemność.
No i jest to książka zamykająca dla mnie rok 2015 (ma numer 67), kolejną skończyłam już na początku stycznia. Więc kolejne notki będą już nieco bardziej aktualne, chociaż wciąż mam 7 pozycji do nadgonienia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz