Tak sobie chodziłam po bibliotece, zbierałam książki
zapisane na mojej liście… Kiedy udało mi się znaleźć pożądane tytuły (z jednym
wiąże się oddzielna historia biblioteczna, ale to opiszę przy nim), stanęłam
przy biurku bibliotekarza, którego akurat nie było. Zaraz obok jest półka z
kryminałami, więc odłożyłam łupy na biurko i poszłam popatrzeć z myślą „a nuż,
coś do mnie przemówi”. Już ochłonęłam po „I nie było już nikogo”, więc z
przyjemnością zaczęłam przeglądać Agathę Christie. Szukałam czegoś cienkiego z
ciekawym tytułem. Akurat miałam w ręku „Dom zbrodni”, kiedy bibliotekarz wrócił
na stanowisko, więc wzięłam książkę i wypożyczyłam z pozostałymi.
Głównym bohaterem, który opowiada całą historię, jest
Charles Hayward. Mężczyzna z wzajemnością zakochał się w kobiecie imieniem
Sophia i obiecał, że po powrocie z misji (był chyba żołnierzem) odnajdzie ją i
zaręczą się, jeśli będzie tego chciała. Charles dotrzymuje słowa i od razu na
pierwszym spotkaniu oświadcza się ukochanej. Sophia mówi jednak, że nie może za
niego wyjść. Przynajmniej na razie, mimo że bardzo go kocha i by chciała.
Okazuje się, że dopiero co umarł jej dziadek, a śmierć nie nastąpiła z przyczyn
naturalnych. Na całej rodzinie ciążą podejrzenia, więc kobieta nie chce, żeby
jej ukochany narażał swój honor. Charlesowi co prawda to nie przeszkadza, ale
Sophia jest nieugięta. Na szczęście ojciec Charlesa jest nadinspektorem policji
i to jemu przydzielono sprawę staruszka. Pozwala on synowi wziąć udział w
śledztwie, wręcz cieszy się, że będzie miał wśród podejrzanych „wtyczkę”.
Charles więc odwiedza często dom narzeczonej, poznaje jej
przyziemnego ojca i artystyczną matkę, niezbyt grzeczne rodzeństwo, zakochanych
w sobie do szaleństwa wuja i ciotkę, siostrę zmarłego dziadka oraz jego młodą
żonę i wszystkich ze służby. Hayward podejrzewa chyba każdego po kolei, bardzo
szybko zmieniając zdanie. W końcu Josephine, młodsza siostra Sophii, wyznaje
Charlesowi, że wie, kto jest zabójcą. Nie chce jednak zdradzić swoich
podejrzeń. A w domu umiera kolejna osoba, niania. W końcu Josephine trafia do
szpitala ze zranioną głową (spadła na nią kamienna figurka). Wtedy Charles
postanawia odnaleźć dziennik dziewczynki, pewny, że zapisała w nim, kto jest mordercą.
Bo skoro stała się kolejną ofiarą, to pewnie jej podejrzenia są słuszne.
Ostatecznie sprawę rozwiązuje ktoś zupełnie inny i dla
wszystkich, jak to bywa u Christie, rezultat jest bardzo zaskakujący i
nieoczekiwany. Przyznam, że czytało się całkiem nieźle, choć od pewnego momentu
byłam już przekonana, kto nie jest mordercą. A od tego już tylko krok do
odkrycia, kto nim jest, czyż nie? W każdym razie jest to dobra książka na
chłodne, deszczowe wieczory i z czystym sercem mogę ją polecić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz