środa, 23 września 2015

Joachim Lis, detektyw dyplomowany

Książka przechwycona od mojego taty specjalnie na potrzeby wyzwania. Szukałam czegoś, gdzie nie będzie bohaterów ludzkich. W internecie niektórzy ludzie chyba nie do końca zrozumieli, o co ich pytam (został mi polecony np. kryminał, którego akcja toczy się w Nowym Jorku), a inne propozycje były dementowane przez kolejne osoby (nie, bo tam się pojawia myśliwy na ostatniej stronie, nie bo oni się zamieniają w ludzi, nie bo coś tam). „Kubuś Puchatek” też odpadł ze względu na Krzysia. Ale przypomniało mi się, że kiedyś czytałam książkę o jakimś lisie, który był detektywem. Tata od razu przypomniał sobie tytuł, znalazł książkę na półce i mi pożyczył.
Joachim Lis, jak samo nazwisko wskazuje, jest lisem. Mieszka w małym miasteczku Modrzejowie, wśród wielu innych zwierząt. Jego ojciec był szewcem i Joachim też przez pewien czas trudnił się tym zawodem, lecz jego marzeniem było zostać prywatnym detektywem. Z uzbieranych pieniędzy zapłacił za korespondencyjny kurs, a po ukończeniu go z wynikiem celującym wywiesił przed drzwiami tabliczkę. Jednak Modrzejowo było bardzo spokojnym miasteczkiem, w którym od dawna nic się nie działo (złoczyńcy odeszli gdzieś daleko albo na emeryturę). Ale pewnego dnia spokój został zaburzony. Rodzinie Borsuków zaginęło 10 słoików konfitur malinowych!
Byli zrozpaczeni i postanowili udać się do Joachima. Na miejscu zbrodni detektyw znalazł mały znaczek X, który wyglądał jak mały złośliwy pajączek, a pod lupą jak wielki złośliwy pająk. Joachim stwierdził, że sprawa jest poważna i postanowił zatrudnić sekretarza (własne notatki ciężko mu było rozczytać). Następnego dnia okazało się, że u Borsuków nastąpiła kolejna kradzież (5 pęt kiełbasy) i zaginęła kotka Linusa i Liny (dzieci państwa Borsuków). Joachim i jego sekretarz Gwidon Gronostaj próbują podstępem ująć złodzieja, jednak okazuje się on sprytniejszy niż podejrzewali.
I mniej więcej w tym tonie toczy się cała akcja książki (około 150 stron). Dla dorosłego czytelnika tajemnica konfiturowa wydaje się błahostką, jednak w świecie zwierząt (i być może dla dzieci, dla których przeznaczona jest książka) jest to wielka sprawa. A kiedy w grę wchodzi też porwanie kotki nawet ja się zaniepokoiłam ;) Nie było trudnym domyślenie się, kto jest sprawcą kradzieży, ale zabawnie było śledzić tok śledztwa Joachima. Wydaje mi się, że może to być całkiem dobry pomysł na pierwszy kryminał dla dziecka, a wydaje mi się, że książek z tego gatunku dostosowanych do młodszych czytelników jest niewiele (Makuszyńskiego proponowałabym już dla dzieci koło 10 roku życia, a Joachima według mnie można spokojnie czytać już pięciolatkowi).
Książka, którą pożyczyłam od taty, została wydana w 1974 roku, ale w 2008 wydano ją w serii Mistrzowie Ilustracji (tylko to wydanie jest na lubimyczytac.pl). Dlatego wspomnę też słówkiem o tychże ilustracjach. Są to portrety mieszkańców Modrzejowa. Wykonane rzeczywiście bardzo ładnie i podpisane. Podoba mi się to, że bohaterowie pokazani są w pozach znanych z powieści (np. pani Borsuczyna i jej dzieci mają słoik konfitur i miny wyrażające zastanowienie). Przy okazji wspomnę jeszcze, że tłumaczenie książki bardzo mi się podoba – jest w ogóle nieodczuwalne. Brawo dla tłumaczki.

Zgodnie z zapowiedzią we wstępnie w wyzwaniu ta książka bezdyskusyjnie zostaje Asem trefl, bo nie zawiera żadnych ludzkich bohaterów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz