sobota, 26 września 2015

Lady Susan

Coraz mniej kart zostało w wyzwaniu i to już tylko takie, których muszę specjalnie szukać. Kiedy zobaczyłam 10 kier – powieść epistolarną – od razu pomyślałam o „Cierpieniach młodego Wertera”. A zaraz potem, że na pewno nie będę się nad tym męczyć kolejny raz, przynajmniej dopóki nie muszę (być może praca zawodowa mnie kiedyś do tego zmusi). Zaczęłam więc wypytywać wszystkich dookoła o teksty napisane w formie listów. Moja babcia proponowała listy Sobieskiego do królowej Marysieńki, ale boję się, że to byłoby dla mnie jeszcze gorsze od Wertera. Pomogła mi ciocia wikipedia i pod hasłem „powieść epistolarna” pokazała jako przykład „Lady Susan” Jane Austen. Akurat niedawno spotkałam się z koleżanką, która jest wielką fanką tej autorki. Obejrzałyśmy razem „Dumę i uprzedzenie” z 2005 roku (ona po raz nie wiadomo już który, a ja pierwszy), przypomniałam sobie, że książka nie była ckliwym romansidłem, więc może i inne dzieło autorki przejdzie bezboleśnie.

„Lady Susan” składa się z listów tytułowej bohaterki, jej przyjaciółki, jej szwagierki (najprościej mówiąc, jest to żona brata zmarłego męża lady), oraz tejże szwagierki rodziców i brata. W większości są to wybrane listy, a nie pełna korespondencja, jednak bohaterowie piszą w taki sposób, że wiemy, na co odpowiadają. Skoro już udało mi się przybliżyć formę, przyszła pora na treść.
Akcja dzieje się niecały rok po śmierci męża lady Susan, pana Vernona. Jakoś niedługo przed Bożym Narodzeniem (miesiąc, parę tygodni) lady Susan przybywa do Churchhill, spokojnego wiejskiego majątku swego szwagra i szwagierki. W liście do Katarzyny Vernon swoją wizytę tłumaczy chęcią poznania szwagierki i jej dzieci oraz odwiedzeniem brata zmarłego męża. Jednak w liście do przyjaciółki Alicji Johnson widzimy prawdziwy powód wyjazdu lady Susan na wieś. Otóż u znajomych, u których przebywała do tej pory, wywołała nie lada awanturę. Uwiodła swego gospodarza, którego żona nie była zachwycona oraz jednego z gości, planując go związać z córką. W tym ostatnim nie byłoby nic złego, gdyby nie to, że sir James był zaręczony z przyjaciółką/siostrą (nie jestem pewna) pani domu. W dodatku Fryderyka (córka lady Susan) nie chce wiązać się z bogatym młodzieńcem, co matka uznaje za brak wychowania i postanawia ukarać córkę. Wysyła ją do szkoły w Londynie, gdzie ma spokornieć i czekać na zaplanowane małżeństwo.
Tymczasem lady Susan planuje odsunąć się na bok, a Churchhill wydaje się do tego idealnym miejscem. Wkrótce jednak piękna wdowa jest znudzona. Czuje też niechęć szwagierki (Katarzyna słyszała wiele opowieści o lady Susan, poza tym pani Vernon sprzeciwiała się jej małżeństwu), ale mimo wszystko udaje jej najlepszą przyjaciółkę. Odżywa, kiedy Vernonów odwiedza Reginald, brat Katarzyny. Początkowo mężczyzna nie jest przychylnie nastawiony do lady Susan, jednak jest ona tak utalentowaną kokietką, że szybko przekonuje go do siebie.
Z listów poznajemy lady Susan taką, jaką jest naprawdę – dwulicową egoistkę i manipulantkę. Bardzo łatwo przekonuje do siebie ludzi, ale równie szybko potrafi ich zrazić (ona sama lub dochodzące do ich uszu wieści na jej temat). Czytelnik współczuje i Reginaldowi i Fryderyce. W sumie mi się robiło żal też samej lady Susan, jednak to uczucie szybko znikało przy jej kolejnych listach. Tym bardziej, że kobieta zwykle osiągała swoje cele.
Podobno lady Susan jest bardzo nietypową bohaterką dla Jane Austen. Ja czytałam tylko „Dumę i uprzedzenie”, ale muszę przyznać, że i Susan Vernon i Elisabeth Bennet są ciekawymi bohaterkami. Zupełnie różnymi i budzącymi inne uczucia, jednak ciekawymi. Ta książka zachęciła mnie, żeby jeszcze kiedyś sięgnąć po ukochaną autorkę koleżanki i w przerwie między jakimiś mrocznymi thrillerami i magiczną fantastyką przeczytać coś lekkiego i przyjemnego.
„Lady Susan” została wydana ponad 50 lat po powstaniu (i już po śmierci pisarki) i zazwyczaj pojawia się w zbiorze z dwoma szkicami powieści „Watsanowie” i „Sanditon”. Ich nie czytałam, bo nie lubię czytać czegoś, co jest nieskończone (oj, jak się męczyłam nad „Niedokończonymi opowieściami” Tolkiena…). Niby są tam dopisane króciutkie streszczenia tego, co powinno się jeszcze wydarzyć (przejrzałam wydanie), ale to już nie to samo. „Lady Susan” nie miała takiego dopisku, a  sama opowieść wydawała się bardzo dobrze zamknięta (choć króciutka).

Nietrudno się chyba domyślić, jaka karta dołącza do wyzwania. Będzie to 10 kier.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz