Coraz mniej kart zostało w wyzwaniu i to już tylko takie,
których muszę specjalnie szukać. Kiedy zobaczyłam 10 kier – powieść epistolarną
– od razu pomyślałam o „Cierpieniach młodego Wertera”. A zaraz potem, że na
pewno nie będę się nad tym męczyć kolejny raz, przynajmniej dopóki nie muszę
(być może praca zawodowa mnie kiedyś do tego zmusi). Zaczęłam więc wypytywać
wszystkich dookoła o teksty napisane w formie listów. Moja babcia proponowała
listy Sobieskiego do królowej Marysieńki, ale boję się, że to byłoby dla mnie
jeszcze gorsze od Wertera. Pomogła mi ciocia wikipedia i pod hasłem „powieść
epistolarna” pokazała jako przykład „Lady Susan” Jane Austen. Akurat niedawno
spotkałam się z koleżanką, która jest wielką fanką tej autorki. Obejrzałyśmy
razem „Dumę i uprzedzenie” z 2005 roku (ona po raz nie wiadomo już który, a ja
pierwszy), przypomniałam sobie, że książka nie była ckliwym romansidłem, więc
może i inne dzieło autorki przejdzie bezboleśnie.
„Lady Susan” składa się z listów tytułowej bohaterki, jej przyjaciółki,
jej szwagierki (najprościej mówiąc, jest to żona brata zmarłego męża lady),
oraz tejże szwagierki rodziców i brata. W większości są to wybrane listy, a nie
pełna korespondencja, jednak bohaterowie piszą w taki sposób, że wiemy, na co
odpowiadają. Skoro już udało mi się przybliżyć formę, przyszła pora na treść.
Akcja dzieje się niecały rok po śmierci męża lady Susan,
pana Vernona. Jakoś niedługo przed Bożym Narodzeniem (miesiąc, parę tygodni)
lady Susan przybywa do Churchhill, spokojnego wiejskiego majątku swego szwagra
i szwagierki. W liście do Katarzyny Vernon swoją wizytę tłumaczy chęcią
poznania szwagierki i jej dzieci oraz odwiedzeniem brata zmarłego męża. Jednak
w liście do przyjaciółki Alicji Johnson widzimy prawdziwy powód wyjazdu lady
Susan na wieś. Otóż u znajomych, u których przebywała do tej pory, wywołała nie
lada awanturę. Uwiodła swego gospodarza, którego żona nie była zachwycona oraz
jednego z gości, planując go związać z córką. W tym ostatnim nie byłoby nic
złego, gdyby nie to, że sir James był zaręczony z przyjaciółką/siostrą (nie
jestem pewna) pani domu. W dodatku Fryderyka (córka lady Susan) nie chce wiązać
się z bogatym młodzieńcem, co matka uznaje za brak wychowania i postanawia
ukarać córkę. Wysyła ją do szkoły w Londynie, gdzie ma spokornieć i czekać na
zaplanowane małżeństwo.
Tymczasem lady Susan planuje odsunąć się na bok, a Churchhill
wydaje się do tego idealnym miejscem. Wkrótce jednak piękna wdowa jest
znudzona. Czuje też niechęć szwagierki (Katarzyna słyszała wiele opowieści o
lady Susan, poza tym pani Vernon sprzeciwiała się jej małżeństwu), ale mimo
wszystko udaje jej najlepszą przyjaciółkę. Odżywa, kiedy Vernonów odwiedza
Reginald, brat Katarzyny. Początkowo mężczyzna nie jest przychylnie nastawiony
do lady Susan, jednak jest ona tak utalentowaną kokietką, że szybko przekonuje
go do siebie.
Z listów poznajemy lady Susan taką, jaką jest naprawdę –
dwulicową egoistkę i manipulantkę. Bardzo łatwo przekonuje do siebie ludzi, ale
równie szybko potrafi ich zrazić (ona sama lub dochodzące do ich uszu wieści na
jej temat). Czytelnik współczuje i Reginaldowi i Fryderyce. W sumie mi się
robiło żal też samej lady Susan, jednak to uczucie szybko znikało przy jej
kolejnych listach. Tym bardziej, że kobieta zwykle osiągała swoje cele.
Podobno lady Susan jest bardzo nietypową bohaterką dla Jane
Austen. Ja czytałam tylko „Dumę i uprzedzenie”, ale muszę przyznać, że i Susan
Vernon i Elisabeth Bennet są ciekawymi bohaterkami. Zupełnie różnymi i
budzącymi inne uczucia, jednak ciekawymi. Ta książka zachęciła mnie, żeby
jeszcze kiedyś sięgnąć po ukochaną autorkę koleżanki i w przerwie między
jakimiś mrocznymi thrillerami i magiczną fantastyką przeczytać coś lekkiego i
przyjemnego.
„Lady Susan” została wydana ponad 50 lat po powstaniu (i już
po śmierci pisarki) i zazwyczaj pojawia się w zbiorze z dwoma szkicami powieści
„Watsanowie” i „Sanditon”. Ich nie czytałam, bo nie lubię czytać czegoś, co
jest nieskończone (oj, jak się męczyłam nad „Niedokończonymi opowieściami”
Tolkiena…). Niby są tam dopisane króciutkie streszczenia tego, co powinno się
jeszcze wydarzyć (przejrzałam wydanie), ale to już nie to samo. „Lady Susan”
nie miała takiego dopisku, a sama
opowieść wydawała się bardzo dobrze zamknięta (choć króciutka).
Nietrudno się chyba domyślić, jaka karta dołącza do
wyzwania. Będzie to 10 kier.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz