Kolejna książka wzięta od taty. W sumie bez żadnego konkretnego
powodu. Tata powiedział, że jest o kotach, ma około 70 stron, więc zabrałam.
Trochę czekała, bo jakoś po „Joachimie…” nie miałam na nią nastroju, ale w końcu
przeczytałam.
Trzynastu zbójców to banda kotów Czarnego Bonawentury. Koty
są jakby gangiem w Gdańsku, nie pozwalają innym miauczkom przebywać na swoim
terenie, kradną ludziom mleko i mięsa. No i wszystkie są czarne (jeden nawet
specjalnie usmolił się w kominie, żeby móc być w bandzie). Na jednym z zebrań
grupy dowiadują się, że niedługo do Gdańska ma przybyć Ryży Placek – rudy kot,
którego banda z jakiegoś powodu bardzo nie lubi. Postanawiają więc się na niego
zaczaić, złapać i utopić. Na tym samym zebraniu pada informacja, że pogłębiarka
wybiera muł z dna Motławy, więc koty wystawiają przy niej warty (zaraz
wyjaśnię, po co). Dodatkowo w letniej rezydencji bandy – w ruinach –
zamieszkała rodzina Niewiniątek, matka i cztery dość wyrośnięte już kociaki.
Ponieważ do przybycia Placka został jeszcze tydzień koty postanawiają
przepędzić najpierw rodzinę z ruin. Jakież jest ich zaskoczenie, gdy w środku
awantury wpada Placek i ratuje Niewiniątka. Najstarsza z kociąt – Kicia –
bardzo spodobała się Plackowi i od tej pory codziennie się widują w mieszkaniu
Niewiniątek.
Czarny Bonawentura ma wielkie marzenie – zdobyć magiczny
pierścień, który według legendy spoczywa na dnie Motławy (stąd warty). Po
włożeniu na łapę pierścień spełnia każde marzenie noszącego. Oczywiście szef
bandy nie będzie chciał go użyć w dobrym celu.
Jednak skoro Placek już jest w Gdańsku, kto przypłynie w
terminie podsłuchanym przez koty? Czy pierścień istnieje i uda się go znaleźć?
A jeśli tak to komu?
Historia może i nie jest zła, ale muszę przyznać, że książka
mi się nie podobała. Nie lubię okrucieństwa wobec zwierząt (w ogóle nie jestem
fanką okrucieństwa), nawet w książkach i nawet jeśli to koty biją się z kotami.
Dlatego nie podobały mi się plany kociego gangu, ale nie podobał mi się też
sposób, w jaki Placek sobie z nimi radził. Wiem, że czasem nie ma innego
wyjścia, ale myślałam, że to książka dla dzieci, a ja na pewno nie przeczytałabym
tego dziecku.
W wyzwaniu sprawa jest dość prosta. Ponieważ książka była
cieniutka i dobrze napisana, przeczytałam ją za jednym posiedzeniem. Dlatego
zostaje ona 10 trefl, czyli książką przeczytaną w jedną noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz