środa, 30 września 2015

Ryży Placek i trzynastu zbójców

Kolejna książka wzięta od taty. W sumie bez żadnego konkretnego powodu. Tata powiedział, że jest o kotach, ma około 70 stron, więc zabrałam. Trochę czekała, bo jakoś po „Joachimie…” nie miałam na nią nastroju, ale w końcu przeczytałam.

Trzynastu zbójców to banda kotów Czarnego Bonawentury. Koty są jakby gangiem w Gdańsku, nie pozwalają innym miauczkom przebywać na swoim terenie, kradną ludziom mleko i mięsa. No i wszystkie są czarne (jeden nawet specjalnie usmolił się w kominie, żeby móc być w bandzie). Na jednym z zebrań grupy dowiadują się, że niedługo do Gdańska ma przybyć Ryży Placek – rudy kot, którego banda z jakiegoś powodu bardzo nie lubi. Postanawiają więc się na niego zaczaić, złapać i utopić. Na tym samym zebraniu pada informacja, że pogłębiarka wybiera muł z dna Motławy, więc koty wystawiają przy niej warty (zaraz wyjaśnię, po co). Dodatkowo w letniej rezydencji bandy – w ruinach – zamieszkała rodzina Niewiniątek, matka i cztery dość wyrośnięte już kociaki. Ponieważ do przybycia Placka został jeszcze tydzień koty postanawiają przepędzić najpierw rodzinę z ruin. Jakież jest ich zaskoczenie, gdy w środku awantury wpada Placek i ratuje Niewiniątka. Najstarsza z kociąt – Kicia – bardzo spodobała się Plackowi i od tej pory codziennie się widują w mieszkaniu Niewiniątek.
Czarny Bonawentura ma wielkie marzenie – zdobyć magiczny pierścień, który według legendy spoczywa na dnie Motławy (stąd warty). Po włożeniu na łapę pierścień spełnia każde marzenie noszącego. Oczywiście szef bandy nie będzie chciał go użyć w dobrym celu.
Jednak skoro Placek już jest w Gdańsku, kto przypłynie w terminie podsłuchanym przez koty? Czy pierścień istnieje i uda się go znaleźć? A jeśli tak to komu?
Historia może i nie jest zła, ale muszę przyznać, że książka mi się nie podobała. Nie lubię okrucieństwa wobec zwierząt (w ogóle nie jestem fanką okrucieństwa), nawet w książkach i nawet jeśli to koty biją się z kotami. Dlatego nie podobały mi się plany kociego gangu, ale nie podobał mi się też sposób, w jaki Placek sobie z nimi radził. Wiem, że czasem nie ma innego wyjścia, ale myślałam, że to książka dla dzieci, a ja na pewno nie przeczytałabym tego dziecku.

W wyzwaniu sprawa jest dość prosta. Ponieważ książka była cieniutka i dobrze napisana, przeczytałam ją za jednym posiedzeniem. Dlatego zostaje ona 10 trefl, czyli książką przeczytaną w jedną noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz