wtorek, 1 września 2015

Pożoga

Większość pewnie słyszała o „Grze Endera”. Duża część pewnie za sprawą okropnego filmu, bo książki nie należą do najnowszych (chociaż ostatnio wznowiono wydanie). Za to do nowości należy cykl o pierwszej wojnie z Formidami, czyli tym, co się wydarzyło jeszcze przed „Grą Endera” Autorem jest oczywiście Orson Scott Card i pan Aaron Johnston. Jeśli chodzi o tego drugiego to nie znalazłam w internecie nic, czym mógłby się pochwalić. To znaczy żadnych tytułów, mimo że teoretycznie jest pisarzem. I scenarzystą, ale tym to się chwalić nie powinien…

„Pożoga” jest drugą częścią cyklu o wojnie z Formidami (pierwszą jest „W przededniu”), a większość bohaterów już jako tako znamy. Ponieważ pierwszą część czytałam ponad rok temu, musiałam sobie powoli wszystko przypomnieć, jednak nie przeszkadzało mi to w odbiorze – autorzy zgrabnie wplatali przypomnienia w tekst.
Mamy więc Victora Delgado – nastolatka, który został wysłany przez wolnych górników na Lunę, by ostrzec Ziemię przed atakiem obcych; Renę – matkę Victora, która wraz z kobietami i dziećmi uratowała się ze swojego statku i pracowała dla wybawców, by się utrzymać; Ukko Jukesa – wielkiego potentata; Lema Jukesa – młodzieńca ze strasznym kompleksem na punkcie ojca; Mazera Rakhama – lojalnego i dobrego żołnierza z jednostki specjalnej. Do tego dochodzi chiński chłopiec o imieniu Bingwen, który mimo swoich ośmiu lat jest niezwykle rozsądny i inteligentny.
Jak zawsze przy tylu wątkach jedne są bardziej a inne mniej ciekawe. Zacznę od tych, które mnie nie wciągnęły. Rena i kobiety z El Cavadora są coraz niemilej widziane na chińskim statku. Znajdują się daleko od jakiejkolwiek stacji, a zapasów nie przybywa. Dlatego, kiedy nadarza się okazja, kobiety (oczywiście po kłótniach) decydują się przesiąść na statek „wron”, czyli ludzi, którzy przeszukują wraki i wyciągają z nich to, co jeszcze się może przydać. Victor próbuje przekazać swoje wieści Ukko Jukesowi. Mimo swojej nienawiści do potentata, wie, że tylko on ma na Lunie wystarczające wpływy, by ostrzec Ziemię. Z kolei Lem Jukes wraca powoli z Pasa Kuipera  na Lunę, a po drodze stara się opracować i udokumentować możliwe metody walki z Formidami. Wie, że będzie musiał sprzymierzyć się z ojcem, jednak widzi w tym dla siebie szansę, na przejęcie firmy.
Najciekawsze były dla mnie wątki Mazera i Bingwena, które dość szybko się splotły. Bingwen był zwykłym (po prostu niezwykle inteligentnym) chłopcem, który przygotowywał się do egzaminu, dzięki któremu mógłby pójść do najlepszej szkoły. Widział w sieci filmik o obcych i był pewien, że jest on prawdziwy. Postanowił na wszelki wypadek gromadzić zapasy, ale jedyną osobą w rodzinie, która mu uwierzyła, był dziadek. Kiedy okazało się, że obcy naprawdę zbliżają się do Ziemi, ludzie z wioski nie wiedzieli co robić. Szybko wyszło też na jaw, że Formidzi nie mają raczej przyjaznych zamiarów (cóż, rozwalili dyplomatę ONZ) i wysłali na Ziemię trzy dziwne lądowniki. Jeden z nich wylądował tuż przy wiosce Bingwena, co doprowadziło do śmierci i okaleczeń wielu ludzi (w tym Bingwena i jego dziadka).
Z kolei Mazer i jego drużyna byli najlepszą załogą WOCSa (jakiegoś antygrawitacyjnego pojazdu, który miał chyba służyć jako ratunkowy), więc zostali wysłani na pół roku do Chin, gdzie mieli szkolić Chińczyków. W zamian za to Chińczycy mieli nauczyć ich obsługi swoich świdrosań (pojazd, który wkopywał się w ziemię). Kiedy więc Formidzi zaatakowali Ziemię Mazer był w Chinach, w dodatku całkiem blisko jednego z lądowników. Wbrew rozkazom wyruszyli tam, by pomóc chińskim cywilom. Jednymi z pierwszych osób, które uratowali byli właśnie Bingwen i jego dziadek. Mazera urzekła inteligencja i rozsądek chłopaka. Razem zorganizowali tymczasowy szpital na pobliskim wzgórzu, gdzie zwozili wciąż nowych cywili.
Niestety akcja ratunkowa nie była jednak tak różowa. Formidzi wyszli z lądowników i zaczęli rozpylać mgłę, która zabijała wszystko. Ludzie podejrzewają, że obcy chcą terraformować naszą planetę, by przystosować ją do własnych potrzeb. Walka jest naprawdę ciężka, bo wrogów jest dużo, są zwinni i silni.
Książka jest całkiem niezła, czytało się ją dobrze. Jednak obawiam się, że do wydania kolejnej części (tak, będzie jeszcze co najmniej jedna) znowu zdążę zapomnieć większość wydarzeń. Nie jest to powieść wybitna i mocno zapadająca a pamięć, przynajmniej dla mnie. Mimo to jest nieźle napisana i na czas czytania dość przyjemna.

W wyzwaniu postanowiłam oznaczyć książkę 8 pik, czyli autor ma ponad 50 lat. Biorę pod uwagę Orsona Scotta Carda (ur. 1951), bo tego drugiego pana nawet nie mogłam znaleźć daty urodzin. Zresztą to nazwisko Carda jest większymi literami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz