czwartek, 1 października 2015

Rok wilkołaka

Mówcie, co chcecie, ale do tej pory nie czytałam niczego Stephena Kinga. Słyszałam o nim, planowałam, ale na tym się kończyło. Wiem, wiem – wstyd. Ale moja koleżanka w tym samym wieku miała tę samą sytuację. Postanowiła zacząć od czegoś cienkiego i padło na „Rok wilkołaka”, a ja postanowiłam ją skopiować i też zarezerwowałam tę książkę (czekałam na nią prawie miesiąc, bo to jakieś nowe wydanie).

Akcja toczy się w Tarker’s Mills, małym miasteczku. A wszystko zaczyna się w styczniu, gdy rano zostają znalezione rozszarpane zwłoki dróżnika. W następnym miesiącu ginie kobieta, rozerwana we własnym domu. I tak w każdym miesiącu w miasteczku rankiem po pełni księżyca zostają odnalezione okaleczone zwłoki. A nocą słychać straszne, ludzko-zwierzęce wycie. Mieszkańcy żyją w ogromnym strachu. Sytuacja nieco zmienia się w lipcu, gdy niepełnosprawnemu chłopcu Marty’emu udaje się przeżyć atak bestii. Uratowały go fajerwerki, które puszczał po kryjomu, by świętować 4 lipca. Chłopcu nic się nie dzieje, ale udaje mu się zranić napastnika. Opowiada policji, że bestia jest jak wilkołak, a fajerwerki pozbawiły ją lewego oka. Po mieście roznosi się tylko plotka dotycząca nadprzyrodzonej natury bestii, o oku wie tylko policja. I miejscowy stróż prawa nie zamierza nikomu o tym wspominać, tym bardziej że jedyna osoba, która niedawno straciła oko, jest ostatnim człowiekiem, jakiego można by podejrzewać.
Przyznam, że w tym miejscu sama byłam ciekawa, kto to może być. Aż do końca października King trzyma nas w niepewności, opisuje kolejne ataki, aż zupełnie nagle podaje winnego na tacy (i obrazku w moim wydaniu). Dowiadujemy się, że wilkołak przez długi czas sam nie wiedział, że nocą zmienia się w bestię. Nie wie, kiedy się to zaczęło ani dlaczego. Nie umie też tego powstrzymać. A w pewnym momencie nawet już nie próbuje.
Niestety książka nie trzymała w napięciu. Ciekawiła tym jednym aspektem: kto jest wilkołakiem? Historia jest bardzo prosta, schematyczna i przez to nieco nudnawa. Po tym, co słyszałam o Kingu, spodziewałam się, że nie będę mogła spać ze dwie noce i będę się bała wychodzić z domu po zmroku. Ale nie dostałam tego. Mimo wszystko spróbuję jeszcze tego autora. „Rok wilkołaka” był napisany lekko i szybko się czytał (2 godziny?), więc nawet jeśli kolejna książka mnie nie wciągnie to przynajmniej mam nadzieję przeczytać ją równie szybko. A jako następne podejście planuję „Lśnienie”. Ciekawe, czy będę musiała chować książkę do zamrażarki…

W wyzwaniu uznam „Rok wilkołaka” za thriller. Może nie było tego ogromnego napięcia, ale myślę, że spokojnie można tę książkę podciągnąć pod ten gatunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz