Mówcie, co chcecie, ale do tej pory nie czytałam niczego Stephena
Kinga. Słyszałam o nim, planowałam, ale na tym się kończyło. Wiem, wiem –
wstyd. Ale moja koleżanka w tym samym wieku miała tę samą sytuację. Postanowiła
zacząć od czegoś cienkiego i padło na „Rok wilkołaka”, a ja postanowiłam ją
skopiować i też zarezerwowałam tę książkę (czekałam na nią prawie miesiąc, bo
to jakieś nowe wydanie).
Akcja toczy się w Tarker’s Mills, małym miasteczku. A
wszystko zaczyna się w styczniu, gdy rano zostają znalezione rozszarpane zwłoki
dróżnika. W następnym miesiącu ginie kobieta, rozerwana we własnym domu. I tak
w każdym miesiącu w miasteczku rankiem po pełni księżyca zostają odnalezione
okaleczone zwłoki. A nocą słychać straszne, ludzko-zwierzęce wycie. Mieszkańcy
żyją w ogromnym strachu. Sytuacja nieco zmienia się w lipcu, gdy
niepełnosprawnemu chłopcu Marty’emu udaje się przeżyć atak bestii. Uratowały go
fajerwerki, które puszczał po kryjomu, by świętować 4 lipca. Chłopcu nic się
nie dzieje, ale udaje mu się zranić napastnika. Opowiada policji, że bestia
jest jak wilkołak, a fajerwerki pozbawiły ją lewego oka. Po mieście roznosi się
tylko plotka dotycząca nadprzyrodzonej natury bestii, o oku wie tylko policja.
I miejscowy stróż prawa nie zamierza nikomu o tym wspominać, tym bardziej że jedyna
osoba, która niedawno straciła oko, jest ostatnim człowiekiem, jakiego można by
podejrzewać.
Przyznam, że w tym miejscu sama byłam ciekawa, kto to może
być. Aż do końca października King trzyma nas w niepewności, opisuje kolejne
ataki, aż zupełnie nagle podaje winnego na tacy (i obrazku w moim wydaniu).
Dowiadujemy się, że wilkołak przez długi czas sam nie wiedział, że nocą zmienia
się w bestię. Nie wie, kiedy się to zaczęło ani dlaczego. Nie umie też tego
powstrzymać. A w pewnym momencie nawet już nie próbuje.
Niestety książka nie trzymała w napięciu. Ciekawiła tym jednym
aspektem: kto jest wilkołakiem? Historia jest bardzo prosta, schematyczna i
przez to nieco nudnawa. Po tym, co słyszałam o Kingu, spodziewałam się, że nie
będę mogła spać ze dwie noce i będę się bała wychodzić z domu po zmroku. Ale nie
dostałam tego. Mimo wszystko spróbuję jeszcze tego autora. „Rok wilkołaka” był
napisany lekko i szybko się czytał (2 godziny?), więc nawet jeśli kolejna
książka mnie nie wciągnie to przynajmniej mam nadzieję przeczytać ją równie
szybko. A jako następne podejście planuję „Lśnienie”. Ciekawe, czy będę musiała
chować książkę do zamrażarki…
W wyzwaniu uznam „Rok wilkołaka” za thriller. Może nie było
tego ogromnego napięcia, ale myślę, że spokojnie można tę książkę podciągnąć
pod ten gatunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz