
To trzecia i ostatnia część trylogii Diogenesa. Od samego
początku miałam nadzieję, że wszystko się
wyjaśni, że dowiem się na przykład,
czemu Diogenes chciał ukraść akurat Serce Lucyfera. No i już poprzednia część
wyraźnie dała do zrozumienia, że jednak jest coś w przeszłości Pendergasta, co
wpłynęło na jego brata. Inne rzeczy nad którymi myślałam to związek D’Agosty i
Hayward oraz to jak Pendergast ucieknie z więzienia. Bo chyba nikt nawet przez
chwilę się nie oszukiwał i nie myślał, że będzie on grzecznie siedział w celi i
czekał na proces przez całą książkę.
Na samym początku powieści do muzeum zostaje dostarczona
paczka. Bardzo fajnym akcentem jest fakt, że odbiera ją portier, którego znamy
już z „Reliktu” i który każdego tytułuje doktorem. Kiedy mężczyzna chce odnieść
paczkę na jej właściwe miejsce zaczyna się z niej wysypywać szary proszek.
Oczywiście wszyscy od razu boją się, że to jakaś broń biologiczna (wąglik) i
wybucha panika. Jednak po dokonaniu szczegółowych badań okazuje się, że proszek
nie jest trujący, a pod mikroskopem wygląda naprawdę pięknie. Nie jest szary,
ale składa się z drobnych kolorowych kawałków o naprawdę niezwykłych i
charakterystycznych barwach. Kto czytał „Taniec śmierci” (a nie radzę sięgać po
„Księgę umarłych” bez przeczytania wcześniejszych części trylogii) od razu się
domyśli, co to za proszek. Są to, rzecz jasna, rozbite w drobny mak brylanty
wykradzione wcześniej przez Diogenesa.
Ta sytuacja zmusza Muzeum Historii Naturalnej do podjęcia
ważnej decyzji. Nie mogą zatuszować sprawy (tym bardziej, że Smithback i tak
się już o wszystkim dowiedział i zamierza napisać o tym artykuł), a muszą jakoś
odbudować pozytywną opinię. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności (ta, jasne)
akurat w czasie zebrania na ten temat Muzeum dostaje propozycję dotacji w
wysokości 10 milionów dolarów. Jedynym warunkiem jest, aby pieniądze zostały
przeznaczone na otwarcie grobowca Senefa. Dotacja pochodzi od hrabiego, do
którego rodziny niegdyś grobowiec należał. W ogóle cała historia jest dość
skomplikowana. Rozebrany na części przejechał przez Francję, Anglię i dopiero
trafił do Muzeum w Nowym Jorku. jednak w latach trzydziestych ekspozycja
została zamknięta i zamurowana. Uzasadniono to budową tunelu metra, jednak
nieoficjalnie wszyscy wiedzieli, że przyczyną zamknięcia grobowca była klątwa.
Obecnie Muzeum stwierdziło, że plotki o klątwie tylko zwiększą zainteresowanie
nową wystawą. A przygotowanie ekspozycji zlecono Norze Kelly. Kobiecie bardzo
pomagał jej przełożony Hugo Menzies (którego znamy już z poprzedniej części i
mamy dobre podstawy, by uważać, że nie jest tym, za kogo się podaje. Ale to
tylko my mamy te podstawy, bohaterowie książki nie) i sprowadzony przez niego
młody egiptolog Adrian Wicherly. Razem stworzyli scenariusz przedstawienia
audiowizualnego, które miało przyciągnąć zwiedzających i w przyjemny sposób
przekazać im nieco wiedzy. Gdyby jednak wszystko szło dobrze to nie byłoby tej
książki! Na jakieś dwa tygodnie przed otwarciem wystawy ginie jeden z
techników, a drugi popada w obłęd. Podobnie dzieje się z Wicherlym – mężczyzna
przestaje się zachowywać normalnie i zostaje postrzelony podczas próby
zabójstwa. Sprawia to, że do Muzeum musi zostać sprowadzony nowy egiptolog i
nie jest zbiegiem okoliczności, że Menzies zatrudnia akurat Violę Maskelene. Dzięki
temu już każdy czytelnik domyśla się, czyją sprawką jest klątwa grobowca i
obawia się, co będzie, kiedy ekspozycja zostanie otwarta. Tym bardziej, że na
gali otwarcia ma być wiele ważnych osobistości.
Inny ważny wątek to pobyt Pendergasta w więzieniu i próby
wydostania go stamtąd. Bardzo duży udział w tych próbach ma porucznik D’Agosta,
to on robi rozeznanie a następnie wywozi agenta. Nie będę jednak dokładnie
opisywać pobytu Pendergasta w więzieniu i jego ucieczki, bo warto samemu się z
tym zapoznać i rozgryźć, o co chodzi.
Ostatni już z ważnych wątków to zaniedbywana do tej pory
Constance. Diogenes zdaje sobie sprawę, że jest bardzo ważna dla jego brata.
Dlatego postanawia ją odwiedzić. W czasie swoich wizyt opowiada dziewczynie o
rodzie Pendergastów, dzisiejszym świecie i rozkoszach życia. Stara się zjednać
ją sobie wykazując podobieństwa – oboje są inni. Mimo pierwotnego niepokoju
Constance coraz bardziej zbliża się do mężczyzny. Aż do momentu, kiedy pokazuje
on jej swoje prawdziwe oblicze.
Ta książka jest doskonałym powrotem do klimatu, którego
oczekiwałam od autorów. Nie wiem, może to zasługa podziemi Muzeum. Prawie całą
książkę czytałam z zapartym tchem, a strony, gdzie została otwarta ekspozycja
przeczytałam za jednym posiedzeniem. Po prostu nie mogłam się oderwać! Podobnie
było, kiedy Pendergast udał się do swojego pałacu wspomnień. Już od poprzedniej
części byłam ciekawa, co się stało między braćmi, że tak się nienawidzą.
„Taniec śmierci” wyraźnie dał do zrozumienia, że to, co mówi Aloysius, jest
tylko częścią prawdy.
Dzięki dokładniejszemu poznaniu rodziny Pendergasta i jego
dzieciństwa czytelnik rozumie, czemu Diogenes jest tym, kim jest. Jednak
uważam, że nic nie usprawiedliwia jego zachowania, nawet to, że obaj bracia
jako dzieci byli ponadprzeciętnie inteligentni. Mimo to wciąż byli tylko
dziećmi.
Niestety, nie zrozumiałam, czemu Diogenesowi tak bardzo
zależało w „Tańcu śmierci” na Sercu Lucyfera. Ale to chyba jedyna rzecz, która
nie została wyjaśniona (albo ja tego nie zauważyłam). Opowieść naprawdę wciąga,
tak jak w „Relikcie”, sprawia, że chce się czytać więcej i więcej. A naprawdę
nie jest łatwo osiągnąć taki efekt.
Jest to pierwsza książka, którą przeczytałam w tym roku i
którą dołączam do wyzwania. Pierwotny plan był, aby została 4 pik, ale chyba
uznam ją za 3 trefl. I nie powiem, jak się kończy ;)
Inne możliwości na oznaczenie tej książki to: 5 trefl(to
chyba zależy od interpretacji), 7 trefl (może nie do końca, ale jednak), 3 pik
,4 pik,10 pik , Król pik, 2 karo, 7 karo. Nie wiem, czy w miarę czytania
kolejnych książek nie będę zmieniać ich przypisania (dlatego od razu sobie
wszystkie wypisałam), głównie chodzi mi o trefle, bo przecież póki nie
przeczytam nowej książki nie wiem, jak się skończy.