poniedziałek, 12 stycznia 2015

Martwa natura z krukami

Nareszcie powieść o Pendergaście, która zostawia Nowy Jork i Muzeum Historii Naturalnej w
spokoju! Akcja rozgrywa się w małym miasteczku Medicine Creek w stanie Kansas, które żyje głównie z uprawy kukurydzy. W najbliższych dniach ma zostać ogłoszone, czy nowa, eksperymentalna uprawa zostanie założona właśnie tu, czy w sąsiedniej mieścinie. Wydawałoby się, że to sytuacja idealna – możliwość zarobku i rozsławienia miasta. Prawdopodobnie miasteczko rozrosłoby się dzięki ludziom potrzebnym do nowej uprawy. Niestety kilka dni wcześniej szeryf odnajduje na polu kukurydzy zwłoki kobiety, ułożone w dziwnej aranżacji, z nadzianymi na indiańskie strzały krukami. Już samo morderstwo jest przerażające dla mieszkańców spokojnego miasteczka, a dziwne ułożenie zwłok i ich otoczenia wzbudza dodatkowy niepokój. Tym bardziej, że po okolicy krąży legenda o klątwie Czterdziestu Pięciu, która wiąże się z Indianami…
Z powodu zagadkowego morderstwa w miasteczku zjawia się agent Pendergast. Jest on jednak na urlopie i przez to nie podejmuje oficjalnego śledztwa. Ale wykazuje niezwykłe „prywatne zainteresowanie seryjnymi zabójstwami”. Wkrótce okazuje się, że agent miał rację i pojawiają się kolejne zwłoki. Najpierw psa, a następnie mieszkańców miasteczka. Sprawa zaczyna się robić poważna, szeryf nie ma żadnych tropów, każde morderstwo popełniane jest w inny sposób. Ze względu na trudny charakter Pendergasta nie jest on dobrze przyjęty przez szeryfa i musi na własną rękę zdobywać informacje. Częściowo ułatwia mu to starsza pani, u której się zatrzymał – jak większość staruszek lubi plotki i opowieści o sąsiadach. Dodatkowo pani Krauss jest dziedziczką Jaskini Kraussa – jedynej atrakcji turystycznej Medicine Creek. Agent FBI ma szerokie zainteresowania, więc chętnie zwiedza Jaskinię, sprawiając tym starszej pani ogromną przyjemność. Drugą osobą, która pomaga Pendergastowi jest Corrie Swanson – niepokorna buntowniczka, uczennica ostatniej klasy. Agent wpłaca za nią kaucję w areszcie, po tym jak została przyłapana na kradzieży auta szeryfa. Pendergast oferuje dziewczynie pracę swojego kierowcy, a później również asystentki. Zadaniem Corrie jest wożenie agenta po mieście, opowiadanie o nim, jego historii i mieszkańcach.
Agent ma wielkie problemy z rozwiązaniem sprawy, wskazówek szuka zarówno w teraźniejszości jak i w przeszłości. Przepytuje mieszkańców miasteczka, stara się nawet pomagać w śledztwie szeryfowi, ponieważ sam wciąż oficjalnie jest na urlopie.
W większości opowieści dominują przytłaczające opisy pól kukurydzy. Mnie one naprawdę niepokoiły! Ale może to przez moje wakacje w dzieciństwie… Jeździłam do babci na wieś, gdzie w okolicy sąsiad miał właśnie pola kukurydzy. A brat cioteczny straszył mnie, że w kukurydzy jest „COŚ”. Każde poruszenie łodyg sprawiało, że podskakiwałam ze strachu… Być może dlatego opisy rozległych pól otaczających miasto zrobiły na mnie takie wrażenie. Zwłaszcza, kiedy akcja działa się w nocy. Ubojnia drobiu wśród tych pól, do której wchodzili nocą bohaterowie również nie rozładowywała atmosfery. Tym bardziej, że była pusta, a na zewnątrz szalała burza… W ogóle opisy pościgów, z perspektywy ofiary, były dość wyczerpujące psychicznie. Zwłaszcza przy bohaterach, których łatwo było polubić. A ja miałam dwóch takich i bardzo przeżywałam ich ucieczki.
Po pierwszym zabójstwie i tytule książki spodziewałam się, że mordercą jest jakiś „lekko pokręcony” artysta, który zabija, układa aranżację i je maluje. Jeśli ktoś wymyślił coś podobnego to od razu mówię – pomyłka! W ogóle jest to pierwsza z książek cyklu o Pendergaście, gdzie czytelnik (albo przynajmniej ja) nie domyśla się, kto może być zabójcą. Mimo wielu tropów, które jednak nie mają właściwie nic wspólnego z którymkolwiek ze znanych bohaterów. Jedyne, czego można się domyślić to miejsce przebywania zabójcy. Niby pomaga w tym opowieść o klątwie Czterdziestu Pięciu, jednak ja uważam, że to już jest nieco przedobrzone. Klątwa ma nam chyba jedynie pokazać niesamowite zdolności Pendergasta, które czytelnicy „Gabinetu osobliwości” już znają. Ale początkowo nawet one nie pomagają przybliżyć się do rozwiązania sprawy. Które szczerze mówiąc mocno mnie zawiodło – niby zaskoczyło, ale nie było to „o, Boże, to on, niesamowite!” a raczej „ale o co właściwie chodzi?”. Zostało to kiepsko wyjaśnione i w sumie na tym skończę, bo uważam, że zakończenie na więcej nie zasługuje. Nie powiem, że popsuło mi tę książkę, ale… cóż.

Warto też wspomnieć, że w „Martwej naturze z krukami” pojawiają się nawiązania do „Gabinetu osobliwości”, dlatego radzę czytać książki w kolejności ;) Kilka stron poświęconych jest nowej posiadłości Pendergsta, gdzie urzęduje jego przyjaciel Wren, inwentaryzując zawartość domostwa. Wren dużo przebywa w piwnicach, niemal w ciemnościach, a zbiory tam zgromadzone są naprawdę dziwne. Dlatego przemykające pod ścianami cienie przypisuje swojej wyobraźni. Nie jest wyjaśnione, czy ma rację, ale ja od początku miałam pewne podejrzenia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz