środa, 21 stycznia 2015

Kult

Czytając książki Prestona i Childa trafiłam w internecie na ich wiki. Sprawdzałam tam parę rzeczy, których nie byłam pewna z poprzednich części. I zdarzyło się tak, że chciałam w notce tutaj napisać, do której gazety pisał Smithback. Bo wydawało mi się, że to „Posta”, a w książce, którą miałam pod ręką był „Times”, więc chciałam sprawdzić, która wersja jest prawdziwa. Otóż obie. Smithback pisał do obu tych gazet w różnym czasie. Niestety zdobywając tę wiedzę, dowiedziałam się czegoś jeszcze o Billu. Mój ulubiony dziennikarz miał umrzeć. I to właśnie w „Kulcie”. Dlatego nie chciałam czytać tej książki (trochę w myśl „Gniazda światów” Huberatha, że jak nie czytasz to życie w książce się nie toczy. Czyli jak nie przeczytam, że Smithback zginął, to po prostu nie zginie). Ale z drugiej strony historie tworzone przez autorów tak mnie wciągnęły, że nie mogłam się powstrzymać.
Śmierć Smithbacka nie jest żadnym spoilerem, bo ginie on dosłownie na pierwszych stronach książki. W czasie świętowania pierwszej rocznicy ślubu z Norą Kelly. Kiedy Nora wyskoczyła na chwilę do sklepu, do ich mieszkania wszedł mężczyzna z nożem i zabił dziennikarza. Wychodząc spotkał Norę i ją również próbował pociąć, jednak na korytarz wyszli sąsiedzi i obronili kobietę. Do sprawy został przydzielony nasz ulubiony porucznik D’Agosta. Prowadzenie jej było dla niego trudne, ponieważ Bill był jego przyjacielem, jednak tym bardziej chciał złapać i ukarać sprawcę. Jednak… wszyscy wiedzą, kim jest zabójca. Mężczyzna został zarejestrowany przez kamerę w holu i rozpoznany przez sąsiadów. Był to aktor mieszkający w tym samym budynku, który kiedyś próbował podrywać Norę. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden szczegół – 10 dni wcześniej znaleziono ciało aktora, który popełnił samobójstwo.
Właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa fabuła. D’Agosta z pomocą Pendergsta i Nory próbuje odgadnąć, kto i dlaczego tak naprawdę zabił Smithbacka. Wszystkie poszlaki wskazują na to, że to naprawdę zmarły aktor, który powstał z grobu. Późniejsze wydarzenia również nawiązują do zombie (lub zombiie) i voodoo, a to z kolei prowadzi śledztwo D’Agosty do Ville – wioski/osiedla w lesie na Manhattanie, gdzie żyją wyznawcy jakiejś dziwnej religii.
Bałam się, że najgorszą rzeczą dla mnie w tej książce będzie śmierć Smithbacka, ale myliłam się. Autorzy uderzyli tym w twarz na samym początku i w sumie szybko załatwili sprawę. Najgorsze było to, że cały czas wracali do Nory i jej myśli, jej cierpienia i rozpaczy. To było naprawdę straszne i nie chcę sobie nawet wyobrażać takiej sytuacji, w jakiej znalazła się ta bohaterka. Tym bardziej, że przez chwilę miałam nadzieję, że jednak jest szansa, że Bill przeżyje. Ale sama sobie szybko tę nadzieję zabrałam, po prostu logicznie myśląc. To był tylko przebłysk, który zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Tak naprawdę to mam wrażenie, że wiele się w tej książce nie dzieje. Mimo to przeczytałam ją w dwa dni, bo naprawdę wciągała. Muszę szczerze przyznać, że trzyma poziom serii o Pendergaście.

Teraz wyzwanie… Znowu jest to książka, którą można przypisać do kilku kategorii: Q, 9, 7 i 2 karo, 3, 4 i 10 pik, 3, 4, 9 (jeśli zamiast weekend wstawimy po prostu 2 dni) trefl i 2, 8 kier. Chyba uznam ją za 4 trefl, bo nie wiem, czy będę czytać jeszcze jakieś łzawe książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz