Czytając książki Prestona i Childa trafiłam w internecie na
ich wiki. Sprawdzałam tam parę rzeczy, których nie byłam pewna z poprzednich
części. I zdarzyło się tak, że chciałam w notce tutaj napisać, do której gazety
pisał Smithback. Bo wydawało mi się, że to „Posta”, a w książce, którą miałam
pod ręką był „Times”, więc chciałam sprawdzić, która wersja jest prawdziwa.
Otóż obie. Smithback pisał do obu tych gazet w różnym czasie. Niestety
zdobywając tę wiedzę, dowiedziałam się czegoś jeszcze o Billu. Mój ulubiony
dziennikarz miał umrzeć. I to właśnie w „Kulcie”. Dlatego nie chciałam czytać
tej książki (trochę w myśl „Gniazda światów” Huberatha, że jak nie czytasz to
życie w książce się nie toczy. Czyli jak nie przeczytam, że Smithback zginął,
to po prostu nie zginie). Ale z drugiej strony historie tworzone przez autorów
tak mnie wciągnęły, że nie mogłam się powstrzymać.
Śmierć Smithbacka nie jest żadnym spoilerem, bo ginie on
dosłownie na pierwszych stronach książki. W czasie świętowania pierwszej rocznicy
ślubu z Norą Kelly. Kiedy Nora wyskoczyła na chwilę do sklepu, do ich
mieszkania wszedł mężczyzna z nożem i zabił dziennikarza. Wychodząc spotkał
Norę i ją również próbował pociąć, jednak na korytarz wyszli sąsiedzi i
obronili kobietę. Do sprawy został przydzielony nasz ulubiony porucznik
D’Agosta. Prowadzenie jej było dla niego trudne, ponieważ Bill był jego
przyjacielem, jednak tym bardziej chciał złapać i ukarać sprawcę. Jednak…
wszyscy wiedzą, kim jest zabójca. Mężczyzna został zarejestrowany przez kamerę
w holu i rozpoznany przez sąsiadów. Był to aktor mieszkający w tym samym
budynku, który kiedyś próbował podrywać Norę. I wszystko byłoby w porządku,
gdyby nie jeden szczegół – 10 dni wcześniej znaleziono ciało aktora, który
popełnił samobójstwo.
Właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa fabuła. D’Agosta z
pomocą Pendergsta i Nory próbuje odgadnąć, kto i dlaczego tak naprawdę zabił
Smithbacka. Wszystkie poszlaki wskazują na to, że to naprawdę zmarły aktor,
który powstał z grobu. Późniejsze wydarzenia również nawiązują do zombie (lub
zombiie) i voodoo, a to z kolei prowadzi śledztwo D’Agosty do Ville –
wioski/osiedla w lesie na Manhattanie, gdzie żyją wyznawcy jakiejś dziwnej
religii.
Bałam się, że najgorszą rzeczą dla mnie w tej książce będzie
śmierć Smithbacka, ale myliłam się. Autorzy uderzyli tym w twarz na samym
początku i w sumie szybko załatwili sprawę. Najgorsze było to, że cały czas
wracali do Nory i jej myśli, jej cierpienia i rozpaczy. To było naprawdę
straszne i nie chcę sobie nawet wyobrażać takiej sytuacji, w jakiej znalazła
się ta bohaterka. Tym bardziej, że przez chwilę miałam nadzieję, że jednak jest
szansa, że Bill przeżyje. Ale sama sobie szybko tę nadzieję zabrałam, po prostu
logicznie myśląc. To był tylko przebłysk, który zniknął równie szybko, jak się
pojawił.
Tak naprawdę to mam wrażenie, że wiele się w tej książce nie
dzieje. Mimo to przeczytałam ją w dwa dni, bo naprawdę wciągała. Muszę szczerze
przyznać, że trzyma poziom serii o Pendergaście.
Teraz wyzwanie… Znowu jest to książka, którą można przypisać
do kilku kategorii: Q, 9, 7 i 2 karo, 3, 4 i 10 pik, 3, 4, 9 (jeśli zamiast
weekend wstawimy po prostu 2 dni) trefl i 2, 8 kier. Chyba uznam ją za 4
trefl, bo nie wiem, czy będę czytać jeszcze jakieś łzawe książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz