środa, 14 stycznia 2015

Siarka

„Siarka” jest pierwszą powieścią tzw. trylogii Diogenesa, a piątą częścią cyklu z agentem specjalnym Pendergastem. Jak się okazuje dopiero w tej części dowiadujemy się, jak ma on na imię (ja wiedziałam od początku, bo najpierw jako pierwszy przeczytałam przypadkiem ósmy tom serii). Zapisanie jego imienia – Aloysius – sprawia trudność D’Agoście i ogólnie zostaje określone jako dziwne, co jest ponoć typowe w rodzinie Pendergastów. Zresztą dowiadujemy się tego w dość nietypowych okolicznościach…
W Southampton zostaje odnaleziony trup. Nie jest to jednak zwykły trup, ale zwęglone zwłoki. W pokoju, gdzie je znaleziono czuć ostry zapach siarki, a na podłodze wypalony jest kształt kopyta. Ciało znalazła siostra zakonna, a zarazem gospodyni ofiary. Jej teorię, że to diabeł przyszedł po Jeremy’ego Grove’a, zdaje się potwierdzać fakt, że mężczyzna nie był specjalnie lubiany, prowadził hulaszcze życie i już dawno otwarcie wyrzekł się Boga. Sytuacja wydaje się jasna, tym bardziej po przesłuchaniu świadków – ponoć Grove urządził przyjęcie w noc swojej śmierci, aby pojednać się z największymi wrogami, od jednego z gości pożyczył krucyfiks, a nieco później dzwonił do dawnego przyjaciela księdza. Sprawą zajmuje się porucznik z Southampton, a pomocą służy mu nie kto inny jak D’Agosta. Jego kariera pisarska nie potoczyła się tak, jakby sobie tego życzył, więc postanowił wrócić do Nowego Jorku. Niestety trafił akurat na cięcie etatów i załapał się jedynie na sierżanta w Southampton. W czasie zabezpieczania miejsca zbrodni dostrzegł turystę karmiącego kaczki. Mężczyzna nie zamierzał opuścić dobrowolnie terenu, więc D’Agosta zaczął go spisywać. Szybko okazało się, że to nie żaden turysta, a agent Pendergast w przebraniu.
Po kilku dniach zginęła kolejna osoba – jeden z mężczyzn, do których Grove próbował dodzwonić się w noc swojej śmierci. On również nie prowadził przykładnego życia, a na ścianie w jego pokoju widniała niewyraźna twarz. Obaj zmarli przed śmiercią próbowali skontaktować się z Locke Bullardem, mężczyzna jednak nie chce współpracować z policją, a po nieprzyjemnym dla niego aresztowaniu i wyjściu na wolność odpływa do Europy. D’Agosta i Pendergast wkrótce ruszają za nim, prosto do Florencji. W śledztwie bardzo stara się pomóc hrabia Fosco, który brał udział w ostatnim przyjęciu Grove’a. Wydaje się on mieć wiele istotnych informacji i kontaktów, umożliwiających przyspieszenie spraw we Włoszech.
Warto wspomnieć, że D’Agosta wraca do stanu Nowy Jork sam, jego żona i syn zostają w Kanadzie. Nietrudno jest się domyślić, że w ich małżeństwie coś się zepsuło. Początkowo D’Agosta próbuje to ratować na odległość, jednak poznawszy pewne fakty ostatecznie rezygnuje z tego i próbuje poukładać sobie życie na nowo. Swój udział w tym układaniu ma Laura Hayward. Tak, ta sama policjantka, która w „Relikwiarzu” pomagała z bezdomnymi. Teraz zdążyła awansować – jest najmłodszym kapitanem w Wydziale Zabójstw, w dodatku kobietą, a wszystko to zawdzięcza swojej ciężkiej pracy, wykształceniu i postępowaniu zgodnie z zasadami. To w sumie jej jedyna wada, która przeszkadza we współpracy z Pendergastem.
Kolejną istotną postacią według mnie jest wielebny Buck. Jest to mężczyzna po przejściach, który nawrócił się i teraz pomaga w znalezieniu drogi do Boga innym ludziom. „Wezwany” artykułem o tajemniczych śmierciach, które przypisywane są diabłu, wielebny przybywa do Nowego Jorku. W Central Parku organizuje ludzi, codziennie do nich przemawia i zachęca do nawrócenia. Ostrzega też przed zbliżającym się końcem świata, mówiąc, że to już ostatnia szansa na odnalezienie właściwej drogi. Z nim i jego „trzódka” użera się pozostała w Nowym Jorku kapitan Hayward. Mimo jej doświadczenia i inteligencji nie jest to łatwa sprawa.
Nie powiem, co się zdarzyło we Florencji, ani kim był Ranier Beckmann. Zaznaczę tylko, że jeśli ktoś się interesuje skrzypcami, a zwłaszcza Stradivariusem to znajdzie coś dla siebie.
Mimo tajemniczej aury i metafizycznych sugestii, „Siarka” jest dla mnie zwyczajnym kryminałem. Nie wiem, co się stało, ale powieści brak polotu poprzednich części. Niby nie ma nic konkretnego, do czego można się przyczepić, a jednak… To nie to samo, co wcześniej. Autorzy z jednej strony skupiają się na śledztwie, ale z drugiej jest ono w jakiś sposób pomijane. Wyjątkowo trudno jest podążać tropem myśli Pendergasta, który z jakiegoś powodu nagle zainteresował się skrzypcami. Dodatkowo nad agentem wciąż wiszą myśli o jego bracie. Niedługo przed wyjazdem dostał od niego list, w którym była jedynie data. D’Agoście wyjaśnił, że Diogenes zamierza popełnić jakieś straszliwe przestępstwo. Nikt nie wie jakie, jednak Pendergast podejrzewa, że będzie ono miało miejsce 28 stycznia (data z listu). A jest już listopad… Mimo to agent nie przerywa bieżącego śledztwa, obiecując sobie, że bratem zajmie się zaraz po jego zakończeniu.
Jednak, mimo że „Siarka” jest pierwszą częścią trylogii Diogenesa, brat agenta specjalnego jest głównie postacią, o której się mówi, chociaż na krótką chwilę pojawia się też we własnej osobie. Poświęcone jest mu zaledwie kilka zdań w całej powieści.

Mimo to uważam, że książka jest dobra. To naprawdę porządny kryminał. Tylko nie ma tego klimatu, do którego przyzwyczaiłam się przy wcześniejszych powieściach Prestona i Childa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz