Kolejny pakiet, tym razem o nazwie „Fińskie klimaty”. Od
dawna, być może nawet od podstawówki lubiłam Finlandię. Mój tata jeździł tam w
delegacje i potem opowiadał, jak widział świętego Mikołaja i robił prawo jazdy
na renifery (a konkretniej na zaprzęg). Przywoził też prezenty, jeden z nich
jest ze mną przez cały czas – wisiorek kotek. Mimo wyjazdów taty Finlandia
kojarzy mi się pozytywnie. Chciałam się nawet uczyć fińskiego, bo bardzo ładnie
mi brzmiał, kiedy tata mówił, ale jakoś nie mogłam się zawziąć. Nie mam talentu
do języków i bardzo ciężko mi wchodził. Mimo że moje zainteresowanie Finlandią
było i jest w sumie raczej powierzchowne, nie mogłam sobie odmówić kupna
pakietu. Tak naprawdę z krótkich opisów dostępnych książek to „Córki pana Lota”
przemówiły do mnie najbardziej i dlatego od nich właśnie zaczęłam.
Historia zaczyna się, kiedy Hankonem (jak się dowiadujemy z
rozmowy bóg, albo nawet Bóg) przegrywa w kości świat na rzecz Donadoniego
(włoskiego tytana albo półtytana). Na początku obaj myślą, że świat i luzie
umarli, jednak szybko okazuje się to nieprawdą. Hankonen odwleka oddanie
swojego tworu. Ostatecznie jednak robi to, kiedy ludzie rzeczywiście wymierają.
Oddaje Donadoniemu nieśmiertelność i boskie moce a sam odchodzi na emeryturę.
Podrzuca też nowemu bogu nowych pierwszych ludzi, zgarniętych z innej planety
(już rozwiniętej. Ewa jest masażystką, a Adam dentystą). Donadoni próbuje
wprowadzać zasady i prawa, częściowo powielając działania Hankonena, a
częściowo próbując mu pokazać, że ma lepszy pomysł.
Duża część książki jest jakby napisanym w inny sposób Starym
i Nowym Testamentem. Bohaterowie mają inne imiona i świat jest trochę inaczej
zbudowany, ale nawiązania są bardzo wyraźne.
Końcowa część książki (nieco za połową) w dużej mierze
odchodzi już od Donadoniego i pokazuje Hankonena, który stał się zwykłym
człowiekiem To znaczy nie do końca zwykłym, bo po śmierci stawał się kimś
nowym, ale często zachowywał wspomnienia. Nie będę w to głębiej wnikać.
Tytułowe córki pana Lota i sam pan Lot? W jednym z rozdziałów
bohater trafia do domu pana Lota, który jest bardzo ważną osobistością w
mieście. Obie córki próbują bohatera poderwać i przekabacić na swoją stronę – wspierającą
ojca lub buntującą się przeciw systemowi.
Tak naprawdę książka średnio mi się podobała. Była
przeciągnięta i przepełniona opisami. Brakowało mi tam dialogów i akcji.
Ogólnie sam pomysł mógłby być ciekawy, ale sama powieść była dla mnie po prostu
nudna i bardzo szybko właściwie wyleciała mi z głowy (musiałam sprawdzać na
liście, co przeczytałam). Jeśli ktoś lubi takie bardziej filozoficzne klimaty
(może to też coś z realizmu magicznego?) to może mu się spodobać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz