Odpoczynek od pakietów był krótki, wracamy do „pierwszych
kroków”. Właściwie uznałam, że przeczytam wszystkie książki z tego pakietu, bo
chyba miały to być pierwsze kroki w fantastyce. Nie wiem właściwie, czemu nie
wzięłam jej wcześniej, bo wiedźma w tytule brzmi obiecująco. Moje pierwsze
skojarzenie z wiedźmami to Pratchett, a drugie Szekspir i „Makbet”, ale ogólnie
spodziewałam się magii i fantasy. Magię dostałam.
Sara Weronika Sokolska (Sanika) jest nadworną wiedźmą władcy
Polanii i Krakowa. W prologu zostaje wysłana w misję do małej wioski, w której
zginęła jedna z kochanek króla. Na miejscu odkrywa, że nie było to zwykłe
morderstwo, ale sprawka boginki zimy Mareny (znanej również jako Marzanna).
Sara jest zdziwiona powrotem i mocą boginki, jednak udaje jej się rozwiązać
sprawę z korzyścią dla siebie i jeszcze zrobić na złość arystokracji.
Bo Sara nie jest grzeczną nadworną wiedźmą (nigdy bym się
nie spodziewała, że będzie), jest dość młoda (koło 30), arogancka i zadziorna.
Wybitna z niej indywidualistka, która nawet królowi się podporządkowuje się, jeśli
nie musi. Mimo to król sam wybrał ją na to stanowisko i darzą się jeśli nie
sympatią to przynajmniej czymś w rodzaju szacunku lub minimum braku agresji.
Zazwyczaj Sara sama wybiera sobie zadania i wykonuje je skrupulatnie, chroniąc
Kraków.
Jednak w pewnym momencie w mieście pojawia się coś, co ją
przerasta. Zostaje przechytrzona, a siły z którymi walczy są ogromne. Nie może
też podjąć właściwego wyboru (słuchać króla czy nie), bo każda decyzja będzie
mieć poważne, negatywne skutki. Kiedy domyśla się, że sama nic nie wskóra szuka
pomocy u niespodziewanych sojuszników. Ale robi to w swoim stylu, raczej nikogo
o nic nie prosząc.
Sama fabuła książki jest dość oklepana. Niepokorna wiedźma,
która musi schować dumę do kieszeni, żeby ocalić swoje miasto. Styl też
pozostawia nieco do życzenia, chociaż nie jest źle. To, co w książce jest
jednocześnie najciekawsze i najmniej dopracowane to przebłyski
wspomnień/snów/czegoś Saniki. Pojawiają się motywy stosu i płomienia, ale
również matki, myśliwego, serca, natury i potężnych mocy. Mi się to bardzo
mocno kojarzyło w pewnym momencie z Królewną Śnieżką, ale ostatecznie nie
dostałam ani potwierdzenia ani zaprzeczenia swoich teorii. Te fragmenty
(podobnie jak postać Wielu Pieśni, która pojawia się i znika i nie wiadomo właściwie,
o co z nią chodzi) wyglądają na bezładnie porozrzucane. Jakby autorka miała
fajny pomysł, chciała go przekazać, ale w pewnym momencie umknęło jej to. Niby
coś tam próbuje dopisywać, ale nie ma w tym serca i nic właściwie nie jest
wyjaśnione.
Nie mówię, że wszystko ma być podane na tacy, ale dobrze
byłoby doprowadzić do końca tak ciekawy wątek i dać jakąś jaśniejszą wskazówkę
czytelnikowi. Chyba że ja za bardzo zafiksowałam się na tej królewnie Śnieżce i
nie byłam w stanie odnaleźć tego przesłania. Nie wykluczam też takiej opcji.
Ogólnie książkę oceniam raczej przeciętnie, ale z plusem i z
potencjałem. Widziałam, że jest kolejna część i może nawet spróbuję ją
przeczytać, licząc na lepsze wyjaśnienia tajemnic Sary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz