środa, 20 grudnia 2017

Spalić wiedźmę

Odpoczynek od pakietów był krótki, wracamy do „pierwszych kroków”. Właściwie uznałam, że przeczytam wszystkie książki z tego pakietu, bo chyba miały to być pierwsze kroki w fantastyce. Nie wiem właściwie, czemu nie wzięłam jej wcześniej, bo wiedźma w tytule brzmi obiecująco. Moje pierwsze skojarzenie z wiedźmami to Pratchett, a drugie Szekspir i „Makbet”, ale ogólnie spodziewałam się magii i fantasy. Magię dostałam.



Sara Weronika Sokolska (Sanika) jest nadworną wiedźmą władcy Polanii i Krakowa. W prologu zostaje wysłana w misję do małej wioski, w której zginęła jedna z kochanek króla. Na miejscu odkrywa, że nie było to zwykłe morderstwo, ale sprawka boginki zimy Mareny (znanej również jako Marzanna). Sara jest zdziwiona powrotem i mocą boginki, jednak udaje jej się rozwiązać sprawę z korzyścią dla siebie i jeszcze zrobić na złość arystokracji.
Bo Sara nie jest grzeczną nadworną wiedźmą (nigdy bym się nie spodziewała, że będzie), jest dość młoda (koło 30), arogancka i zadziorna. Wybitna z niej indywidualistka, która nawet królowi się podporządkowuje się, jeśli nie musi. Mimo to król sam wybrał ją na to stanowisko i darzą się jeśli nie sympatią to przynajmniej czymś w rodzaju szacunku lub minimum braku agresji. Zazwyczaj Sara sama wybiera sobie zadania i wykonuje je skrupulatnie, chroniąc Kraków.
Jednak w pewnym momencie w mieście pojawia się coś, co ją przerasta. Zostaje przechytrzona, a siły z którymi walczy są ogromne. Nie może też podjąć właściwego wyboru (słuchać króla czy nie), bo każda decyzja będzie mieć poważne, negatywne skutki. Kiedy domyśla się, że sama nic nie wskóra szuka pomocy u niespodziewanych sojuszników. Ale robi to w swoim stylu, raczej nikogo o nic nie prosząc.
Sama fabuła książki jest dość oklepana. Niepokorna wiedźma, która musi schować dumę do kieszeni, żeby ocalić swoje miasto. Styl też pozostawia nieco do życzenia, chociaż nie jest źle. To, co w książce jest jednocześnie najciekawsze i najmniej dopracowane to przebłyski wspomnień/snów/czegoś Saniki. Pojawiają się motywy stosu i płomienia, ale również matki, myśliwego, serca, natury i potężnych mocy. Mi się to bardzo mocno kojarzyło w pewnym momencie z Królewną Śnieżką, ale ostatecznie nie dostałam ani potwierdzenia ani zaprzeczenia swoich teorii. Te fragmenty (podobnie jak postać Wielu Pieśni, która pojawia się i znika i nie wiadomo właściwie, o co z nią chodzi) wyglądają na bezładnie porozrzucane. Jakby autorka miała fajny pomysł, chciała go przekazać, ale w pewnym momencie umknęło jej to. Niby coś tam próbuje dopisywać, ale nie ma w tym serca i nic właściwie nie jest wyjaśnione.
Nie mówię, że wszystko ma być podane na tacy, ale dobrze byłoby doprowadzić do końca tak ciekawy wątek i dać jakąś jaśniejszą wskazówkę czytelnikowi. Chyba że ja za bardzo zafiksowałam się na tej królewnie Śnieżce i nie byłam w stanie odnaleźć tego przesłania. Nie wykluczam też takiej opcji.

Ogólnie książkę oceniam raczej przeciętnie, ale z plusem i z potencjałem. Widziałam, że jest kolejna część i może nawet spróbuję ją przeczytać, licząc na lepsze wyjaśnienia tajemnic Sary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz